Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Czyżniewski: W polskiej piłce nożnej słowo nic nie znaczy

Janusz Woźniak
Andrzej Czyżniewski
Andrzej Czyżniewski Tomasz Bołt
Rozmowa Andrzejem Czyżniewskim, dyrektorem sportowym Arki Gdynia.

- Zamknęło się zimowe okienko transferowe. Zadowolony jest Pan z efektów starań o wzmocnienie Arki?

- Mamy czterech nowych zawodników, we wszystkich formacjach, od bramkarza po napastnika. Statystycznie nie jest źle.

- Liczyłem na poważną rozmowę i odpowiedź.

- Ja rzadko bywam zadowolony z efektów swojej pracy, więc i teraz też nie jestem. Tym bardziej że włożyłem w ostatnich tygodniach wiele pracy, aby do Gdyni trafili naprawdę dobrzy piłkarze. Efekty, z różnych względów, nie są zadawalające. Mam tego świadomość, że zawsze można zrobić coś więcej, lepiej. Od minionego piątku do poniedziałku przejechałem samochodem cztery tysiące kilometrów, mając nadzieję, że w ostatniej chwili pozyskam jeszcze dobrych zawodników. Jest Albańczyk Erwin Skela i na pewno nam się przyda, ale z napastnikiem już ta sztuka się nie udała.

- Arka z Kowalewskim, Bartczakiem i Sotiroviciem - bo o tym napastniku Pan przed chwilą wspomniał - byłaby silniejsza.

- Teoretycznie tak. Jak byłoby w rzeczywistości, nie będziemy już mieli okazji się przekonać. Żal mi czasu, żeby nie powiedzieć ostrzej, który poświęciłem na rozmowy z tymi zawodnikami i ich menedżerami.

- Czy powody, dla których żaden z tej trójki piłkarzy nie trafił ostatecznie do Arki, chociaż wszyscy byli blisko, są jednakowe. Chodzi o pieniądze?

- Problemem nie były wyłącznie pieniądze. Kowalewski rzeczywiście wybrał korzystniejszą finansowo ofertę z cypryjskiej ekstraklasy. Powodów, dla których nie ma u nas Bartczaka, nie będę komentował, bo tak umówiłem się z samym piłkarzem.

- Natomiast po Sotirovicia jechał Pan nawet osobiście do Wrocławia, a tym czasem on wziął kierunek na Białystok.

- Przy ładnej pogodzie zaliczyłem, jak się okazało, wycieczkę do Wrocławia. Przecież nie jechałem tam, aby sprawdzić stan polskich dróg w zimie. Jechałem z gotowym do podpisu, wcześniej uzgodnionym z zawodnikiem i jego menedżerem, kontraktem. Ten przypadek pokazuje, że w szeroko pojętym piłkarskim środowisku danie słowa nic nie znaczy, a etyka jest pojęciem nieznanym. Człowiek uczy się całe życie i z tych trzech przypadków na pewno potrafię wyciągnąć odpowiednie wnioski. Na własny i Arki użytek.

- Na wnioski przyjdzie czas, ale to nie rozwiązuje kwestii tego, kto na wiosnę będzie strzelał bramki dla Arki? Nawet bardzo dobra gra w defensywie, nawet 14 bezbramkowych remisów do końca sezonu może nie zapewnić punktów potrzebnych do utrzymania.

- Mamy w klubie trenerów, piłkarzy i oni muszą sobie poradzić. Liczę, że strzelecki instynkt nie będzie zawodził Labukasa, że obudzi się on u Ivanovskiego, Rossa, Mawaye, Skeli, a może wiosna wykreuje jakiegoś innego skutecznego zawodnika w szeregach Arki. Natomiast co do defensywy, to stara piłkarska prawda mówi, że właśnie od tych formacji buduje się zespół. To dobra gra z tyłu jest drogą nawet na mistrzowskie szczyty. A my grę w defensywie opanowaliśmy na dobrym poziomie.

- I to ma rozwiać niepokoje i wątpliwości kibiców?

- Kibice mają prawo do wątpliwości i swoich opinii, prawo do oceny mojej pracy. Ja nie mam zamiaru uchylać się od odpowiedzialności za losy Arki. Wierzę, że praca wykonana przez wielu ludzi w klubie przyniesie na wiosnę efekty. Robimy to wszyscy przede wszystkim dla naszych kibiców, którzy w 10-stopniowym mrozie przyszli na mecz z Wisłą dopingować swoją drużynę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki