Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Samusionek: Dość mam łez w realnym życiu [ROZMOWA]

Magdalena Damps
Anna Samusionek na Kaszubach
Anna Samusionek na Kaszubach Magdalena Damps
O blaskach i cieniach zawodu aktora i recepcie na długą młodość z Anną Samusionek rozmawiała Magdalena Damps.

Co Panią sprowadza na Kaszuby?
Chęć zadbania o siebie, zainwestowania w swoje ciało i nie tylko w nie, bo nasze samopoczucie ma wpływ również na naszą psychikę. Przyjechałam do ośrodka wczasów odchudzających i oczyszczających w Czapielskim Młynie, bo mam tutaj możliwość oczyszczenia organizmu, jednocześnie korzystając ze świetnie przygotowanej oferty ćwiczeń. Zachęcił mnie post owocowo-warzywny i głównie dla niego tu jestem. Po raz pierwszy przyjechałam tutaj podczas majówki, rozpoczęłam tu post, potem przez kolejne cztery tygodnie stosowałam go w domu i na jego zakończenie wróciłam tutaj. Gdy przyjechałam do Warszawy po pierwszym turnusie, czułam się jak młody bóg i byłam gotowa przenosić góry. To był dla mnie łyk zdrowia. Po czterech tygodniach na diecie znajomi stwierdzili, że wyglądam dużo młodziej. Sama czuję, że nie mam skoków ciśnienia, organizm jest fantastycznie wyciszony, a jednocześnie pełen energii.

Niedawno okrzyknięto Panią najseksowniejszą aktorką 40 plus. Jaka jest na to recepta?
Do wszelkich rankingów mam spory dystans, choć zwycięstwo jest zawsze przyjemne (śmiech). Trzymam się zasady, że to, co robimy dla swojego organizmu, jest naszą największą inwestycją. Od 12 lat nie piję alkoholu, nigdy nie paliłam papierosów, od 2,5 roku nie piję kawy. Jestem wegetarianką. Ważne jest jednak, by dbałość o zdrowie fizycznie nie stała się obsesją, żeby coś wyszło na nam dobre, musi odbywać się w granicach zdrowego rozsądku. W tej recepcie trzeba zawrzeć również takie aspekty jak pogoda ducha i optymizm. Dzięki nim z oczu bije blask - nie tylko inaczej patrzą na nas ludzie, my również wtedy inaczej ich postrzegamy. Zawsze lubiłam o siebie dbać. Nie piję i nie palę, bo uważam, że nie ma sensu sobie szkodzić. Chciałabym jak najdłużej czuć się młodą atrakcyjną kobietą, pełną witalnych sił. Mam nadzieję, że kiedyś będę taką babcią, która z wnuczkami jeździ na rolkach (śmiech).

Co daje Pani siłę?
Moją siłą jest wiara. Od wielu lat należę do wspólnoty Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Z wiary czerpię spokój i komfort psychiczny. W tym zwariowanym świecie coraz trudniej je zachować. Ogromną rolę w moim życiu odgrywa rodzina i przyjaciele. Mam świadomość tego, że w każdej, nawet najtrudniejszej, sytuacji mogę liczyć na ich wsparcie i pomoc. Bóg, wiara i oni to moje fundamenty życiowe.

Aktor co rusz zmienia twarze niczym maski, to niesie z sobą ogromne obciążenie emocjonalne. Przyjazd tu pozwolił Pani się odciąć?
Ten zawód ma wady i zalety, jak każdy. Ta praca jest zmienna jak sinusoida, ale dla mnie to jej walor. Nie jestem osobą, która odnalazłaby się w rutynowej pracy. Są momenty bardzo intensywnego wysiłku, kiedy spędzam na planie całe dnie i są takie, kiedy pracy nie ma. Podczas kręcenia serialu na planie przebywa kilkadziesiąt osób, tymczasem aktor musi się psychicznie odciąć od tego tłumu, by wejść w graną przez siebie postać. Cała ta szarpanina, nagonki medialne, eventy, to, że cały czas jesteśmy pod ostrzałem nie jest dobre dla organizmu i psychiki. Przyjazd na Kaszuby pozwolił mi na chwilę odciąć się od tego wszystkiego, złapać oddech wśród zieleni i pięknego krajobrazu. I rzeczywiście to działa! Odpoczęłam od presji, nabrałam sił.

W dzieciństwie chciała Pani zostać malarką, weterynarzem i chirurgiem. Jak to się stało, że wybrała Pani aktorstwo?
Chyba dlatego, że tylko będąc aktorką, mogę być wszystkim na raz (śmiech). Myślę, że to zasługa mojej mamy, która nigdy nie zamykała mi żadnej drogi. W szkole jakiś czas chodziłam na kółko plastyczne, potem zmieniałam zainteresowania i dołączałam do kolejnych grup. Mama nigdy mnie nie blokowała, z cierpliwością woziła mnie na wszystkie zajęcia. W szkole średniej tańczyłam w zespole tańca nowoczesnego. Kiedyś podczas szkolnej imprezy zastąpiłam koleżanki, które złapała trema i za nie poprowadziłam akademię. Dobrze mi poszło, zaczęłam występować w przedstawieniach szkolnych i tak krok po kroku podążałam w kierunku aktorstwa. Zawsze miałam wybujałą wyobraźnię - lubiłam pisać, w marzeniach podróżowałam po "równoległych światach" (śmiech). W pewnym momencie ktoś rzucił - "Powinnaś spróbować sił w aktorstwie". Zgłosiłam się do wicedyrektora olsztyńskiego teatru Andrzeja Fabisiaka. On bezpłatnie mnie przygotowywał do egzaminów. Zdając do szkoły teatralnej, już wiedziałam, że to jest moje miejsce na ziemi. Jestem wdzięczna Bogu za to, że mogę robić to, co kocham. To duży dar i wielkie szczęście. Mam nadzieję, że zdobyte wiadomości z zakresu chirurgii i biologii przydadzą się przy jakiejś roli (śmiech). W tym zawodzie każde życiowe doświadczenie, nawet negatywne i dramatyczne, jest cenne, bo rozwija nas wewnętrznie, ubogaca warsztat.

W pracy jest Pani prawdziwą profesjonalistką, znakomicie opanowała Pani sztukę kontroli emocji podczas gry - przy scenach płaczu nie uznaje Pani sztucznych łez.
To prawda, nie toleruję sztuczek takich jak sztuczne łzy czy dmuchanie mentolem w oczy. Uważam, że od widoku płynących po twarzy łez, cenniejsze jest pokazanie emocji, które powodują płacz i mu towarzyszą. Już w szkole aktorskiej bardziej interesowały mnie role kobiet z charakterem. Od Ofelii wolałam Lady Makbet. Postacie kruche, eteryczne i delikatne nie pociągały mnie wcale, wolałam te dramatyczne. Oczywiście, nie jest tak, że granie scen dramatycznych przychodzi z łatwością. Kiedy w "Linii życia" moja postać - matka, która ma poczucie, że straciła syna, dopuszcza się próby samobójczej - było mi bardzo trudno. Musiałam się na planie wielokrotnie doprowadzić wewnętrznie do ogromnego roztrzęsienia, histerii, płaczu. By zagrać taką scenę, potrzeba kilku podejść. Ważne, by w takich momentach aktorowi towarzyszyła fajna i zaufana ekipa. Taka, przed którą można się otworzyć. Uważam, że pokazywanie tak dramatycznych emocji jest dużo trudniejsze niż granie scen łóżkowych. Lubię nie tylko dramaty, uwielbiam grać w komediach, ale ważne jest dla mnie, by moje bohaterki były wyraziste, barwne i ciekawe. Śmieję się, że kiedy nie będę już musiała zarabiać na rachunki, będę grała tylko w komediach. Dość mam łez w realnym życiu (śmiech).

Czego Pani szuka w kinie? Jak ogląda filmy zawodowa aktorka?

Sama w kinie szukam katharsis. Oglądając film, ważne jest dla mnie to, by poruszył we mnie emocje - wzruszył, rozbawił, zaskoczył. Filmy oglądam jak amator, wzruszam się jak każdy widz. Nie oceniam gry kolegów, chyba że grają kiepsko. Wtedy rzuca mnie po ścianach (śmiech). Uważam, że w zawodzie aktora cenne jest właśnie to, że może wzbudzać w innych emocje.

Widzowie ostatnio mogli podziwiać Panią w kilku serialach. Gdzie teraz zobaczymy Annę Samusionek?
Teraz intensywnie pracuję w serialu "Na Wspólnej". Grana przeze nie postać - Ilona Zdybicka wraca i na nowo miesza w rodzie Brzozowskich i ich firmie. W dodatku scenarzyści wymyślili mi romans z bardzo młodym bohaterem serialu... Widzowie zobaczą mnie na ekranie już po wakacjach. Nie ukrywam, że granie takiej negatywnej postaci dużo mnie kosztuje. Nie jest łatwo zmierzyć się ze świadomością, że widzowie po raz kolejny mnie nie pokochają. Antypatie do postaci publiczność często przenosi na aktora (śmiech).

Jest rola, której nie chciałaby Pani zagrać?

Aż tak daleko moja wyobraźnia nie sięga. Są role, których nie biorę. Na przykład takie, w których mój warsztat aktorski i talent są zbędne. Podejrzewam, że ze względu na moją wiarę, trudno byłoby mi się odnaleźć w roli zakonnicy. Ale kto wie? Może scenariusz byłby tak skonstruowany, że wyszłoby z tego coś ciekawego? Choć nie piję alkoholu, dobrze gram osoby pijane, więc możliwe, że i z taką rolą bym sobie poradziła (śmiech). Czasem, czytając jakiś scenariusz, wiem, że w danej roli się nie odnajdę i odwrotnie są takie, w których wiem, że będę czuła się świetnie. Przede wszystkim chodzi o wyzwanie.

Jest Pani także ambasadorką akcji "Avon kontra przemoc"...
Moje osobiste doświadczenia postanowiłam przekuć w pozytywne działanie na rzecz innych. Dzięki temu, że sama jestem już "odbudowana" i silna, mogę naprawdę skutecznie pomagać innym kobietom. Odbudowanie wiary we własną wartość i możliwości to podstawa.

W takim razie, jaką rolę chciałaby Pani zagrać?
Chciałabym zagrać kobietę, którą życie bardzo skrzywdziło, ale się z tego podnosi. Chciałabym zagrać postać, która swoją postawą i czynami udowodni, że nawet sięgając dna, w najtrudniejszej sytuacji, przy ogromnych problemach, zawsze jest nadzieja i szansa na to, by o siebie zawalczyć. Ale nie jest to jakoś sprecyzowana postać.

Ma Pani swojego aktorskiego idola?

Meryl Streep. Doskonale operuje bogactwem emocji, z klasą i subtelnością środków aktorskich. Jest dla mnie fenomenem. To kobieta, która teoretycznie nie jest piękna, tymczasem, gdy pojawia się na ekranie, nie można oderwać od niej oczu. Poza tym ma ogromny dystans do siebie. Po obejrzeniu filmu "Mamma Mia" ponownie oszalałam na jej punkcie. To niewiarygodna kobieta i kierunek, w którym nieśmiało próbuję zmierzać.

Bycie kobietą to...
...to rozsiewanie wokół siebie aury ciepła, tajemniczości, umiejętność elektryzowania i pobudzania swoją obecnością otoczenia. Kobiecość ma mnóstwo twarzy. Z jednej strony czuję się kobietą, kiedy gotuję i sprzątam w domu, bo generalnie wszystko w domu i ogrodzie robię sama. A z drugiej strony lubię się pięknie ubrać i przyciągać spojrzenia. Kobietą czuję się również wtedy, kiedy zajmuję się typowo męskimi rzeczami (śmiech). Dla mnie kobiecość ma wiele kolorów, to zbiór wielu czynników i pewnego niedopowiedzenia, które sprawia, że kobiety nie da się opisać w prosty sposób.

Najbardziej szalona rzecz, którą chciałaby Pani zrobić?
Na tyle szaleństw już sobie pozwoliłam, że nie wiem, co jeszcze miałoby to być (śmiech). Marzę o tym, by pojechać w jakimś rajdzie, takim jak Dakar. Tego jeszcze nie próbowałam, a chciałabym, bo lubię szybką jazdę i mocne wyzwania. Byłam na różnych krańcach świata, skakałam ze spadochronem, nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić. Może wybrałabym się na jakąś wyprawę morską? Na pewno musiałoby to być wyzwanie, dające możliwość zmierzenia się z sobą i swoimi słabościami. Wśród niezrealizowanych marzeń, które chciałabym spełnić, wymienić mogę grę na pianinie. Zawsze sobie powtarzam, że na starość zafunduję sobie lekcje. Ludzie, którzy siadają przy pianinie - potrafią grać, tworzyć, komponować - są dla mnie jak z zaczarowanego świata.

Plany na najbliższy czas?
Rozpoczynam zdjęcia do ciekawego projektu - filmu krótkometrażowego "Mały palec" w reż. Tomka Cichonia. Potem muszę odwiedzić mój rodzinny Olsztyn i planuję jeszcze wpaść do Czapielskiego Młyna. Mam nadzieję, że pod koniec wakacji odwiedzę moich przyjaciół we Włoszech.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki