Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arka przełamała się w Chorzowie

Janusz Woźniak
Arka nie wygrała, ale w Gdyni wszyscy odetchnęli z ulgą
Arka nie wygrała, ale w Gdyni wszyscy odetchnęli z ulgą
Najważniejsza dla gdyńskich kibiców informacja po sobotnim meczu Ruch Chorzów - Polnord Arka jest taka, że remisując bezbramkowo, żółto-niebiescy przerwali fatalną passę pięciu z rzędu ligowych porażek. Pożegnali się też z feralną "13" w punktowym dorobku, bo teraz mają przecież o jeden punkt więcej.

Kadrowe i taktyczne dylematy przed sobotnim meczem z Ruchem w Chorzowie trener żółto-niebieskich Czesław Michniewicz rozstrzygnął w ten sposób, że postawił na ofensywny futbol. Postawił na dwóch napastników, zrezygnował z jednego środkowego defensywnego pomocnika. To miał być futbol na "tak".

Arka miała się przełamać po pięciu z rzędu porażkach, a indywidualną szansę na przełamanie otrzymał dawno niewidziany na boiskach ekstraklasy Marcin Chmiest, który na boisku pojawił się od 46 minuty. Co z tego wyszło?

Mecz rozpoczął się od wzajemnego badania sił. Szacunek dla umiejętności rywali - taka dewiza obowiązywała zawodników obu drużyn.

Pierwsza naprawdę groźna sytuacja miała miejsce w 9. minucie gry pod bramką Ruchu. Po rzucie wolnym piłka trafiła w polu karnym do Marcina Pietronia, ale ten nie był zdecydowany czy strzelać, czy może podać do lepiej ustawionego Bartosza Karwana. W efekcie skończyło się dla chorzowian tylko na strachu. W 20. minucie Anderson uratował swój zespół, blokując strzał Marcina Sobczaka z kilku metrów.

Sobczak jeszcze dwukrotnie strzelał z pola karnego, ale za każdym razem piłka lądowała w rękach Norberta Witkowskiego.

- To jest mecz walki. Arka dobrze gra z kontry, robi sporo zamieszania z przodu - oceniał w przerwie przebieg wydarzeń na boisku pomocnik Ruchu Marcin Nowacki, który z powodu kontuzji w 35. minucie musiał zejść z placu gry.

Po przerwie w chorzowskim meczu niewiele się zmieniło. Była walka, ale bramki nie padały. Trzeba jednak przyznać, że to piłkarze gospodarzy mieli więcej szans, aby je zdobyć. Już w 48. minucie sam przed Witkowskim znalazł się Sobczak i przegrał pojedynek z bramkarzem gdynian. W 66. minucie Piotr Ćwielong strzelał z pięciu metrów i... piłka poszybowała w kierunku bocznej chorągiewki. Wreszcie w 84. minucie Witkowski w kapitalnym stylu obronił strzał z kilku metrów Marcina Zająca.

Ostatnie minuty to było już oblężenie gdyńskiej bramki, ale gdynianie bronili się dzielnie i ofiarnie. Na pewno też najlepszym zawodnikiem Arki był Witkowski.
Gdynianie po przerwie także mieli swoje szanse. Marcin Chmiest strzelał z 18 metrów, ale Krzysztof Pilarz złapał piłkę, a już w doliczonym czasie gry nie trafił do bramki Bartosz Ława.
Najlepszą sytuację mogli mieć arkowcy w 59. minucie, kiedy w polu karnym Ruchu piłkę przy wydatnej pomocy ręki przyjmował Michał Pulkowski, co było widać w telewizyjnej transmisji. Sędzia nie zauważył tego zagrania i rzutu karnego nie podyktował.

Najważniejsze jednak w Chorzowie - z gdyńskiego punktu widzenia - było to, że Arka przerwała fatalną passę pięciu porażek. Ten jeden punkt zdobyty na Ruchu jest tak potrzebnym światełkiem w tunelu.

- Nie zagraliśmy supermeczu, ale przecież ciężko się gra z bagażem pięciu z rzędu porażek. Chcieliśmy się przełamać i ten cel został spełniony. Moi zawodnicy zostawili na boisku dużo zdrowia, nie zabrakło im determinacji i za to im dziękuję. Ten remis to taka nutka optymizmu tak potrzebna całej drużynie. Czy sędzia powinien podyktować rzut karny dla nas? Na boisku, przyznam uczciwie, tej sytuacji i zagrania ręką Pulkowskiego nie zauważyłem. Dopiero oglądając telewizyjne powtórki, widziałem, że były podstawy do podyktowania karnego. Ale nie ma co robić z tego spiskowej teorii. Pewnie arbiter tej ręki nie widział i tyle - powiedział w niedzielę trener Michniewicz.

- Przyjechaliśmy do Chorzowa, aby przerwać serię deprymujących nas porażek i udało się zremisować. Jesteśmy więc zadowoleni z podziału punktów, chociaż muszę też przyznać, że gospodarze mieli w tym meczu przewagę i więcej sytuacji do zdobycia zwycięskiego gola - to pomeczowa opinia Bartosza Ławy.

O ile zdobyty punkt wywołał zrozumiałą radość w gdyńskiej ekipie, to w zespole Ruchu remis odebrany został nieomal jak porażka.

- W tym meczu szczęście było po stronie naszych rywali. Gdynianie, szczególnie do przerwy, zaskoczyli nas determinacją, taką fizyczną wręcz walką. Mimo wszystko stworzyliśmy sytuacje, po których powinniśmy zdobyć bramki. Dlatego ten remis chwały nam nie przynosi, a zdobyty punkt nie daje pełnej satysfakcji - komentował sobotni mecz trener Ruchu Bogusław Pietrzak.

Ruch Chorzów - Polnord Arka Gdynia 0:0
Ruch: Pilarz - Grzyb, Grodzicki, Sadlok, NykielI - Brzyski, Nowacki (35 Pulkowski), Zając, BaranI - Ćwielong (75 Balaz), Sobczak (65 Jezierski).
Arka: WitkowskiI - Sokołowski, Żuraw, Anderson, Płotka - Karwan (46 ChmiestI), Ława, Łabędzki, Pietroń - Nawrocik, WachowiczI.
Sędziował: Piotr Wasielewski (Kalisz).
Widzów ok. 8 tys.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki