Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bankrutujący armatorzy jednostek wędkarstwa rekreacyjnego z Pomorza przyjechali pod Urząd Morski w Gdyni. Mają ze sobą zdechłe dorsze

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Przemyslaw Swiderski
Kilkudziesięciu armatorów jednostek trudniących się na Pomorzu wędkarstwem dorszowym pojawiło się w środę pod Urzędem Morskim w Gdyni. Konsekwentnie domagają się oni od rządu "godnych" rekompensat za nałożony na nich od stycznia zakaz połowów.

Armatorzy przywieźli ze sobą nietypowy ładunek, dwadzieścia ton zdechłych, cuchnących dorszy. Zagrozili, że wyrzucą ryby na ulicę przez Urzędem Morskim w Gdyni, jeśli dyrektor tej instytucji Wiesław Piotrzkowski, lub jego zastępca Maciej Jeleniewski nie wyjdą z nimi porozmawiać. Do wczesnego popołudnia do żadnych negocjacji jednak nie doszło. Podobnie zresztą, jak i do wyrzucenia ryb na ulicę, gdyż protest armatorów zabezpieczały znaczne siły policji. Funkcjonariusze zdecydowali się zresztą wylegitymować część osób, które pojawiły się pod Urzędem Morskim.

Zobacz także: Armatorzy wędkarstwa dorszowego z całego Pomorza przypłynęli do Gdyni i grożą blokadą portu. Domagają się rekompensat za wprowadzony zakaz połowów

Armatorzy zapowiedzieli natomiast, że będą koczować dziś pod budynkiem tak długo, aż Wiesław Piotrzkowski nie wyjdzie z nimi porozmawiać. Być może nawet do godz. 15, kiedy to urzędnicy administracji morskiej kończą pracę.

- Od dziesięciu dni prosimy o rozmowy, ale nikt ich nie chce z nami podjąć - mówił Wojciech Sikorski ze Sztabu Kryzysowego Rybołówstwa Rekreacyjnego. - Dlatego przywieźliśmy tu dziś "prezenty", dwadzieścia ton odpadów rybnych. Kolejny taki transport zawieziemy do Warszawy. Minister najwidoczniej chce, abyśmy się tym żywili. My już nie mamy nawet na chleb.

Przypomnijmy, że armatorzy grozili już kilka dni temu zablokowaniem portu w Gdyni. Mimo że przypłynęli swoimi jednostkami w jego okolice, taka akcja protestacyjna nie doszła do skutku.

- Wysłano na nas wojsko i Straż Graniczną - mówią. - Usłyszeliśmy, że jeśli dojdzie do blokady, nasze jednostki będą taranowane i zabawa się zakończy. Tak właśnie wygląda demokracja. Akcja pacyfikowania nas kosztowała już pięć milionów złotych.

Armatorzy w obliczu niemożności dalszego prowadzenia połowów domagają się rekompensat dla siebie i zatrudnionych załóg oraz możliwości odpłatnego zezłomowania swoich jednostek. Na razie jednak nie uzyskali satysfakcjonującej ich odpowiedzi od przedstawicieli rządu i administracji morskiej. Jak informują, propozycja strony rządowej sprowadza się obecnie do wypłaty zaledwie dziesięciu procent wartości jednostek, które ewentualnie miałyby ulec zezłomowaniu. Armatorzy oczekują, że zamiast 20 mln zł przeznaczona zostanie na ten cel kwota sześć razy wyższa. Ich zdaniem zaspokoiłoby to potrzeby właścicieli ponad stu jednostek z całego Wybrzeża.

Bankrutujący armatorzy jednostek wędkarstwa rekreacyjnego z ...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki