Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Babcia Anastazja, Kartuzy i wojna

Barbara Szczepuła
Anastazja Kruczyńska (z prawej), jej córka Gertruda Cygalska z małą Stefcią i matka Anastazji  - Paulina Jakusz
Anastazja Kruczyńska (z prawej), jej córka Gertruda Cygalska z małą Stefcią i matka Anastazji - Paulina Jakusz archiwum rodzinne
Nikt z rodziny nie ma odwagi, by powiedzieć Gertrudzie, że obrońcy Poczty Polskiej zostali przez Niemców rozstrzelani...

Pani Stefania Koziarowska krząta się po mieszkaniu w Sopocie i myśli o Kartuzach i o babci. Anastazja, z domu Jakusz-Gostomska, była Kaszubką. Swojej ukochanej wnuczce mogła powiedzieć to samo, co do Oskara z „Blaszanego bębenka” mówiła jego babka: - My, Kaszubi, zawsze nadstawialiśmy głowy, bo dla Niemców byliśmy za mało niemieccy, a dla Polaków za mało polscy… Pani Stefania szuka w albumach zdjęcia babci z młodości, bo chciałaby mi pokazać, jaka ładna była z niej dziewczyna. A do tego jeszcze bogata. Jedna z najlepszych partii w Kartuzach! Na późniejszych fotografiach już tej urody nie widać, kiedyś kobiety szybko się starzały i traciły figurę.

Ojciec Anastazji Karol Jakusz miał głowę do interesów. Porzucił biedną wieś i przeniósł się do Kartuz. Został przedstawicielem niemieckiej firmy Horstman handlującej maszynami rolniczymi. Szybko się wzbogacił. W 1906 roku zbudował kamienicę czynszową przy ulicy Gdańskiej, a na tyłach warsztat naprawy maszyn rolniczych. Swą jedynaczkę rozpieszczał. Miała dobry gust i znakomicie szyła, korzystając z żurnali mód, które ojciec przywoził jej z Gdańska. Niewątpliwie była najlepiej ubraną panną w okolicy. A jak szydełkowała! Koronka do komży, którą podarowała księdzu proboszczowi, była prawdziwym dziełem sztuki.

Wtedy właśnie pojawił się w Kartuzach Brunon Kruczyński. Przyjechał w interesach. Siedząc w restauracji nad śledziem w śmietanie z kartofelkami, dostrzegł za oknem miłą panienkę. Kupowała coś na straganie. Spytał o nią kelnerkę.

- Żadnych szans pan u niej nie masz - odpowiedziała, mierząc go spojrzeniem od stóp do głów. Ale znalazł jakiś pretekst, by odwiedzić jej ojca, i tak po nitce do kłębka… Nim doszło do ślubu, Brunon, który był ewangelikiem, musiał zmienić wyznanie, bo Anastazja, gorliwa katoliczka, nie mogła poślubić innowiercy. To z kolei tak zdenerwowało Hedwig, matkę Brunona, że zerwała z nim stosunki i do końca życia nie odezwała się do niego ani jednym słowem. No, ale wesele było huczne, trwało trzy dni, a suknia panny młodej zapierała dech w piersiach.

Anastazja urodziła i wychowała czworo dzieci: Leona, Gertrudę Ewę, Małgorzatę i Alfonsa.

Z czasem Brunon Kruczyński przejął po teściu prowadzenie warsztatu i handel maszynami rolniczymi, zaś Anastazja zajmowała się administracją kamienicy oraz wynajmem mieszkań w czynszówce i oficynie. Lokatorami w kamienicy Kruczyńskich byli Polacy i Niemcy. Trzeba przyznać, że żyli zgodnie, do czasu oczywiście.

Gdy do Kartuz dotarł światowy kryzys, którego skali oraz następstw nikt nie umiał przewidzieć, Brunon podżyrował jednemu ze swoich partnerów w interesach znaczną kwotę. Ten, nie mogąc zwrócić pożyczki, popełnił samobójstwo i mąż Anastazji do samej wojny spłacał jego zadłużenie. Odbiło się to oczywiście na życiu rodziny.

***

Obie córki dobrze wyszły za mąż. Gertruda ledwie skończyła osiemnaście lat, gdy w roku 1930 wyszła za Maksymiliana Cygalskiego, pracownika polskiego urzędu pocztowego w Wolnym Mieście Gdańsku. Była piękna i czarnowłosa jak Cyganka. Błyszczała podczas spotkań towarzyskich, których nie brakowało, bo życie gdańskiej Polonii było urozmaicone - fajfy, podwieczorki, brydże, bale… Jej suknie wyglądały na paryskie, choć były szyte przez mamę w Kartuzach. Mąż świata poza „swoim Trudzinkiem” nie widział. Urodziła mu Stefanię i Janusza, mówiła potem córce wielokrotnie, że te dziewięć lat do wojny było najlepszym okresem w jej życiu.

Gosia wyszła za mąż za urzędnika z Torunia i tam się osiedliła.

***

Trzydziestego pierwszego sierpnia 1939 roku Gertruda z dziećmi i Małgorzata w ciąży próbują wyjechać z Torunia. Chcą dotrzeć do teściów Gosi, którzy mieszkają koło Mławy. - W razie czego musicie uciekać z Pomorza! - przykazał im Zdzich, mąż Małgosi, zanim go zmobilizowano pod koniec sierpnia. Był przekonany, że tak daleko Niemcy nigdy nie dojdą. - Będziecie bezpieczne - zapewniał. Mąż Gertrudy został oczywiście na poczcie w Wolnym Mieście.

Dworzec jest pełen ludzi, kobietom nie udaje się wcisnąć do warszawskiego pociągu. Następnego dnia dowiadują się, że pociąg został zbombardowany. Mało kto przeżył.

Z Torunia do Włocławka jadą trzy dni. Gdy nadlatują sztukasy, pociąg staje, a pasażerowie uciekają do lasu albo rzucają się na ziemię w polu. Piski, krzyki i wybuchy bomb przeplatają się ze sobą.

Dalej podróżują wozami w towarzystwie rodzin urzędników celnych. Szkapa, która ciągnie ich wóz, jest stara i ledwo się wlecze na końcu kolumny. Żeby tylko nie padła - martwi się Gertruda. Są już we Włochach pod Warszawą, gdy znów nadlatują samoloty. Porzucają walizki na wozie i kryją się w zaroślach. Bomby spadły na wozy jadące z przodu kolumny. Wszędzie pełno trupów ludzkich i końskich. Ci, którzy przeżyli, biegają z obłędem w oczach, szukając najbliższych: - Haniu, gdzie jesteś? Andrzejku, odezwij się! Robi się ciemno, a one boją się wracać po rzeczy, choć obie są tylko w lekkich sukienkach, dzieci, chwała Bogu, są całe, ocalały także futra i torebki z pieniędzmi. Rozkładają karakuły na trawie, kładą się spać. Znowu miały szczęście. Czy pomogła Matka Boska do której się modlą?

Gertruda z Małgorzatą znajdują schronienie w jakimś gospodarstwie. - Poczekamy parę dni - mówią do gospodyni. - Lada dzień nadejdą Francuzi i Anglicy… O, chyba jadą! - Truda wybiega przed dom. Widzi żołnierzy Wehrmachtu na motocyklach.

***

Polen kaputt! - triumfują zwycięzcy. Gdzie się teraz mają podziać dwie młode kobiety - jedna w ciąży, druga z dwójką małych dzieci? Co się dzieje z Maksem? Co ze Zdzichem? Co z mamą i ojcem? Jedziemy do Kartuz!

„Co najmniej 320 Polaków zostało zamordowanych jesienią 1939 w powiecie kartuskim - cytuje mi pani Stefania Koziarowska z książki „Dzieje Kartuz”. - Największe straty poniosła inteligencja i tak zwane grupy przywódcze. Pierwszej publicznej egzekucji dokonano w Kartuzach 14 września, w lasku w pobliżu Wzgórza Wolności. W celu zastraszenia ludności przeprowadzono w mieście łapankę, w rezultacie której aresztowano 150 osób. Część z nich została zamordowana”.

Małgosia rodzi córeczkę. Dowiaduje się też, że Zdzich żyje. Jest w sowieckim obozie. A Maks Cygalski, mąż Trudzi? Nikt nie ma odwagi, by jej powiedzieć, że obrońcy Poczty Polskiej zostali przez Niemców rozstrzelani...

Mieszkaniami w kamienicy administruje niemiecki urząd, z niektórych wyrzucono dotychczasowych lokatorów, na ich miejsce ulokowano folksdojczów, Brunonowi odebrano prowadzenie warsztatu, jeździ po okolicznych wsiach i naprawia maszyny. Przywozi od czasu do czasu osełkę masła czy kawałek słoniny. Anastazja jakoś sobie radzi. Do obiadu zawsze siada co najmniej dziesięć osób. Uprawia duży ogród, sadzi ziemniaki, kapustę, marchew i buraki, więc jest z czego ugotować kartoflankę.

Przerabia stare sukienki, pruje swetry, robi na drutach czapki i rękawiczki. Na strychu rozkłada sienniki, koce i poduszki. Kryją się tam ludzie poszukiwani przez Niemców. Nikomu nie odmawia pomocy, jeszcze daje „gościom” po kawałku chleba na dalszą drogę.

Leon, najstarszy z rodzeństwa, który wrócił z wojny, szczęśliwie unika wcielenia do Wehrmachtu, bo znajomy lekarz nie tylko daje mu kategorię „niezdolny do służby wojskowej”, ale jeszcze załatwia posadę kierowcy w pogotowiu ratunkowym. Wreszcie są jakieś pieniądze.

Kiedy się skończy ten koszmar? Liczą na pomoc Matki Boskiej. Cud wydarzy się zapewne ósmego grudnia - w święto Niepokalanego Poczęcia NMP Niemcy pójdą wreszcie precz.

Nie poszli, no trudno, ale może w święto Matki Boskiej Gromnicznej…

Może wyniosą się 3 maja, bo to przecież święto Matki Boskiej Królowej Polski… I tak od święta do święta.

Wojna nie może przecież trwać wiecznie.

***

W marcu 1941 roku Niemcy aresztują Alfonsa Kruczyńskiego, zwanego Aziem, młodszego syna Anastazji i Brunona. Nie podpisał listy narodowościowej. Anastazja biegnie do więzienia: - Co robić, mamo? - pyta Azio. - Dziecko, co ja ci mogę radzić? Sam musisz decydować… - siłą woli powstrzymuje łzy. - Czeka cię albo Wehrmacht, albo Stutthof.

Uruchamia znajomości, błaga znajomych Niemców o pomoc, przekonuje, prosi, jeździ do Gdyni do gestapo…

Gdy z Kartuz odjeżdża pociąg wypełniony młodymi Kaszubami w niemieckich mundurach, nad dworcem niesie się głośny śpiew: „Boże, coś Polskę” i „Serdeczna Matko, opiekunko ludzi, niech Cię płacz sierot do litości wzbudzi…”

Azio trafia na front zachodni. Z tego, co pisze, rodzina domyśla się, że zamierza zdezerterować.

Wkrótce jednak listy zaczynają przychodzić z frontu wschodniego. Ostatni - 1 maja 1943 roku.

„Jestem nad Donem. Należę do szybkiego oddziału rowerowego. Dużo naszych przeszło na drugą stronę i dlatego nam nie wierzą i obserwują. Zobaczymy, co Bóg da. Wiadomości żadnych, z wyjątkiem propagandowych. Jestem na tyłach, daleko od strzałów. (…) Czy jest nadzieja końca wojny w tym roku? Jaki duch tam u was? Piszcie ostrożnie, boję się kontroli”.

Nie wiadomo, jak zginął. Anastazja długo się łudziła, że któregoś dnia dotrze do domu.

***

Przez Kartuzy suną kolumny uciekinierów z Prus Wschodnich. Przerażenie ogarnia, bo końca kolumn nie widać, wozy jadą, jadą i jadą. Niektóre bogate, kobiety na nich poprzykrywane kożuchami, inne biedne, dzieci głodne, zmarznięte, ciągną pierzynę każde w swoją stronę. Ile to razy Anastazja tych Flüchtlingów na nocleg brała, ciepłą kawą częstowała, żeby się rozgrzali. Woźnicami bywali Polacy zesłani na roboty do Prus Wschodnich. Tym dawała buty, bieliznę i swetry Azia, a także rzeczy swego męża, który zmarł w 1944 roku.

Zjawiają się więźniowie ze Stutthofu. Wyglądają jak szkielety, wycieńczeni, zawszeni. Anastazja oddaje im jeden pokój, karmi, pielęgnuje, nie boi się nawet tyfusu. Razem z Gertrudą gotują w wielkim kotle ich obozowe łachy.

***

Nadchodzą Rosjanie. - Jak my na nich czekaliśmy! - opowiada pani Stefania. - Zajęli oficynę. Przytaszczyli worek mąki, poprosili, by im nasmażyć blinów, mama z babcią godzinami stały przy kuchni. Przynieśli też stosy talerzy, które ukradli z hotelu, teraz bezpańskiego, bo właściciel uciekł. Babcia porozdawała je lokatorom. Gdy dowódca oddziału dowiedział się, że w domu są chorzy więźniowie z obozu koncentracyjnego, przysłał wojskowego lekarza, podarował leki i chleb. Polecił żołnierzom codziennie odkażać podłogę lizolem. Słyszało się o różnych bezeceństwach i gwałtach w mieście, ale w naszym domu żadnych ekscesów nie było. Babcia jednak na wszelki wypadek pilnowała mamy. Sicher ist sicher.

***

Gertruda dostała po wojnie pracę na poczcie w Gdańsku, wyprowadziła się więc, zabierając ze sobą syna. Stefa została z babcią w Kartuzach aż do matury.

- Wszyscy doznaliśmy od babci wiele dobrego - podsumowuje. - Wokół niej skupiało się życie rodziny. Była silna, odważna, niczego nie wymagała dla siebie. Zmarła w 1966 roku.

Obecnie w zbudowanej przez jej ojca kamienicy mieszka siódme pokolenie naszej rodziny. Zuzanna, prapraprawnuczka Anastazji Kruczyńskiej, będzie w tym roku zdawać maturę.

***

Pani Stefania opowiada mi jeszcze o niemieckim ogrodniku. Przed wojną zależało mu na klientach, starał się być dla wszystkich miły, choć, jak z czasem wyszło na jaw, uczestniczył w układaniu list proskrypcyjnych. Gdy Niemcy aresztowali ojca Irki, jednej z przyjaciółek Stefci, jej mama pobiegła do ogrodnika prosić o pomoc. - Jemu mam pomóc!? - oburzył się. - Niech zgnije w więzieniu!

Ojciec Irki zginął w Mauthausen-Gusen.

Ogrodnik w 1945 uciekł z rodziną na Zachód.

W latach siedemdziesiątych przyjechał jego syn. Tęsknił za starymi kątami. Uważał Kartuzy za niemieckie miasto, czuł się pokrzywdzony przez los i Polaków, że musiał kiedyś wyjechać. Odwiedził Irkę, którą znał z dzieciństwa. Zaprosiła go na kawę.

- Nie powiedziałaś mu o ojcu? - zdumiała się Stefania.

- Tacie to już życia nie wróci. Po co rozdrapywać stare rany?


[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki