W porównaniu z sezonem 2009/2010, kiedy Bałtyk jako beniaminek rozpoczynał zmagania na poziomie II-ligowym i zakończył je na jedenastym miejscu, biało-niebiescy zanotowali progres. Jednak taki stan rzeczy dla klubowych włodarzy nie był satysfakcjonujący. Apetyty były znacznie większe, przed rozgrywkami deklarowano nawet walkę o awans do I ligi. Za fiasko tych starań głową zapłaciło aż dwóch szkoleniowców. Najpierw, po rundzie jesiennej, zwolniono Piotra Rzepkę, który przygotowywał zespół do II-ligowych bojów i prowadził go w większości spotkań w tym sezonie. Teraz wiadomo już, iż z pracą w Gdyni pożegna się po zakończeniu w czerwcu kontraktu trener Jacek Grembocki.
- Trwają poszukiwania nowego szkoleniowca - potwierdza Stanisław Rajewicz, członek zarządu Bałtyku.
Rzepka, kiedy po rundzie jesiennej zdecydowano się go zdymisjonować, zostawiał zespół z sześcioma punktami straty do drugiego miejsca w tabeli, premiowanego awansem do I ligi. Z perspektywy czasu szkoleniowiec ten twierdzi, iż zrobił, co do niego należało.
- W rundzie jesiennej wyniki układały się dla nas dobrze, powiedziałbym nawet, że nadzwyczaj przychylnie - mówi Piotr Rzepka. - Wygraliśmy niektóre mecze, gdzie wcale piłkarsko od rywala lepsi nie byliśmy. Na dodatek tylko siedem razy występowaliśmy w Gdyni, natomiast aż dziesięciokrotnie na wyjeździe, w tym z niemal całą ligową czołówką. Przed rundą wiosenną byłem więc optymistą i otwarcie mówiło się w klubie o zaatakowaniu I ligi. Niestety, ostatecznie nie znalazłem z zarządem wspólnego języka.
Nieoficjalnie mówiło się, że co najmniej kilka przyczyn rozstania z Piotrem Rzepką miało charakter pozasportowy. Dla przykładu szkoleniowiec, aby odpowiednio przygotować zespół do walki o awans w rundzie wiosennej, domagał się zorganizowania w przerwie zimowej co najmniej dwóch zgrupowań, w tym jednego za granicą, gdzie do dyspozycji miałby dobrej jakości trawiaste boiska. Warto przypomnieć, że w Polsce panowała wtedy sroga zima. Władze gdyńskiego Bałtyku optowały jednak, aby drużyna przygotowywała się wyłącznie na obiektach Gdyńskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji.
Pomysł ten zrealizował już następca Rzepki, Jacek Grembocki. Zespół został też uzupełniony o nowych graczy, jak wypożyczeni z Lechii Gdańsk Mateusz Łuczak i Michał Pruchnik, bramkarz Maciej Gostomski, Marcin Dettlaff, Dominik Lemanek, powracający Dariusz Kudyba. Gra Bałtyku nie poprawiła się jednak i po serii remisów oraz porażek na początku rundy gdynianie skutecznie zostali wyleczeni ze złudzeń o I lidze.
- Gramy i trenujemy na sztucznej murawie Narodowego Stadionu Rugby, gdzie bardzo łatwo o kontuzje - tłumaczył trener Grembocki. - Ciągle mam zdekompletowany skład.
Rzeczywiście, trzeba przyznać, iż bywały spotkania, w których szkoleniowiec Bałtyku ze względu na urazy i kartki nie mógł skorzystać nawet z ośmiu podstawowych graczy. Jednak fakt rozgrywania meczów w Gdyni na sztucznej murawie byłby chyba zbyt prostym wytłumaczeniem niepowodzeń w tym sezonie. Gdyby tak było, Bałtyk będzie miał problem z awansem także w przyszłości. Trudno bowiem sobie wyobrazić, aby nagle klub zaczął podejmować swoich rywali na piłkarskim stadionie miejskim w Gdyni z trybunami na ponad 15 tys. ludzi, kiedy niemal nigdy nie udawało się zapełnić podczas spotkań u siebie 2,5-tysięcznej areny rugby. Ze względu na wysokie koszty organizacji meczów na nowym obiekcie piłkarskim byłoby to działanie irracjonalne. Prędzej należałoby przychylić się do tezy, iż w zakończonym właśnie sezonie egzaminu nie zdało nieco więcej ogniw i kilka tych niedociągnięć miało charakter czysto sportowy. Po pierwsze byli to młodzieżowcy. Na tym poziomie rozgrywek na boisku przez cały mecz przebywać musi ich co najmniej dwóch.
- W Bałtyku zawodnicy poniżej 21 roku życia byli mniej klasowi niż w wielu innych zespołach - nie ma wątpliwości Piotr Rzepka.
Bezsprzecznie gdynianom doskwierała też indolencja strzelecka. Pięć bramek najskuteczniejszego napastnika, Remigiusza Malickiego, to jak na cały sezon dorobek - delikatnie mówiąc - skromny. Problemem jest też mało stabilny skład. Bałtyk miał zwyczaj wypożyczać zawodników z klubów wyższych klas rozgrywkowych, a potem niektóre, wiodące postaci, jak choćby Wojciecha Trochima, musiał do macierzystych zespołów oddawać. W tym samym czasie zwycięzca grupy zachodniej II ligi, Olimpia Grudziądz, konsekwentnie budowała drużynę i nie pozbywała się najlepszych piłkarzy. To samo można powiedzieć o bydgoskim Zawiszy. Szacuje się jednak, że są to kluby o budżetach nawet dwukrotnie wyższych od gdyńskiego Bałtyku.
Realnie więc rzecz oceniając, gdynianie mieli nikłe szanse, aby skutecznie powalczyć z takimi gigantami już w tym sezonie, a śmiałe zapowiedzi włączenia się do walki o awans z perspektywy czasu ocenić trzeba jako zbyt optymistyczne.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?