Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Fotyga: Niech Michał Kamiński nam już nie pomaga

Ryszarda Wojciechowska
Grzegorz Laskowski
Rozmowa z Anną Fotygą, jedynką na pomorskiej liście PiS do Europarlamentu

Chyba niełatwo być lokomotywą PiS w mateczniku Platformy.
Nie znam innej sytuacji. Więc nie wiem, jak to jest inaczej. Zawsze startowałam z pierwszego miejsca, zarówno do Rady Miasta, jak i do Sejmu czy do Parlamentu Europejskiego. Ale nie lubię określenia lokomotywa, ponieważ nakłada na człowieka pewne brzemię. Staram się ponosić odpowiedzialność za naszą listę. Wszędzie podkreślam, że pomorska reprezentacja PiS w wyborach jest bardzo kompetentna. I każdy kandydat z osobna może nas reprezentować w Parlamencie Europejskim.

Wyborcy po prawej stronie już się jednak pogubili. Nie wiadomo, kto jest eurosceptykiem, kto euroentuzjastą. Tak namieszali politycy.
Dlaczego pani uważa, że to wina polityków? Rozumiem, że wszyscy powinniśmy zgodnym chórem mówić w sprawie Unii to samo. Ale każda partia może mieć przecież własne cele. Namawiamy naszych wyborców, żeby głosowali na Prawo i Sprawiedliwość, ponieważ nasze koncepcje w bardzo wielu dziedzinach się sprawdziły. Głosowaliśmy na tak w referendum dotyczącym przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, swój stosunek do tej organizacji określamy jednak jako realistyczny. W wyborach europejskich nie wystawiamy celebrytów. Bo wiemy, że funkcjonowanie w Unii jest trudne i że powinny być realizowane interesy narodowe. Unia staje się wspólnotą państw konkurujących, i to coraz mocniej. Trzeba unikać naiwności w jej ocenie.

Gdyby Pani miała powiedzieć, dlaczego te wybory są ważne dla PiS.
Te wybory są ważne dla Prawa i Sprawiedliwości, ponieważ są bardzo ważne dla Polski. Polska potrzebuje zmiany. Platforma Obywatelska przez siedem lat zbyt często myliła się w swoich diagnozach. Przypomnę słynne stwierdzenie premiera Donalda Tuska w 2008 roku o tym, że do 2011 roku przyjmiemy euro. Było to nie tylko aroganckie w stosunku do społeczeństwa, ale też wobec prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który wyrażał swoje wątpliwości, podobnie wypowiadało się Prawo i Sprawiedliwość. Premier wycofał się z tego pomysłu dopiero po wizycie w Europejskim Banku Centralnym, kiedy ówczesny prezes powiedział mu, że najpierw w Polsce powinno się odbyć referendum w tej sprawie. Innym błędem rządu Donalda Tuska była naiwna ocena polityki rosyjskiej, polskiego bezpieczeństwa itd.

To w takim razie czym Pani chciałaby się zajmować w Parlamencie Europejskim?
Procesem legislacyjnym.

A konkretnie, jaśniej?
Jestem w pewnym sensie technokratą. Mimo że przypina mi się łatkę osoby, która zajmuje się sprawami dość oddalonymi od życia obywateli, czyli polityką zagraniczną. Jestem fachowcem w dziedzinie polityki europejskiej. I kiedy mówię o procesie legislacyjnym, to mam na myśli fakt, że ponad 70 procent aktów prawnych, które obowiązują w Polsce, inicjowanych jest w Brukseli, i to tam nasze prawo nabiera kształtu. Na tym się trzeba znać i trzeba wiedzieć, na którym etapie można dokonywać korekt. Ale chciałabym też zajmować się bezpieczeństwem, sprawami gospodarczymi i polityką morską.

Zakłada Pani porażkę w tych wyborach?
Polityk zawsze bierze pod uwagę taką możliwość.

Może być jednak tak jak przed pięcioma laty, kiedy do Parlamentu Europejskiego z listy PiS na Pomorzu nie dostała się "jedynka", a "piątka", czyli Tadeusz Cymański.
Jestem optymistką. Do tej pory byłam osobą wybieralną we wszystkich wyborach, w których startowałam. Również w tych do Parlamentu Europejskiego przed 10 laty.

Wówczas Pomorze otrzymało dwa mandaty. Jeden był dla Pani, drugi dla Janusza Lewandowskiego z PO.
Dobrze wspominam tamte wybory i tamto zwycięstwo. To był korzystny wynik - jeden do jednego. Mandaty są przecież równe.

Teraz znowu czeka nas pojedynek: Fotyga - Lewandowski. Jeden z politologów powiedział, że to będzie starcie wiewiórki z niedźwiedziem.
Unikałabym określenia niedźwiedź w stosunku do jakiegokolwiek polityka Platformy, przy polityce, którą ta partia prowadziła wobec Rosji. A wiewiórka? Miłe zwierzę.

Chociaż takie malutkie.
Nie jestem dużą osobą, ale znam swoją wagę polityczną.

Jak Pani ocenia kampanię wyborczą wszystkich partii? Dziennikarze i politolodzy twierdzą, że zamieniła się ona w polityczny cyrk.
Intensywnie uczestniczę w tej kampanii. Ale też bardzo ciężko pracowałam między wyborami. Starałam się być aktywnym politykiem, nie tylko w Sejmie, ale także, co nie było takie łatwe, w moim regionie. Staram się być blisko ludzi i wychodzić do nich.

Można jednak odnieść wrażenie, że sprawa Smoleńska przesłoniła ostatnio Pani działalność. Tylko w samej kampanii Smoleńska nie ma.
Staram się za każdym razem tłumaczyć, że sprawa Smoleńska nigdy nie będzie odstawiona na bok, nawet w trakcie kampanii. Ja nie zrezygnowałam i nie zrezygnuję z upamiętnienia miesięcznic i rocznic katastrofy smoleńskiej. Smoleńsk jest i będzie zawsze z nami. To nie zmienia faktu, że czynnie angażuję się w promowanie polskich interesów na forum Unii Europejskiej i Zgromadzenia Parlamentarnego NATO.

Nie jest Pani mistrzem autokreacji. Mówi się o Pani zamknięciu, wycofaniu. Politykowi to życia nie ułatwia.

Nie jestem ani zamknięta, ani wycofana. To "spin", który zastosowano wobec mnie. Oficjalna wersja mediów, często powtarzana. Kiedy miałam zostać ambasadorem przy ONZ, Platforma Obywatelska, która już wtedy rządziła, musiała się jakoś do mojej kandydatury odnieść. I ci sami politycy, którzy mnie wcześniej ostro jako ministra krytykowali, przed przesłuchaniem mówili o mnie: - Tak, to jest fachowiec, ceniony za granicą. Proszę wrócić do tamtego czasu i przeczytać, co mówili. A potem znowu zmienili zdanie. Byłam towarzyska i jestem. Lubię kontakty z ludźmi. Ale media mnie nie kreują. Nie jestem ich pieszczochem...

Źle Pani z tym?
Nie. Jestem zwolennikiem klasycznej dyplomacji. I taka dyplomacja na świecie znowu wraca. To nie jest tak, że wszystkim rządzi teatr. W pamięci utrwalił się nam obrazek, jak sekretarz stanu Hillary Clinton wręczała Siergiejowi Ławrowowi, rosyjskiemu ministrowi spraw zagranicznych, gadżet z resetem. Ale teraz czasy są poważniejsze. I na gadżety nie ma już tyle miejsca. Byłam ministrem, który tę powagę sytuacji dostrzegał. Powiedziałabym, że polityk ma obowiązek komunikowania o powadze nawet wtedy, kiedy otoczenie nie chce tego słuchać. Na tym to polega, że w pewnym momencie polityk powinien dokonać wyboru między teatrem a obowiązkiem.

Czy niewpisanie przez Jarosława Kaczyńskiego w oświadczeniu majątkowym nazwiska prywatnego wierzyciela i banku, od którego zaciągał pożyczki, to nie jest błąd, Pani zdaniem? Nie zaciąży na PiS?
Z tego, co wiem, premier Kaczyński oficjalnie zgłosił pożyczkę, i to zarówno tę od osoby prywatnej, jak i ze SKOK, którą podjął na ogólnych zasadach, bez żadnych przywilejów. Więc nie widzę tu nic nagannego. Poza wszystkim innym, ja wiem, na co premier te pożyczone pieniądze wydawał. I nie były to wydatki na mercedesy czy na większe metraże.

A nowy wizerunek prezesa, o którym się teraz tak dużo mówi? Stylistka, modne swetry...
Jarosław Kaczyński nosił sweter także w czasach, kiedy był premierem. Miał wtedy złamaną rękę i marynarkę trudniej było założyć. Sweter zakładał też w późniejszych czasach. I to był jego wybór, a nie stylistki. Owszem, teraz jest stylistka. Widziałam ją w mediach, wydawała mi się miłą osobą. Elementy tego "nowego wizerunku" znamy jednak od dawna. Premier Kaczyński nigdy nie był osobą nadmiernie formalną. Poza tym zwracamy uwagę wszyscy, by nasz lider miał dobry wizerunek.

My, czyli kobiety PiS?
Nie, my, Prawo i Sprawiedliwość. Zresztą wszyscy w partii staramy się sobie pomagać w sprawach wizerunkowych.

Kim jest Janusz Korwin-Mikke na polskiej scenie? Może przyszłym koalicjantem PiS, jak podpowiada Michał Kamiński?

Wolałabym, żeby Michał Kamiński nam już nie pomagał. To takie ciche marzenie. Ale jego zbójnickie prawo, żeby różne chwyty stosować. Obserwując Korwin-Mikkego od pewnego czasu, widzę, że on się uaktywnia w kampaniach wyborczych. I jedyna praca, jaką wykonuje, polega na odbieraniu głosów prawicy. Ten postulat Michała Kamińskiego był zresztą bardzo sprytny. Bo ma na celu odsunięcie nieco Janusza Korwin-Mikkego od elektoratu PO i przesunięcie go w stronę PiS. To stare, dobrze znane chwyty. Korwin-Mikke uszczknie procent, dwa, może ciut więcej prawicy. Ale ja apeluję do naszych wyborców, żeby się do tego nie przyczyniali. Bo jest jeszcze drugi argument przeciwko temu politykowi. Kiedy byłam ministrem spraw zagranicznych, złożył mi wizytę. Był to gorący okres nasilających się represji wobec Polaków na Białorusi. Korwin-Mikke przyszedł po to, żeby mnie namawiać na... współpracę z Łukaszenką, tak trochę ponad głowami Związku Polaków na Białorusi. Był jak lobbysta. I to było niebezpieczne.

Można odnieść wrażenie, że Pani obraziła się na dziennikarzy. Bardzo rzadko udziela Pani wywiadów.
Nie obraziłam się. Moją domeną jest polityka zagraniczna, czas jest bardzo trudny. Chociaż bardzo krytycznie oceniam politykę rządu w tej dziedzinie, ważę słowa, aby nie szkodzić interesom Polski. Obiecuję jednak częstszy kontakt z państwem.

Ryszarda Wojciechowska
[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki