Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arka Gdynia po festiwalu nieskuteczności i rzutach karnych odpadła z Pucharu Polski. Bolesna porażka z Górnikiem Łęczna

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Przemysław Świderski
Arka Gdynia odpadła dziś z rozgrywek Pucharu Polski, przegrywając w serii rzutów karnych 4:3 z Górnikiem Łęczna. Po regulaminowym czasie gry i dogrywce na tablicy wyników widniał bezbramkowy remis, jednak to goście skuteczniej egzekwowali jedenastki. Żółto-niebiescy powinni rozstrzygnąć ten mecz na swoją korzyść już po 90 minutach, ale zaprezentowali żenującą wręcz skuteczność i sprawili przykrą niespodziankę swoim kibicom.

W porównaniu do wygranego w minioną niedzielę, wyjazdowego meczu z GKS-em Katowice, trener Arki Gdynia Ryszard Tarasiewicz dość mocno namieszał w wyjściowej jedenastce. Zapowiadał to jednak już przed spotkaniem, argumentując, że priorytetem dla niego jest walka na zapleczu ekstraklasy.

Mimo braku na boisku m.in. Huberta Adamczyka, Omrana Haydarego, Janusza Gola, Karola Czubaka, Bartosza Rymaniaka, Martina Dobrotki i Sebastiana Milewskiego, arkowcy od początku meczu osiągnęli przewagę. Sygnał do ataku dał Mateusz Żebrowski, przymierzając z dystansu mocno, lecz niecelnie.

Gdynianie w dalszej fazie meczu mieli jednak spore problemy ze stwarzaniem sobie sytuacji pod bramką Górnika Łęczna. Goście zagęścili środek pola, więc podopieczni Ryszarda Tarasiewicza starali się przedzierać w ich pole karne skrzydłami. Udało się to w końcu Mateuszowi Żebrowskiemu, jednak z jego strzałem z ostrego kąta poradził sobie Maciej Gostomski. Generalnie natomiast arkowcom brakowało polotu i przyspieszania akcji, aby mocniej nacisnąć Górnika.

Tymczasem goście zwietrzyli swoją szansę i coraz chętniej zapuszczali się pod pole karne żółto-niebieskich. W efekcie po niespełna czterdziestu minutach spotkania z groźnym strzałem Serhija Krykuna radzić musiał sobie Michał Molenda.

Trzeba przyznać, że ta sytuacja ożywiła nieco żółto-niebieskich, gdyż dosłownie chwilę później po przytomnym zagraniu Mateusza Kuzimskiego obrócił się z piłką w polu karnym Christian Aleman i oddał celny strzał. Jednak Maciej Gostomski był na posterunku. W ostatniej akcji pierwszej połowy ponownie niewiele zabrakło, żeby żółto-niebiescy objęli w końcu upragnione prowadzenie. Po szarży Mateusza Stępnia na skrzydle i dograniu w pole karne, piłki z bliska nie zdołał jednak skierować do siatki Mateusz Żebrowski.

Mimo mocno przeciętnej postawy swoich zawodników Ryszard Tarasiewicz nie zdecydował się w przerwie na zmiany w składzie. Dwie roszady zarządził za to Marcin Prasoł, szkoleniowiec Górnika Łęczna. I to właśnie goście stworzyli sobie jako pierwsi groźną sytuację po zmianie stron. W 51 min. gry atomowy strzał oddał ponownie Sierhij Krykun i pomylił się niewiele.

Chwilę później odpowiedziała Arka Gdynia i wydawało się, że piłka tym razem musi już wpaść do siatki. Jednak Christian Aleman w sytuacji sam na sam z Maciejem Gostomskim zbyt mocno wypuścił sobie futbolówkę, zaprzepaszczając znakomitą wręcz szansę. Ze strony gości niezłym, lecz niecelnym strzałem odpowiedział za to Damian Zbozień, były piłkarz Arki Gdynia, który tym samym przypomniał się kibicom żółto-niebieskich.

Gra gospodarzy nadal nie wyglądała niestety, jak spodziewali się tego ich fani, co spowodowało przez chwilę nawet irytację i dosadne przyśpiewki na trybunach. Stało się to chwilę po tym, jak goście stworzyli sobie kolejną, dobrą okazję pod bramką Michała Molendy, a z bliska spudłował Łukasz Grzeszczyk. Po godzinie gry niewiele niestety wskazywało, aby arkowcy w takim zestawieniu mogli poradzić sobie z rywalem, którego raz już przecież ograli w tym sezonie w rozgrywkach ligowych.

Ryszard Tarasiewicz postanowił w końcu zareagować, przeprowadzając aż potrójną zmianę. Z boiska zeszli Mateusz Kuzimski, Michał Bednarski i Mateusz Stępień, a zameldowali się na nim Omran Haydary, Sebastian Milewski i Karol Czubak. Następnie do boju desygnowany został także Hubert Adamczyk.

Trwa głosowanie...

Który piłkarz Arki Gdyni był najlepszy na boisku w meczu z Górnikiem Łęczna?

Pomogło to nieco rozkręcić poczynania ofensywne gospodarzy. Cóż jednak z tego, skoro Mateusz Żebrowski w dobrej sytuacji strzelił prosto w Macieja Gostomskiego, Karol Czubak po zagraniu wzdłuż bramki nie trafił w piłkę, Christian Aleman, egzekwując rzut wolny z dwudziestu metrów, huknął nad poprzeczką, a uderzenie Huberta Adamczyka golkiper gości sparował za linię końcową.

Trzeba jednak przyznać, że i Górnik Łęczna nie zamierzał ograniczać się tylko do obrony. Michała Molendę celnym i mocnym strzałem zatrudnił Sierhij Krykun.

Ostatecznie w regulaminowym czasie gry kibice przy ul. Olimpijskiej 5 goli nie zobaczyli, co oznaczało dogrywkę. W jej dziesiątej minucie gospodarze zmarnowali kolejną okazję. Po dośrodkowaniu Huberta Adamczyka z bliska przestrzelił Karol Czubak, uderzając głową. Chwilę później Adrian Purzycki miał dużo miejsca przed polem karnym i zdecydował się na strzał, jednak bramka Górnika Łęczna była tego wieczoru jak zaczarowana. Piłka ponownie minęła słupek.

Po zmianie stron w dogrywce napór arkowców trwał. Kolejne sytuacje zmarnowali jednak Sebastian Milewski, Hubert Adamczyk, Adrian Purzycki, Karol Czubak i Jerzy Tomal.

W końcówce dogrywki Górnik Łęczna cofnął się do głębokiej defensywy. Zmęczeni piłkarze obu drużyn, których łapały skurcze, pokładali się też na murawie, co powodowało przerwy w grze. Arka atakowała, jednak porażający wręcz festiwal nieskuteczności w wykonaniu żółto-niebieskich zakończył się dodatkowymi nerwami i emocjami dla kibiców w postaci serii rzutów karnych.

Trener Ryszard Tarasiewicz zdecydował się na zmianę w bramce, tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego wpuszczając na boisko Kacpra Krzepisza. Podstawowy w tym sezonie golkiper żółto-niebieskich, znany z umiejętności bronienia jedenastek, zastąpił między słupkami Michała Molendę. Wcześniej długo rozgrzewał się, aby być gotowym na uratowanie Arki Gdynia przed wstydliwym odpadnięciem z rozgrywek Pucharu Polski już w pierwszej rundzie.

To się ostatecznie niestety nie udało, gdyż po stronie gości trafiali do siatki Sierhij Krykun, Ruben Lobato Cabal, Jakub Kwiatkowski i Daniel Dziwniel, tymczasem strzały Omrana Haydarego i Przemysława Stolca obronił Maciej Gostomski. Na nic zdały się więc celnie egzekwowane jedenastki przez Huberta Adamczyka, Karola Czubaka i Michała Marcjanika.

Tym samym Arka Gdynia na własne życzenie i w dramatycznych okolicznościach odpadła z Pucharu Polski. Teraz żółto-niebieskim pozostaje skupić się na walce o awans do ekstraklasy. Jednak trener Ryszard Tarasiewicz koniecznie musi zaordynować swoim podopiecznym dodatkowe treningi strzeleckie, gdyż skuteczność, prezentowana obecnie przez jego piłkarzy, niczego dobrego nie wróży także w Fortuna 1. Lidze. Tymczasem najbliższy mecz już w niedzielę, 4 września o godz. 18 przy ul. Olimpijskiej 5, a rywalem będzie GKS Tychy.

- Chcieliśmy awansować - powiedział Ryszard Tarasiewicz po porażce z Górnikiem Łęczna. - Nie udało się, lecz uważam, że zagraliśmy dobre spotkanie. Mamy jednak problem ze skutecznością. Stworzyliśmy tyle sytuacji, że ta jedna bramka po prostu nam się należała.

Dodał on, że głównym "winowajcą" braku awansu żółto-niebieskich jest Maciej Gostomski, doświadczony golkiper Górnika Łęczna, który znany jest także na Pomorzu z występów w Bałtyku Gdynia, Chojniczance i Bytovii.

- Wybronił w kilku sytuacjach piłki bardzo trudne, lub praktycznie niemożliwe do obrony, plus karne - komplementował 33-letniego bramkarza Ryszard Tarasiewicz.

- Uważam, że to my powinniśmy zakończyć ten mecz w 90 minut - dodał Przemysław Stolc, wychowanek i obrońca Arki Gdynia. - Mieliśmy swoje sytuacje, stworzyliśmy ich dużo i szkoda, że nie wpadła chociaż jedna bramka. A rzuty karne to już jest loteria. Odpadliśmy z Pucharu Polski już po pierwszym meczu, co bardzo boli.

Arka Gdynia - Górnik Łęczna 0:0, rzuty karne 3:4
Arka Gdynia: Molenda (120 Krzepisz) - Tomal, Marcjanik, Stolc, Ziemann - Stępień (66 Haydary), Bednarski (66 Milewski), Purzycki, Żebrowski (76 Adamczyk), Aleman - Kuzimski (66 Czubak). Trener: Ryszard Tarasiewicz
Górnik Łęczna: Gostomski - Zbozień (91 Turek), Biernat, Cisse, Dziwniel - Tkacz (46 Pierzak), Łychowydko (46 Szramowski), Kryeziu, Krykun - Grzeszczyk (81 Lobato), Gąska (111 Kwiatkowski). Trener: Marcin Prasoł
Żółte kartki: Tomal - Grzeszczyk, Cisse, Biernat, Gąska.
Sędziował: Sylwester Rasmus (Toruń)
Widzów: 3105

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki