Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Album "Water on Mars" trójmiejskiego zespołu The Shipyard już w sklepach [RECENZJA]

Tomasz Rozwadowski
The Shipyard, "Water on Mars", dystr.  Warner 2014 r.
The Shipyard, "Water on Mars", dystr. Warner 2014 r. mat. prasowe
Właśnie ukazał się "Water on Mars", drugi album w dyskografii trójmiejskiej post-punkowej grupy The Shipyard.

The Shipyard oznacza w języku angielskim stocznię, a trójmiejskiego zespołu The Shipyard by nie było, gdyby nie istniała Stocznia Gdańsk, która zresztą istnieje w coraz mniejszym stopniu. Ze stocznią kilka lat temu związał się gitarzysta basowy i kompozytor Piotr Pawłowski, w latach 80. i później współtwórca Made in Poland, jednego z najważniejszych polskich zespołów postpunkowych, później znany muzyk sesyjny.

Gdy przyjechał z Krakowa na Wybrzeże, właściwie był już byłym rockmanem, ale chodząc na koncerty, stopniowo wsiąkł w lokalne środowisko, czego efektem było powstanie formacji The Shipyard, w której znaleźli się oprócz niego członkowie trójmiejskich zespołów: wokalista Rafał Jurewicz, gitarzysta Michał "Goran" Miegoń i perkusista Filip Gałązka. Ten skład bardzo prędko zdobył rozgłos w Trójmieście, a debiutancka płyta "We Will Sea" z końca 2012 r. odbiła się szerokim echem nie tylko w mediach, ale i wśród słuchaczy. Album w sposób przekonujący odświeżał znane z lat 80. nowofalowe schematy i sprytnie korzystał z różnorodnych doświadczeń i osobowości muzyków.

Po "We Will Sea" pojawiło się sporo propozycji koncertowych i zespół dużą część 2013 roku przeżył w trasie, a z improwizacji na próbach powstawały pomysły na nowe piosenki. Jeszcze na trasie Filipa zastąpił za bębnami Michał Młyniec i tak wykrystalizował się skład, który minionej jesieni wszedł do studia Gorana.

Piosenki na nowy album zostały nagrane metodą "na setkę", czyli tak samo jak na koncercie, tylko w studiu, bez dogrywania dodatkowych partii instrumentów. To, wraz z postępującym zgraniem się składu, sprawiło, że na "Water on Mars" zespół brzmi jak zintegrowana całość. Mniej oczywiste też są wpływy muzyki lat 80. co oznacza, że The Shipyard dorabia się własnego stylu. Na poprzednim krążku część tekstów była w języku angielskim, część w polskim, tym razem kwartet postawił całkowicie na angielski. Można mieć zastrzeżenia do intonacji i wymowy Rafała, ale per saldo wybór języka wydaje się decyzją trafną, tym bardziej że zespół nie ukrywa swoich ambicji międzynarodowych, za kilka miesięcy wybierze się po raz pierwszy za granicę, na krótką trasę do Niemiec.

Z poprzedniej płyty pewną karierę radiową zrobiła kompozycja "Downtown", z nowego albumu kandydatek na single jest kilka.
[email protected]

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki