Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Akta lubią czasem wyparowywać. W ubiegłym roku 93 akta zginęły w Sądzie Apelacyjnym w Gdańsku

Łukasz Kłos
Archiwum PP
Blisko setka przypadków zaginięcia lub zniszczenia akt sądowych stawia sądy apelacji gdańskiej w ogólnopolskiej czołówce niepokojącej statystyki. Więcej akt zawierusza się tylko w apelacji poznańskiej. Ministerstwo Sprawiedliwości broni się, że ogólna liczba "sądowych strat" i tak z roku na rok spada, a rzecznik prasowy gdańskiej apelacji przekonuje, że nie wszystkie przypadki mogą obciążać sądowe sekretariaty.

Losami sądowych akt zainteresował się jeden z posłów - Krzysztof Brejza. To w odpowiedzi na jego interpelację Ministerstwo Sprawiedliwości podało krępujące informacje.

Łącznie w apelacji gdańskiej (czyli sądów z terenu Pomorza, Kujaw i ziemi elbląskiej) doszło w ubiegłym roku do 93 przypadków zaginięcia lub zniszczenia akt sądowych. O 15 więcej zarejestrowano w sądach apelacji poznańskiej. Jeśli spojrzeć na zjawisko w skali kraju - 481 przypadków w ubiegłym roku - okazuje się, że każdej z obu apelacji dotyczy właściwie co piąty taki incydent. Najmniej wystąpiło ich w sądach apelacji białostockiej i rzeszowskiej (po 6). W całym kraju Ministerstwo Sprawiedliwości naliczyło łącznie 481 przypadków.

Resort podkreśla jednak, że z roku na rok ta ogólna liczba spada. - W porównaniu do stanu na koniec grudnia 2011 r. zanotowano mniej o 108 przypadków - wyjaśnia Wojciech Hajduk, podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. - Należy przy tym zaznaczyć, że we wszystkich tych sprawach zostały wszczęte tzw. procedury odtworzeniowe.

Chodzi o odzyskanie treści zawartych w zagubionych bądź zniszczonych aktach. Najczęściej sprowadza się to do powtórnego przesłuchania świadków lub wystąpienia przez sąd do prokuratur, adwokatów, oskarżonych, pełnomocników czy innych instytucji zaangażowanych w postępowanie, by raz jeszcze przekazali utracone dokumenty. - Przy odrobinie szczęścia część akt udaje się odtworzyć na podstawie zapisów elektronicznych - dodaje jeden z sędziów.

Z kolei sędzia Roman Kowalkowski, rzecznik prasowy Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, przekonuje, że z samej "suchej" liczby nie można wyciągnąć wiążących wniosków: - Bez znajomości przyczyn zaginięcia lub zniszczenia poszczególnych akt nie można ocenić w sposób odpowiedzialny przyczyn i skali zjawiska - twierdzi sędzia Kowalkowski. - Nie wiadomo bowiem, w ilu wypadkach zaginęły akta z przyczyn obciążających pracowników sądowych a w ilu sprawach uległy one z tych samych powodów zniszczeniu. Nie wiadomo też, w ilu wypadkach zaginięcie lub zniszczenie akt było niezależne od sądu i nie obciąża jego pracowników.

Sędzia dodaje też, że pewien obraz może dać zestawienie liczby incydentów z ogólnym wpływem spraw do sądów gdańskiej apelacji - 1,62 mln w całym 2012 roku.

Każde zagubienie bądź zniszczenie zawsze jednak jest kłopotem. Szczególnie jeśli dotyczy spraw w toku - póki akta nie zostaną odtworzone w możliwie jak najpełniejszym zakresie, to nie można zamknąć przewodu sądowego. Nie wystarczy to, że sędzia ma w głowie treść dotychczasowych ustaleń. Protokoły czy inne dowody są niezbędne. Po to by chociażby sąd drugiej instancji mógł mieć możliwość zapoznania się ze szczegółami tych zeznań.

Okazji do zagubienia bądź zniszczenia akt sądowych jest niestety wiele. Tomy nierzadko wędrują od sądu do sądu, często wypożyczają je biegli, czasem sami sędziowie zabierają "pracę" do domu. Często bywa, że archiwalnych akt potrzebują prokuratury. Bywa też, że tomy wędrują za poleceniem "wyższych instancji" lub okazują się potrzebne w innych postępowaniach sądowych. Niestety nie zawsze wracają w komplecie.

- Pamiętam jak pół roku szukaliśmy akt jednej z zamkniętych spraw. Z sześciu tomów wróciły cztery - wspomina prezes jednego z pomorskich sądów rejonowych. - Doszliśmy do tego, że zostały one wypożyczone innemu sądowi. Gdy zwróciliśmy się o zwrot pozostałej części, otrzymaliśmy odpowiedź, że już wszystko nam przecież przekazano. Pomogło dopiero przedstawienie pocztowych kwitów z ważenia. Przed wysyłką wszystkie tomy ważyły 8 kg, ale wróciło do nas już tylko 6 kg. Dopiero wtedy przedstawiciel sądu, przyznał, że brakujące tomy zostały przekazane biegłemu i już nie wróciły - dodaje sędzia.

Na przypadek zniszczonych akt - a konkretnie płyty CD zawierającej rejestr transakcji bankowych - natrafił też "Dziennik Bałtycki". Przed dwoma laty przygotowywaliśmy materiał dotyczący ułaskawienia Adama S., wspólnika Marcina Dubienieckiego, zięcia nieżyjącego już wówczas prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Zwróciliśmy się do Sądu Rejonowego w Kwidzynie o udostępnienie akt sprawy karnej wytoczonej przeciwko S. W toku przeglądania akt natrafiliśmy na płytę CD opisaną jako rejestr z konta bankowego firmy Adama S. Szkopuł w tym, że była przełamana na pół. Poinformowaliśmy o tym prezesa sądu, a ten zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Po przesłuchaniu szeregu świadków, śledczy z Kwidzyna zdecydowali się umorzyć postępowanie.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki