Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Rybicka, florecistka: Kiedy walczę, czuję, że życie płynie w moich żyłach

Rafał Rusiecki
Anna Rybicka
Anna Rybicka Tomasz Bołt
Rozmowa z Anną Rybicką, florecistką Sietom AZS AWFiS Gdańsk, drużynową wicemistrzynią świata.

- Jesteś multimedalistką. Po co jeszcze wychodzić na planszę?

- Wszystkiego jeszcze nie zdobyłam. Zarówno na igrzyskach, jak i w mistrzostwach świata, można powalczyć o więcej. Mam trzy indywidualne medale mistrzostw Europy. Ale z mistrzostw świata żadnego. Ten rok był dla mnie ciężki. Zastanawiałam się, czy podejmować się wysiłku trenowania. To co mnie spotkało, czyli drużynowe wicemistrzostwo świata to nagroda od losu. Gdyby ktoś powiedział mi w 2000 roku, po sukcesie na igrzyskach w Sydney, że 10 lat później będę wicemistrzynią świata, to bym mu nie uwierzyła. Żartowałam sobie z tego z trenerem Longinem Szmitem. Zaczynałam z nim treningi w wieku 7 lat, kiedy on był tuż po studiach i miał 27 lat. Teraz stał obok mnie na podium. Już jako trener kadry narodowej. Los czasami płata figle.

- Pracujesz. Masz świetne wykształcenie. Możesz przecież odłożyć floret w kąt.

- Nie sugeruję się tym, czy ostatnio były wyniki, czy nie. Szermierka to moja miłość. Kiedy wracam po pracy zmęczona, to na treningu odżywam. Kiedy walczę, to czuję, że życie płynie w moich żyłach. Szermierka jest ciekawa. Gdyby było inaczej, to bym zrezygnowała.

- To jakie masz marzenie?

- Rzeczy do osiągnięcia jest dużo. Niezrealizowane marzenie to indywidualny medal mistrzostw świata.

- O igrzyskach nie mówisz?

- Tam trzeba się najpierw zakwalifikować. Jeśli już to się zrobi i jest się zdrowym, to dopiero wtedy można snuć takie marzenia. Nie dzielę więc skóry na niedźwiedziu. A co do naszej drużyny, to myślę, że się zakwalifikuje.

- Wicemistrzostwo świata będzie początkiem serii sukcesów?

- To z pewnością znak, że nasza drużyna nie skończyła się mimo że mamy coraz więcej lat. Tu chodzi o coś nieuchwytnego. O ducha zespołu. Bez tego nie ma zwycięstwa. Myślę, że teraz mamy takiego ducha. Ktoś, kto się danego dnia dobrze czuje na planszy, zaraża wiarą. Jeśli więc będzie w nas taka żelazna konsekwencja, to może to być początek dobrej serii.
- Nigdy wcześniej drużyna nie była tak zgrana?

- To nie tak. Drużyna była już wiele razy zgrana. Nad tym jednak trzeba pracować. To pewna zasada solidarności. Kiedy wszystkie mamy dobrą wolę wygrywania. Na planszy i poza nią. W ostatnich latach chyba nie pracowałyśmy nad tym zbyt mocno. Rok 2008 i 2009 to lata, które były wiecznością. Wychodzeniem z kryzysu. Udało się. To wspaniałe. Także pod względem technicznym dobiłyśmy do nowych trendów w szermierce. A stała się ona bardziej dynamiczna i siłowa. Teraz większe znaczenie ma ogólnorozwojowe przygotowanie.

- Ćwierćfinałowe starcie z Rosjankami podczas mistrzostw świata było Twoim popisem.

- To był popis całej drużyny. Pamiętam tylko ogólny zarys tego meczu, choć zazwyczaj zostają mi szczegóły. Naprawdę. Byłam tak mocno skupiona. Bardziej zapamiętałam jednak mecz z Koreankami, które w ostatnich latach zrobiły wielki postęp. To było wyrównane starcie. Nazywamy je "znikającymi punktami", bo są malutkie i zwinne. W tym meczu Sylwka (Sylwia Gruchała - przyp. red.) zrobiła coś, co przeszło nasze wyobrażenia. Jak zobaczyłam, jak jest skupiona przed ostatnią walką z Hyun Hee Nam, to wiedziałam, że będzie dobrze. Wygrała 9:4 i po walce płakała z radości chyba z 10 minut. A ja trochę później. Takie momenty są bardziej wzruszające, niż te już na podium.

- Lubisz gdybanie?

- Średnio. To zależy.

- No bo w lipcu w Lipsku zabrakło Ciebie na mistrzostwach Europy i drużyna skończyła na czwartym miejscu.

- To nie jest złe miejsce. Oczywiście jest jedno "oczko" za podium. Poprzednie lata nauczyły nas jednak pokory. Nie uważam, że moja obecność coś by zmieniła. Wiem, że drużyna zdaje sobie sprawę, czym jest budowanie dobrego klimatu. To właśnie jest fajne.

- A jak oceniasz ten rok?

- To najtrudniejszy rok w moim życiu. Z miłym akcentem na końcu. Dokładnie 10 listopada 2010 roku. Pod względem szermierczym, osobistym i zawodowym nie było jednak łatwo. Ehh... Straciłam tatę. Były też inne osobiste problemy, ale o nich nie chcę mówić.
- Bardzo mi przykro. Jakie czekają Cię święta?

- Święta spędzę z rodziną. Zabraknie nam taty, ale będziemy je obchodzić tak, jak sobie by życzył. Tak, jak lubił. Przyjedzie mój brat z Anglii. Mam dużą rodzinę, więc nie będziemy się nudzić.

- Lubisz robić prezenty?

- Największą przyjemnością jest obdarowanie kogoś upominkiem, który chciał, ale którego się nie spodziewa. To właśnie jest fajne, aby trafić w jego upodobania.

- A co chciałabyś znaleźć pod choinką?

- Bardzo lubię książki. Święty Mikołaj mógłby mi przynieść więcej wolnego czasu. Z drugiej strony sama się go pozbywam. Tak. Taki czasowstrzymywacz byłby super.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki