Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Artyleryjski ostrzał Opery Bałtyckiej

Jarosław Zalesiński
Przemek Świderski
Jedną z charakterystycznych tylko dla niej właściwości Opery Bałtyckiej, prowadzonej przez Marka Weissa, jest nie tylko to, że dyrektor jest jej głównym reżyserem (na 20 operowych premier 13 wyszło spod jego ręki), ale i to, że dyrektor jest zarazem jej głównym recenzentem, zwłaszcza na swoim blogu, gdzie dekretuje, jak należy rozumieć i jak oceniać produkcje teatru. A także jak ich nie oceniać.

Niedawno i ja zapracowałem na taki negatywny zapis, a nawet na karę, bo dyrektor Weiss ogłosił na blogu, że za to, jak opisałem premierowy spektakl "Burzy" Bałtyckiego Teatru Tańca, ksero mojej recenzji nie zawisło na jakowejś tablicy w gmachu opery.

Jest taki dobry obyczaj, że z recenzjami na własny temat się nie polemizuje, reprymendę przyjmuję więc z pokorą, a nawet z humorem, bo w końcu z dwojga złego lepiej za karę nie zawisnąć niż zawisnąć. Jeden wszakże moment w poświęconym mi wpisie na blogu wymaga odpowiedzi, bo dotyczy nie mojej skromnej osoby, tylko mojej redakcji. Dyrektor Weiss sugeruje mianowicie, że "Dziennik Bałtycki" ma taką koncepcję, by "położyć kres mojej dyrekcji". Podobnie zresztą dyrektor Weiss deszyfrował rzeczywistość w jednym z wcześniejszych swoich wpisów, mówiąc, że tak jak i w innych miejscach, gdzie wcześniej kończyła się jego praca, tak i teraz w Gdańsku prowadzony jest "ostrzał artyleryjski" jego opery, a w tle tego "wyglądają niecierpliwe twarze ewentualnych następców".

Panie Dyrektorze, proszę wybaczyć, ale to jakieś myśli prześladowcze. Nasza redakcja nie prowadzi żadnej skierowanej przeciwko Panu kampanii. Nic mi też nie wiadomo o jakichś Pana następcach, którym torujemy drogę. Moja gazeta robi rzecz najzwyklejszą w świecie: w momencie, gdy przed nami jest już ostatni zapisany w Pańskim kontrakcie sezon w Operze Bałtyckiej, stawiamy pytania o to, jak Pańską działalność w Gdańsku podsumować.

Pisze Pan jeszcze jedną nieprawdę, twierdząc, że te podsumowania są "zawsze negatywne", czyli nastawione jedynie na wysadzenie Pana z dyrektorskiego siodła. Fakty są takie, że - z wielką zresztą przyjemnością, bo to uczciwy tekst - redakcja nasza zamieściła w "Dzienniku Bałtyckim" nie tak dawno artykuł Pana Tomasza Flasińskiego, podsumowujący Pańskie lata w Gdańsku. "Ciekawy repertuar, w którym pełno geniuszy XX wieku", "otwarcie na widza, który sam jest otwarty", "świetne wyczucie w układaniu obsad", "lepiej niż w większości polskich oper wygląda dobór dyrygentów" - to wszystko cytaty z tego artykułu. Owszem, znalazło się w nim także parę kropli dziegciu, choćby bliskie mojemu myśleniu o prowadzonym przez Pana teatrze sformułowanie o "braku reżyserskiego płodozmianu". Ale Panie Dyrektorze, proszę nie oczekiwać od mediów, by pisały o Pańskim teatrze aż tak bombastycznie, jak stale pisze Pan o nim na własnym blogu. Tak się nie da.

Podsumowania wymagają teraz także dokonania Bałtyckiego Teatru Tańca, który, jak wszystko na tym świecie, ma swoje blaski i cienie. Rzeczywiście, przyznaję, "Burza" wywarła na mnie wrażenie regresu, z tym że w stosunku (co mocno przecież zaznaczałem) do świetnego "Snu nocy letniej", który w ogóle - obok choreografii Kyliana w ramach projektu "Niderlandy" - zdaje mi się szczytowym punktem na linii łączącej spektakle BTT. Coś w tej "Burzy" jest nie tak. Bardziej ode mnie fachowi recenzenci napisali np., że przez większą część przedstawienia spektakl "nie budzi emocji" i że podziwia się go "jak za szybą". Albo że - to inna recenzja - "Taniec prowadzi widza bez emocji przez historię postaci scenicznych". Dlaczego spektakl nie budzi emocji? Może wynika to z braku wyraźnie zarysowanych charakterów? A to brać się może z tego, że koncepcja prowadzenia zespołu BTT jako jazdy na rollercoasterze, z którego ciągle ktoś spada, ale dzięki permanentnym castingom łatwo się te straty uzupełnia, nie wiem, czy ta koncepcja przynosi jeszcze takie efekty artystyczne, jakie dotąd przynosiła. Osobowość sceniczna to jednak coś trochę innego niż techniczna sprawność, do tego się dojrzewa. W "Śnie nocy letniej" emocjonowały nas losy bohaterów, dojrzale zarysowanych przez tancerzy. To, że "Burza" emocji nie budzi, tu może mieć swoją przyczynę.

Ale oczywiście, inna bardzo poważana przeze mnie recenzentka napisała, że "Burza" to "najdojrzalsza propozycja choreograficzna Izadory Weiss", a zespół Bałtyckiego Teatru Tańca został "mocno odświeżony, wzbogacony o prawdziwe indywidualności". Nie podzielam tego przekonania, ale je szanuję. Tak to już jest na tym świecie, że to samo wydarzenie artystyczne prowokuje różne oceny, nic w tym nadzwyczajnego. Tłumaczyć to czyjąś zawziętością to już naprawdę przesada. Kiedy w Pańskim wpisie, Panie Dyrektorze, przeczytałem, że o Operze Bałtyckiej ukazuje się wiele napastliwych opinii, "szczególnie tego autorstwa" ("tego", czyli mojego...), już tylko się uśmiechnąłem i spojrzałem na piękny dyplom z podpisem "Jarosławowi Zalesińskiemu - przyjacielowi Opery Bałtyckiej", który to dyplom miałem kiedyś zaszczyt odebrać z Pańskich rąk i który do dzisiaj wisi na honorowym miejscu nad moim redakcyjnym biurkiem. No ale rozumiem: rozstrzygane są dzisiaj sprawy przedłużenia Pańskiego kontraktu w Operze Bałtyckiej, trzeba te decyzje poprzedzić, jak to Pan sam określił, "ostrzałem artyleryjskim".

Pozostaję sceptyczny, czy uniknie Pan w ten sposób pytań mediów o Operę Bałtycką i także o Bałtycki Teatr Tańca, który został sformatowany równie autorsko, jak repertuar operowy. Co ma oczywiście swoje blaski, ale ma i cienie. Czytam np. w jednym z lokalnych mediów, że "Najnowsza premiera BTT [czyli »Burza« - J.Z.] zaskakująco rozczarowuje. Obnażyła słabości realizatorki i postawiła znak zapytania nad przyszłością całego projektu pt. »Autorski teatr tańca«". Sam nie byłbym aż tak surowym sędzią, ale miałbym co najmniej kilka pytań do BTT. Choćby pytanie o to, dlaczego z jego repertuaru zniknęły takie spektakle jak "Dziadek do orzechów" w świetnej inscenizacji Hansa Henninga Paara, z 2008 roku. Dlaczego edukacja artystyczna sprowadza się w Operze Bałtyckiej do cyklu "Opera? Si!", a nie edukuje się poprzez takie jak tamta inscenizacje, scena baletowa służy zaś głównie samorealizacji jej szefowej? Pytań byłoby więcej, i powinny być one stawiane w publicznej przestrzeni, bez wystawiania się przez autorów pytań na ryzyko niepowieszenia.

Opinii publicznej coś się w tej sprawie należy. Choćby informacja, czy będzie konkurs na stanowisko dyrektora opery. Klimat w Polsce bowiem się zmienia, także w kulturze. "Obywateli kultury" zaczynają niecierpliwić układy między urzędnikami a upatrzonymi na jakąś funkcję menedżerami kultury. Wolą transparentne procedury, ze wszystkimi ich wadami.
Niedawno w Toruniu wywieszano transparenty "teatr jest nasz". Chodziło o bardzo wątpliwe rozstrzygnięcie przez władze samorządowe sprawy prowadzenia Teatru im. Wilama Horzycy. Ja bym chciał, żeby w Gdańsku wywieszono teraz transparenty "opera jest nasza". I nie ma w tym żadnej mojej zawziętości. To nie zawziętość, to normalność. Bo Opera jest nasza, a nie Pana Dyrektora czy Pana Marszałka.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki