Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arka Gdynia potrzebuje wstrząsu. Grzegorz Niciński gra o posadę

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Michal Gaciarz / Polska Press
Kompromitacja, kabaret, wstyd, cyrk, żenada - takie epitety spadły na Arkę Gdynia po szokującej przegranej 2:4 z Wigrami Suwałki.

Z wtorkowej postawy żółto-niebieskich w rewanżowym meczu półfinału krajowego pucharu śmieje się cała Polska. O wyczynach gdynian w niepochlebnych słowach rozpisuje się prasa i portale internetowe. W radiu i telewizji padają mocne słowa. Wręcz wrzą kibicowskie fora. Głównym obiektem zbiorowego szyderstwa stał się bramkarz Arki Pavels Steinbors, który sprezentował gola na 4:2 Wigrom w niewiarygodnych wręcz okolicznościach. Łotysz nie zauważył stojącego za jego plecami Damiana Kądziora i położył piłkę na ziemi, próbując wznowić grę. Napastnik Wigier spokojnie ją przejął i skierował do pustej bramki. Takiego gola wprost trudno skomentować. Kto go jeszcze nie widział, powinien obejrzeć to w internecie i sam ocenić. Ta bramka będzie z pewnością wspominana w Trójmieście i nie tylko przez dekady, niczym słynny gol samobójczy Janusza Jojko z Ruchu Chorzów w 1987 r. w barażowym meczu z Lechią Gdańsk na stadionie przy ul. Traugutta. Tak po ludzku, Steinborsa jest trochę żal. Prawdopodobnie do końca kariery bronić będzie musiał z tym paskudnym piętnem. Z drugiej strony jest to profesjonalista, reprezentant swojego kraju, któremu taka zagrywka po prostu nie powinna się przydarzyć.

Jedyny pozytyw wtorkowego meczu to awans Arki do upragnionego finału Pucharu Polski. Dzięki zwycięstwu 3:0 w pierwszym meczu półfinałowym w Suwałkach arkowcy zdołali w wielkich mękach obronić wywalczoną, bezpieczną wydawałoby się zaliczkę. Będą mieli szansę na powtórzenie po 38 latach największego sukcesu w historii klubu. Pomogło im trochę szczęście, a także sędziowie, którzy wcale nie musieli dyktować rzutu karnego dla Arki oraz wskazać pozycji spalonej przy nieuznanym golu na 5:2 dla Wigier. Arkowcy awansowali, jednak drużyna jest kompletnie bezradna. Rywal z I ligi robił we wtorek z beniaminkiem ekstraklasy, co chciał. Zawodnicy Wigier kręcili na boisku gospodarzami, niczym juniorami.

- Awansowaliśmy, lecz pozostał niesmak - powiedział po meczu trener Arki Grzegorz Niciński.

Jest to jedno z najdelikatniejszych określeń, jakich w tej sytuacji mógł użyć szkoleniowiec Arki. Gdynianie przegrali w tym sezonie już ósmy mecz u siebie. W czterech ostatnich spotkaniach w lidze i PP stracili aż 15 bramek. Z taką postawą w obronie nie mają szans na pozostanie w ekstraklasie.

Niciński gra teraz o swoją posadę. Porażki w najbliższych, wyjazdowych meczach z Pogonią Szczecin i prestiżowych derbach z Lechią Gdańsk mogą przelać szalę goryczy i sprawić, że dni tego szkoleniowca na ławce trenerskiej Arki będą policzone. Musi on skutecznie wstrząsnąć swoimi zawodnikami, bo trudno przypuszczać, aby grali przeciwko swojemu trenerowi. Jeśli Arka nie zdoła się utrzymać, po ostatnich popisach wielu z tych zawodników nie znajdzie już zatrudnienia w ekstraklasie. Warto by piłkarze mieli tego pełną świadomość.

Odejście Grzegorza Krychowiaka z PSG przesądzone? Francuskie media: Polak znalazł się na liście transferowej

Press Focus / x-news

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki