W Gdańsku wybrano przed laty specyficzny model dostarczania usług komunalnych. Wodę i ścieki doprowadza spółka miejsko-francuska, a ciepło to domena spółki GPEC, czyli podmiotu miejsko-niemieckiego. Dokładnie rzecz biorąc to spółka miejsko-miejska, w której partnerem Gdańska jest niemieckie miasto Lipsk.
Obecność zagranicznych inwestorów w gospodarce może być źródłem wielu pożytków i korzyści, choćby wtedy, gdy wraz z inwestorem pojawiają się nowoczesne technologie, gdy pojawienie się inwestora jest impulsem rozwojowym dla całych branż gospodarki.
Inwestycje technologiczne są wspierane przez rządy i lokalny samorząd – nowoczesne fabryki czy nawet centra usług wspólnych mogą tworzyć dźwignię rozwojową – dzięki transferowi wspomnianych technologii i podnoszeniu kwalifikacji pracowników.
Skoro jest tak dobrze, to skąd emocje w Gdańsku wokół spółek miejskich z udziałem zagranicznym. Emocje te biorą się z prostego faktu – zarówno dostawa wody (i odprowadzanie ścieków), jak też dostawa ciepła to rynki specyficzne. Spółka SNG jest faktycznie monopolistą w zakresie świadczenia swoich usług. Przeciętny mieszkaniec Gdańska nie ma praktycznie opcji „ominięcia” tego dostawcy usług. Nieco bardziej zróżnicowany jest rynek usług ciepłowniczych, tu konkurencja może być znacznie większa, ale powiedzmy wprost – przeciętny mieszkaniec, którego lokum podłączono kiedyś do sieci ciepłowniczej nie ma praktycznie szansy na uniezależnienie się od tego dostawcy. W nieco lepszej sytuacji są osoby budujące domy czy deweloperzy. Tu swoboda podejmowania decyzji jest znacznie większa, ale też powiedzmy wprost – to kwestia ogromnych kosztów.
Mamy więc sytuację, gdy obie miejsko-zagraniczne spółki działają w wymarzonych wręcz warunkach nie-rynkowych. Ich pozycja i specyfika działania sprawia bowiem, że ich działania obarczone są względnie niewielkim ryzykiem powstania istotnej konkurencji.
Efekty widać w wynikach finansowych. GPEC od lat wypłaca dywidendę swoim właścicielom, przy czym dywidenda trafiająca do Lipska jest znacznie większa o tej pozostającej w Gdańsku. Można uznać to za naturalne, gdyż Leipziger Stadtwerke posiada ponad 80 proc. udziałów w GPEC. Efekt? Dywidenda dla niemieckiego udziałowca za 2020 r. wyniosła ok. 10 mln Euro. W Gdańsku zostało ok. 9 mln zł. Mniejsze były transfery dywidendy do inwestorów francuskich z SNG, ale i tak szacuje się, że w długim okresie mogły one wynieść nawet 30 mln Euro. Teraz Gdańsk planuje wyjście ze spółki z Francuzami na ok. 40 mln zł, przy czym miejska opozycja całkowicie kwestionuje ten model wychodzenia z umowy.
O tym, czy Francuzi i Niemcy z Lipska przynieśli do spółek miejskich znaczące know-how można dyskutować długo. Zdania są podzielone, a głosów krytycznych jest wiele. Podobną jakość usług świadczy wiele miejskich spółek, gdzie nikogo z inwestorów zagranicznych nie wpuszczano. Wiadomo natomiast, że obecność obu inwestorów sprawiła, że pieniądze gdańszczan nie zawsze pracowały na rozwój miejskiej infrastruktury w Gdańsku. Taki stan ogranicza możliwości rozwojowe i inwestycyjne Gdańska. I o ile wiadomo mniej więcej jaka przyszłość czeka gdańszczan w zakresie dostaw wody (choć pytanie – ile zmiana będzie kosztować jest aktualne), to nie wiemy jaka jest wizja związana z dostarczaniem ciepła w Gdańsku. Jak się wydaje – nadal mieszkańcy Lipska będą korzystać z rachunków opłacanych w Gdańsku. A może warto przynajmniej podyskutować o tej sprawie?
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?