Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anarchiści bronią dzikiego handlu w Gdańsku

Magdalena Sapkowska
G. Mehring
"Ogniem i Mieczem w Kupców", "Dziady z Urzędu Miejskiego" - takie książki oferowali przy schodach gdańskiego magistratu anarchiści z grupy inicjatywnej "Nic o nas bez nas".

"Targowisko" to reakcja na nowe prawo, uderzające w handel uliczny, od poniedziałku obowiązujące w mieście.

- Chcemy pokazać prezydentowi Adamowiczowi, że nie dąży do rozwiązywania konfliktów społecznych, że zamiast przeganiać handlarzy, należy prowadzić z nimi dialog społeczny - mówi Michał z Federacji Anarchistycznej.

Pod urzędem wręczano ulotki, przechodnie mogli również otrzymać od protestujących owoce, warzywa i ubrania, czyli to, co zwykle można kupić na ulicznym straganie. - Akcję zrobiliśmy dlatego, że Straż Miejska rekwiruje towar handlarzom. Ci ludzie zarabiali na chleb, a miasto pozbawiło ich tej możliwości - mówi Karina z Federacji.

-Po zamknięciu targowiska na ul. 3 Maja w centrum miasta nie ma żadnego miejsca, gdzie mieszkańcy mogliby kupować tanie produkty. Adamowiczowi zależy na usunięciu handlujących z centrum miasta, bo Gdańsk w jego wizji ma być miastem tylko dla bogatych i turystów - przekonywali anarchiści.

Urzędnicy nie przejęli się zarzutami. - Rozczarowała mnie akcja anarchistów. Sądziłem, że podążają za jakąś ideą, ale stawanie po stronie ludzi łamiących prawo wyraźnie temu zaprzecza - mówi Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta miasta.

Z oskarżaniem kupców o nielegalny handel nie zgadzają się anarchiści. - Miasto codziennie pobierało od handlujących opłatę placową, płacili też podatki. To była legalna praca - przekonuje Łukasz Muzioł z Federacji Anarchistycznej.

Po niecałej godzinie protestu pod urzędem, anarchiści zdecydowali się wkroczyć do środka. Pojawili się w pokoju Macieja Lisickiego, wiceprezydenta miasta, by wręczyć mu książki i warzywa ze swojego stoiska.

- Mówi pan, że jest zwolennikiem wolnej ręki rynku. Czy ona nie obowiązuje, gdy staruszka sprzedaje na chodniku owoce ze swojej działki? - pytali.

Prezydent podtrzymywał stanowisko miasta. - To miła wizyta, ale miejsce na handel jest na targowiskach - powtarzał.

Manifestujących na ulicy dyskretnie obserwowała Straż Miejska. Gdy rozeszli się gapie, mundurowi spisali anarchistów. - Próbowali zarzucić nam, że łamiemy prawo orgaizując nielegalne zgromadzenie. Ale my znamy przepisy. Do tego potrzebne jest conajmniej 15 osób. Tyle nas nie było - podkreśla Łukasz Muzioł.

Nie powiodła się również próba oskarżenia o nielegalny handel. - Nic nie sprzedawaliśmy. Rozdawaliśmy przechodniom towary - mówią organizatorzy akcji.

Rozmowę z Maciejem Lisickim znajdziesz w sobotnim, papierowym "Dzienniku Bałtyckim"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki