Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arkadiusz Kazański: Strajk 1980 roku współtworzyli ludzie, którzy pozostali w cieniu

rozm. Jarosław Zalesiński
Jarosław Zalesiński
Jarosław Zalesiński Archiwum
Z Arkadiuszem Kazańskim, historykiem z gdańskiego oddziału IPN, rozmawia Jarosław Zalesiński.

Czy 14 sierpnia 1980 r., jedna z najważniejszych dat w powojennej historii Polski, ma wciąż jakieś białe plamy?

Taką niejasną kwestią jest na przykład skok Lecha Wałęsy przez stoczniowy płot. Przez samego Wałęsę nigdy tak naprawdę nie zostało wyjaśnione, jak dostał się on do stoczni. Przedstawił kilka sprzecznych wersji przedostania się na teren stoczni.

Pana kolega po fachu, Sławomir Cenckiewicz, w książce "Sprawa Lecha Wałęsy" zestawił te różne wypowiedzi Wałęsy. Raz to był płot, raz mur...

Raz koło pierwszej bramy, a raz koło trzeciej. Trzecia znajduje się przy przystanku SKM Stocznia, a pierwsza przy przychodni przy ul. Wałowej. Tak po ludzku trudno sobie wyobrazić, by Lech Wałęsa mógł w tak ważnej sprawie pomylić te bramy, nawet w dobrej wierze.

Cenckiewicz pisze, że nie stawia jakichś "rewizjonistycznych" tez z motorówką, ale fakt, że po tylu latach wciąż nie wiemy, jak wyglądał ten historyczny moment, wygląda dziwnie.

Również nie chciałbym niczego przesądzać, ale myślę, że Wałęsa nie powinien się tak różnić w swoich opowieściach dotyczących tak ważnego momentu w jego życiu i w historii Polski.

Skok przez mur pozostaje nieopisany. Coś jeszcze? Wiadomo np., jak zawiązał się pierwszy komitet strajkowy?

Dokonywało się to samorzutnie, sytuacja była płynna. Strajk rozpoczęli młodzi stoczniowcy, którzy czekali potem na kogoś starszego, kto by pomógł im w rozmowach z dyrektorem Gniechem.

Gniechowi udało się ich już niemal spacyfikować. Właśnie w tym momencie pojawił się Wałęsa.

Wałęsa potrafił tak poprowadzić rozmowy, że sytuacja została przez strajkujących opanowana. A potem do komitetu strajkowego weszli przedstawiciele stoczniowych wydziałów, tych, na których zaczął się strajk, czyli Prądzyński, Borowczak...

Felski czy Walentynowicz. To znane dzisiaj nazwiska. Ale jest też sporo nazwisk, które nic nam dzisiaj nie mówią.

Na przykład Kazimierz Kunikowski. Ludwik Prądzyński zawsze wspominał, że na wydziale K3, bardzo dużym, Kunikowski bardzo mu pomagał. Dzisiaj pamięta się o Prądzyńskim, a nazwisko Kunikowskiego zostało zapomniane.

Czy strajk pierwszego dnia nie był mieszaniną działań zaplanowanych i improwizacji? Wymieszanie osób w pierwszym komitecie o tym chyba świadczy.

Na pewno. Sam Bogdan Borusewicz wspominał po latach, że planowali tylko akcję strajkową do momentu wywalczenia powrotu do pracy Anny Walentynowicz. Nie spodziewali się, że tak się to potoczy dalej. Pierwsze żądania dotyczyły na przykład dodatku drożyźnianego...

Ale także pomnika ofiar Grudnia. Nie chodziło strajkującym wyłącznie o sprawy bytowe.

Pomnika na pewno nie. Pojawił się tylko postulat upamiętnienia stoczniowców poległych w grudniu 1970 roku.

Jedni mówili jednak o pomniku, inni o tablicy. W każdym razie sam temat pojawił się od początku. Wiadomo, dzięki komu?

Anna Walentynowicz w swoich wspomnieniach wracała często do osoby Piotra Maliszewskiego, młodego stoczniowca, który miał zgłosić postulat upamiętnienia ofiar Grudnia. Józef Wójcik, sekretarz zakładowego komitetu PZPR, zaproponował w odpowiedzi, żeby upamiętnić Grudzień w stoczniowej sali tradycji. Tej sprawy pierwszego dnia nie rozstrzygnięto, miało to być tematem dalszych rozmów. Joanna i Andrzej Gwiazdowie stawiają zresztą w swojej książce "Gwiazdozbiór" zarzut stoczniowcom, że w początkowych rozmowach nie pojawił się postulat pomnika poległych w Grudniu 70. Stoczniowcy tak naprawdę myśleli tylko o sobie.

Ale z zapisu rozmów z 14 sierpnia jasno wynika, że temat upamiętnienia ofiar Grudnia jednak stanął, i to mocno.

Tylko że nie przesądzono wtedy formy. Kiedy 16 sierpnia strajkujący porozumieli się z dyrekcją stoczni, sprawa upamiętnienia ofiar Grudnia nie została rozstrzygnięta. Władza mogłaby potem postąpić po swojemu.

Moje największe zdziwienie przy lekturze rozmów z 14 sierpnia obudziło to, że już wtedy pojawił się temat związków zawodowych.

Ale formułuje się też zarzut pod adresem stoczniowców, że postulat wolnych związków pojawił się dopiero drugiego dnia. Andrzej Kołodziej twierdzi zresztą, że podniesiono go w Stoczni Komuny Paryskiej. Z kolei Zenon Kwoka z zajezdni autobusowej w Gdyni Redłowie twierdzi, że to tam postulat został sformułowany. Gwiazdowie twierdzą, że sformułowano go w ich Elmorze.

Sukces ma zawsze wielu ojców. W Stoczni Gdańskiej Wałęsa już 14 sierpnia mówił, zacytuję Panu: "Wolne kompletnie wybory i wtedy te związki będą naprawdę nas broniły".

Ale Wałęsie chodziło o wolne wybory do starych związków. Może 14 sierpnia nie mieli jeszcze tej odwagi, która pozwoliła im zgłosić po paru dniach postulat wolnych związków zawodowych. Pamiętajmy, że pierwszego dnia na terenie stoczni nie było jeszcze ani Gwiazdów, ani Borusewicza.

Ale już wtedy powstawał grunt pod 21 postulatów. W ciągu pierwszych paru dni postulaty strajkujących zdumiewająco szybko dojrzewały.

Wpłynęła na to masowość strajku sierpniowego. Od poniedziałku, 18 sierpnia lawinowo powiększała się liczba dołączających się strajkujących zakładów. Ale trzeba powiedzieć, że wśród postulatów zgłaszanych przez zakłady z województwa gdańskiego postulat wolnych związków zawodowych rzadko się pojawia. Może w tych mniejszych zakładach panował większy strach.

I nie działały tam WZZ-ty... Skoro już wyszliśmy poza Stocznię Gdańską: 15 sierpnia stanęła w Gdańsku komunikacja, strajk rozlał się na miasto. Jest Pan autorem publikacji, która opisuje ten moment w inny sposób, niż znany nam z pewnej legendy.

Według moich badań nie jest prawdą, że to Henryka Krzywonos rozpoczęła samotnie strajk komunikacji miejskiej, nie tylko w Gdańsku zresztą, ale i w Trójmieście, jak to się przez wiele lat mówiło. Dotarłem do wielu osób, które twierdzą, że strajk rozpoczął się z samego rana w zajezdniach. Na przykład w zajezdni tramwajowej na Wita Stwosza protest uruchomił Stanisław Kinal, nieznany bohater strajku sierpniowego. Jego skład tramwajowy stał w zajezdni pierwszy do wyjazdu i Kinal po prostu nim nie wyjechał. To spowodowało, że inne tramwaje nie mogły opuścić rano zajezdni. Tak samo nie wyjechały rano autobusy z zajezdni przy ówczesnej ulicy Karola Marksa, gdzie brama wyjazdowa została zastawiona autobusem przez kierowcę Mariana Posyniaka.

Ale przyzna Pan, że legenda samotnej tramwajarki, która zatrzymuje całe miasto, ma jakąś mitotwórczą siłę. Tak jak i skok przez płot Wałęsy.

Mam jak największy szacunek dla pani Henryki. Jako przedstawiciel komunikacji weszła do MKS-u, została sygnatariuszem Porozumień Sierpniowych. Ale widzi pan - piękny mit można by też stworzyć z historii Stanisława Kinala. A do tego mit oparty na prawdzie.

Na strajk nałożyły się różne mity. Uczestnicy tych wydarzeń biorą udział w obecnych sporach politycznych. Może to z tych powodów historia strajku wciąż ma swoje białe plamy?

Działa to w obie strony. Henryka Krzywonos czy np. Bogdan Borusewicz czerpią, przyzna Pan, olbrzymie profity z faktu, że jest im przypisywana taka a nie inna rola w Sierpniu. Byli WZZ-towcy zarzucają np. Borusewiczowi, że przypisuje sobie całą zasługę przygotowania strajku, zostawiając w cieniu drukarzy czy kolporterów, którzy od rana 14 sierpnia kolportowali ulotki.

W niedawnych sporach Borusewicz obdzielił jednak zasługami przynajmniej różnych liderów. W cieniu pozostają rzeczywiście do dzisiaj tacy ludzie, jak Stanisław Kinal. A bez nich strajk pewnie nie skończyłby się tak, jak się skończył 31 sierpnia.

Historię piszą zwycięzcy. A Stanisław Kinal może nie umiałby odnaleźć się w wielkiej historii. Problem polega na tym, że pani Henryka Krzywonos nigdy nie protestowała, gdy przypisywano jej rolę samotnej tramwajarki, która zatrzymała całe Trójmiasto.

Historię piszą zwycięzcy. Ale może zadaniem historyków jest opisywanie tych anonimowych, a przecież ważnych bohaterów. I oddanie im sprawiedliwości.

Takie osoby, jak Stanisław Kinal czy Marian Posyniak funkcjonowały w wielu zakładach, w Trójmieście, w Tczewie, Kościerzynie, Starogardzie Gdańskim, Wejherowie.

Ktoś o nich dziś pamięta?

"Encyklopedia Solidarności" stara się pokazać takie osoby. IPN stara się żmudnie, nazwisko po nazwisku, przypominać je. Sam pracuję teraz nad monografią regionu gdańskiego, która odnotowywać będzie tych nieznanych, cichych bohaterów sierpniowego strajku.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki