Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksandr Jurewicz: Głosy naszych bliskich umarłych docierają do nas z trudem ROZMOWA

rozm. Gabriela Pewińska
archiwum DB
O głosach ulubionych pisarzy i poetów, o Andrzeju Bobkowskim, pochwale życia i lenistwie umierania z Aleksandrem Jurewiczem, pisarzem rozmawia Gabriela Pewińska.

Polskie Radio wyemitowało wywiad sprzed ponad pół wieku z Andrzejem Bobkowskim, jak ktoś określił "najwybitniejszym polskim pisarzem, którego nie znacie", jednym z Pana ulubionych. W ostatnią niedzielę hucznie obchodzono setną rocznicę jego urodzin. Pan pierwszy raz usłyszał jego głos?

Pierwszy raz...

I co?

Dziwne uczucie.

Myślałam, że Bobkowski brzmi inaczej.

Tak jest z głosami ludzi, których szanujemy, których lubimy. Bobkowski czy to w jego słynnych "Szkicach piórkiem", czy w listach do Jerzego Giedroycia to jest porywczy awanturnik, buntownik, a tu słyszę statecznego, spokojnego pana. Może dlatego, w Gwatemali, gdzie spędził ostatnie lata życia, zajął się modelarstwem... (śmiech)

W tym głosie jest trochę stary, choć przecież młody...

Zmarł, mając ledwie 48 lat! Ale głos Bobkowskiego nie był dla mnie tak szokujący jak pierwszy raz posłyszany piskliwy głos spiżowego Gombrowicza! To nie był głos od poważnych spraw! Od "Dzienników", od dystansu, to nie był tembr arystokraty! To był zwykły, piskliwy Gombrowicz! Co innego Hłasko, który nie wymawiał "r". Zupełnie jak Irek Iredyński. Słyszałem jak w pewien wiosenny wieczór szukał kota, który nagle przepadł. Kot nazywał się Lokomotywka, a Irek mieszkał na ekskluzywnym osiedlu, gdzie za sąsiadów miał ówczesną warszawską elitę. Wszedł do ogrodu, zaznaczam - trzeźwy - i wrzasnął: Lokomotywka, kulwa! Do domu!

Podobno Gałczyński miał piękny głos...

Pierwszy raz usłyszałem go jeszcze w liceum. Wyszła wtedy seria płyt, na których znani poeci mówili swoje wiersze. To był głos, którego nigdy się nie zapomni! Jak on recytował "Wielkanoc Jana Sebastiana Bacha"! Kiedyś pożyczyłem tę płytę od pani polonistki i na domowym adapterze puściłem sobie Gałczyńskiego.

Jak muzykę?

Moja smarkata siostra, jak to usłyszała, stanęła jak wryta! Potem sama nastawiała tę płytę. W nieskończoność. Chodziła po podwórku i naśladując poetę, recytowała: "Rodzina wyjechała do Hagen". Głos Gałczyńskiego - dzieło sztuki! To samo z Broniewskim. Ale nigdy ich nie spotkałem, znaliśmy się tylko z czytania. No i ze słyszenia.

Kiedy czyta Pan tę poezję, to ich głosem?

Bywa, choć czasem to przeszkadza, człowiek chciałby po swojemu czytać. Ale inaczej było z Mironem Białoszewskim, gościł na naszym uniwersytecie w 1978 roku. Opowiadał o sobie tak, jakby się czytało jego prozę. Te gesty, te dźwięki! Teraz już zawsze czytam te książki jego głosem. A wiersze Wiktora Woroszylskiego, po które często sięgam, żeby sobie Wiktora przypomnieć, mówiąc je, słyszę jego charakterystyczną intonację. To samo jest z głosem Artura Międzyrzeckiego. Kilka razy prowadziłem spotkania z jego żoną, znakomitą poetką Julią Hartwig. Świetnie czyta swoje wiersze. Kiedy pomyślę o Julii, to dręczy mnie, że nigdy nie mogę, czytając jej poezję, złapać tej intonacji. Może nie powinienem tak mówić, ale podejrzewam, że jeśliby Julii kiedyś zabrakło, to ta maniera sama do mnie przyjdzie. Wtedy usłyszę w sobie jej głos.

Co innego głosy poetów, których cenimy, co innego głosy naszych bliskich.

Kiedy stoję nad grobem Zbyszka Żakiewicza, zawsze słyszę jego głos. Przypomina mi się nasze pierwsze spotkanie czy jak telefonował o drugiej w nocy. A potem głos Zbyszka na kilka dni przed śmiercią. Niektórzy żyją w mojej pamięci, jak on, wielogłosami. Jak zza światów słyszę głos mojego nieżyjącego ojca, który śpiewa przy maszynie do szycia. Rzadko pojawia się w snach i nigdy nie mówi. Nie wiem, dlaczego. Często próbuję przypomnieć sobie głos kogoś z rodziny. Wyraźnie brzmi jedynie babcia Malwińcia. Nasze ostatnie spotkanie, jak mówi z tym kresowym "ł": No weź, Alik, trochę słoninki... Ciągle ją słyszę. Ale głosy naszych bliskich umarłych docierają do nas z trudem. To, co chcieli nam powiedzieć, to już chyba powiedzieli za życia.

Kiedy usłyszałam głos Andrzeja Bobkowskiego, to jakbym usłyszała głos kogoś z rodziny. Jeszcze bliższe stały się jego książki, zwłaszcza "Szkice piórkiem", dzieło o pochwale życia: "Znowu nic nie myślałem - jadłem winogrona. Czułem tylko, jak intensywność życia wzmogła się we mnie do ostateczności. Czułem swoją młodość, przeżyłem ją w tych kilku chwilach tak, że krew powinna była mi trysnąć ze wszystkich por i pomieszać się z sokiem winogron"...

To był majster literatury! Piękny fenomen skomponowania sobie życia radosnego. No przecież mając 150 dolarów i 400 kg bagażu, głównie książek, nie znając hiszpańskiego, opuszcza Europę, rzuca wszystko i wyprowadza się do Gwatemali! Trzeba być pięknym szaleńcem, by coś takiego zrobić! Jakkolwiek by mu w życiu nie było, jego zdania są zawsze pełne radości. Nawet w obliczu śmierci. Choruje na nowotwór, sytuacja jest beznadziejna, trzecia operacja, lekarze tną, a on pisze: "Czuję się jak salami - po plasterku. Kupiłem po południu flaszkę whisky Canadian Club (nie znoszę szkockiego, lubię ten słodkawy smak kanadyjskiej) i dobrze. Jestem trochę pijany. Na tamtym świecie nie można się zalać. Smutne to życie pozagrobowe bez whisky, niech szlag trafi!". Jedno z ostatnich zdań, które napisał! A nie był to cynizm! Ani alkoholizm. (śmiech)

Jego radość była tym bardziej szczera, że nie wynikała z materializmu. Żył skromnie i cieszył się zwykłym dniem. Pisał: "Wierzę w koty i w rum, i w słońce, i w zielone drzewa, i w wolność".

Była dlań najważniejsza: "Chcę mieć prawo zdechnąć z głodu, jeżeli sobie nie dam rady. I żyć na litość boską, żyć trochę tak, jak mnie się podoba, a niekoniecznie tak, jak się podoba jakiejś zaś... ideologii".

"Chuligan wolności".

Dla mnie raczej duchowy awanturnik. Ale myślący literaturą. Myślący! Nie tylko spontaniczny. Jak napisał, to tyle, ile trzeba.

"Kawa pachnie dymem, a dym kawą" albo "U nas z Polską na ustach wchodzi się nawet do wychodka, chodzi się na dziwki, pożycza pieniądze". Aktualne! Jednak cokolwiek nie powiedzielibyśmy o Bobkowskim, to zakrawa na banał. Wymyka się wszelkim definicjom. W ten sposób i po śmierci on manifestuje swoje umiłowanie wolności.

Myślę, że nie byłby zachwycony całą tą celebrą na jego cześć. Gdyby żył, wyłączyłby telefon. Odciąłby się. Ale z drugiej strony to piękne, że jest pamiętany...

Że wygrzebuje się go z mroków nieczytania.

Dla zapalonych rowerzystów jego "Szkice piórkiem" opisujące wyprawę rowerową na południe Francji w czasie wojny to biblia. Książka pociechy i piękna. Bobkowski mówi: Człowieku, nie poddawaj się! Żyj!

Poczucie szczęścia, które można osiągnąć tylko w sytuacji zagrożenia. Pijesz na polanie sok z winogron, a wokoło szaleje wojna. Nie wiadomo, czy dożyjesz jutra, ale liczysz gwiazdy i zajadasz czekoladę. To "Nieopisana rozkosz, bezmyślna i zdrowa. Piękno nie porusza żadnych wspomnień, nie kojarzy się z niczym - ani z muzyką, ani z poezją. Jest pięknem, które się je...".

Poza tym masz jeszcze wiatr i niebo! Powiedzieć o Bobkowskim "kolorowy" czy "malowniczy ptak" to za mało. Ale dobrze mieć na wyciągnięcie ręki jego książki.

Żona przeżyła go w tej Gwatemali dwadzieścia lat.

Była bardzo samotna - jak pisze badaczka życia Bobkowskiego, Joanna Podolska - żyła tylko pamięcią o nim. Przez te dwadzieścia lat od śmierci męża mieszkanie pozostało takie samo. Jego marynarka wisiała na krześle, a niedopałek papierosa leżał w popielniczce.

We właśnie wydanym "Notatniku 1947-60" Bobkowski o śmierci pisze tak: "Wszedłem do domu, do nagrzanego pokoju i nagle przyszło mi na myśl, że mi się nie chce umierać. W tym sensie, w jakim nie chce się człowiekowi wykonywać jakiejś nudnej i męczącej pracy. Nie chce mi się, strasznie mi się nie chce. To chyba szczyt lenistwa"...

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki