Powiedzenie - jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma - oddaje nastroje, jakie panowały w gdyńskiej ekipie po ostatnim gwizdku sędziego.
Trzy ostatnie ligowe mecze Arka - Sandecja zakończyły się zwycięstwami żółto-niebieskich. W sobotę prawo serii jednak nie zadziałało. Gospodarze byli faworytami, szczególnie po przerwie mieli sporą przewagę, ale nie potrafili zmusić ani razu do kapitulacji bramkarza gości Marcina Cabaja. Ten już w 7 minucie, broniąc w dobrym stylu strzał Mateusza Szwocha, pokazał, że na "cabajki" - jak się określa błędy tego bramkarza - w Gdyni nie ma co liczyć.
Piłkarze Arki dobrze grali w sobotę do tyłu i w poprzek boiska. Ich akcje traciły na płynności i precyzji, kiedy trzeba było grać do przodu, szukać tego ostatniego podania otwierającego drogę do bramki rywali. Czy był to efekt zmęczenia pucharowym meczem z Miedzią?
- Za dużo było niedokładności w naszej grze - potwierdził te spostrzeżenia po meczu Bartosz Ślusarski. - Może to efekt tych 120 minut spędzonych na boisku w pucharowym meczu w Legnicy. Szczególnie po przerwie grało mi się z minuty na minutę coraz gorzej. Po prostu gasłem, a większość moich kolegów z drużyny wyglądała podobnie. Sandecja to solidny rywal, a więc remis też trzeba uszanować - zakończył "Ślusarz".
- Remis nie może nas zadowolić, pozostawia uczucie niedosytu. Nie mam jednak pretensji do swoich piłkarzy, bo o strzelenie zwycięskiej bramki starali się do ostatniej minuty meczu - skomentował trener Arki Paweł Sikora.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?