Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agresywne psy zagryzły siedem danieli w Chośnicy

Łukasz Boyke
Jedno z siedmiu zagryzionych przez psy zwierząt w Chośnicy (gm. Parchowo)
Jedno z siedmiu zagryzionych przez psy zwierząt w Chośnicy (gm. Parchowo) Łukasz Boyke
Agresywne psy sieją postrach wśród mieszkańców Chośnicy (gm. Parchowo). Zwierzęta zagryzły właśnie sześć ciężarnych łań i jednego cielaka w stadzie danieli Brunona Krefta.

Właściciel zwierząt jest zbulwersowany tym, co się stało. Winą obarcza okolicznych właścicieli psów, którzy wieczorami spuszczają czworonogi z łańcucha, by te polowały na zwierzynę w okolicznych lasach. Wygłodniałe psy były tak agresywne i zdeterminowane, że przegryzły podwójną siatkę ogrodzenia hodowli danieli w pobliżu Bytowa i wywlekły je poza zabezpieczony teren. Właściciele stada szacują straty nawet na kilkanaście tysięcy złotych.    

- Widok był przerażający - opowiada Brunon Kreft, hodowca danieli w Chośnicy. - Psy przegryzły część ogrodzenia i wtargnęły na naszą posesję do zagrody danieli. Do zdarzenia doszło około 100 metrów od budynków. Jeden pies był rudy, natomiast drugi czarny. Chociaż udało nam się je przegonić, to kiedy weszliśmy na teren zagrody i poza nią dokonaliśmy makabrycznego odkrycia, bo w sumie sześć cielnych łań i jeden cielak zostało zagryzionych. Niektóre miały rozszarpane karki, natomiast inne miały rozszarpane wnętrzności i wyciągnięte na zewnątrz płody. To nie pierwszy tego rodzaju przypadek w naszej hodowli, dlatego jesteśmy tym faktem zdruzgotani i zamierzamy nagłośnić tę sprawę.    

 

Dwa psy, o których mówi hodowca z Chośnicy, po tym jak zostały spłoszone przez właścicieli stada danieli, uciekły w stronę pobliskiej wsi. Nad sprawą ustalenia właścicieli psów już pracują funkcjonariusze z KPP w Bytowie.    

- Przyjęliśmy zawiadomienie i pracujemy nad sprawą, by ustalić właścicieli tych czworonogów - mówi kom. Adam Zborowski z KPP w Bytowie. - Z informacji które posiadamy, to były to prawdopodobnie dwa psy. Gdy ustalimy ich właściciela, to za niewłaściwe trzymanie zwierząt będzie on ukarany grzywną w wysokości do 250 złotych, albo naganą. Policjanci będą mogli także skierować wniosek o ukaranie do sądu. Wówczas kara dla właściciela psa może wynieść nawet 5 tys. zł. Policjanci aktywnie patrolują teren i sprawdzają wszystkie informacje zmierzające do identyfikacji właściciela tych psów.    

Sprawą zainteresował się także wójt oraz radni i gminni urzędnicy. Zdaniem Andrzeja Dołębskiego gmina wywiązuje się ze wszystkich obowiązków w tym zakresie nałożonych przez ustawodawcę. Włodarz zapewnia jednak, że konieczne są dodatkowe rozwiązania, bo sprawa wydaje się być poważna.  

- Omówiliśmy wszystko wspólnie z radnymi i doszliśmy do wniosku, że problem niewątpliwie jest i należy się poważnie zastanowić nad tym, co z tym fantem zrobić - wyjaśnia wójt Dołębski. - Wszyscy musimy się zastanowić nad tym, co należy zrobić, by doprowadzić to do jakiegoś lepszego stanu. Warto jednak w tym miejscu nadmienić, że mamy podpisane umowy na odławianie bezpańskich psów, współpracujemy ze schroniskiem czy weterynarzami. Reagujemy też na każde zgłoszenia. Sytuacja jest niepokojąca, bo dziś zostały zagryzione daniele, a jutro mogą to być owce, albo krowy. Aż strach pomyśleć, co mogłoby się wydarzyć, gdyby taki agresywny pies rzucił się na dziecko. Aby tego uniknąć, do 31 marca tego roku mamy podjąć kolejną uchwałę wskazującą na zabezpieczenie zwierząt w gospodarstwach. Zanim jednak wprowadzimy na terenie gminy konkretne rozwiązania musimy sprawdzić, czy są one zgodne z prawem.    

To nie pierwszy tego typu przypadek w zagrodzie Brunona Krefta, bo do pierwszego takiego zdarzenia u tego hodowcy doszło dwa lata temu, kiedy trzy agresywne psy zagryzły karmiącą łanię. Kiedy o sprawie zrobiło się głośno czworonogi zginęły w tajemniczych okolicznościach.

 

Agresywne psy zagryzły siedem danieli w Chośnicy

 

- Kiedy zaczęliśmy sprawdzać swoje podejrzenia jeśli chodzi o potencjalnych właścicieli tych psów okazało się, że zwierzęta nagle zginęły - tłumaczy Brunon Kreft. - Do drugiego zdarzenia doszło w sierpniu ubiegłego roku, kiedy pies zagryzł jednego cielaka. To na pewno był pies, a nie wilk. Policjanci sprawdzają każdy przekazany przez nas sygnał, za co chciałbym im serdecznie podziękować. Złożyłem w gminie stosowny wniosek o to, by psy w gminie były ewidencjonowane w jakiś sposób. To karygodne, żeby w tych czasach nie było wiadomo do kogo należy konkretne zwierzę. Jestem też myśliwym i wiele osób pyta mnie wprost, czy nie myślałem o tym, by samemu wymierzyć sprawiedliwość. Przepisy wskazują jasno na to, że nie można strzelać do psów, a ja przestrzegam prawa. Bardzo lubię psy i uważam, że za całą tę sytuację nie należy winić tych zwierząt, ale ich właścicieli. Ludzie mają różne pomysły na życie i nie boję się powiedzieć tego, że robią z nich morderców. Po prostu uczą je polować. Psy spuszcza się na noc z łańcucha, by mogły sobie coś w lesie upolować. To karygodne. Tym osobom, które nie potrafią zająć się swoimi zwierzętami należy je po prostu odbierać. Takie jest moje stanowisko i zrobię wszystko, by w końcu uregulować tę kwestię.    

Problem wałęsających się psów w powiecie bytowskim wydaje się być poważny, bo zmaga się z nim także inny hodowca danieli. Henryk Wach z Zielinia twierdzi, że w jego przypadku działania właścicieli agresywnych czworonogów były wyjątkowo perfidne.    

- W moim przypadku mieszkańcy okolicznych wsi podchodzili pod ogrodzenie zagrody i wpuszczali psy do środka - tłumaczy Henryk Wach z Zielinia (gm. Trzebielino). - Wówczas taki pies gonił za danielem, który po chwili dostawał zawału i padał. Wtedy wchodzili do zagrody i zabierali padłe zwierzę. Do podobnych zdarzeń dochodzi u mnie cyklicznie. Warto jednak zauważyć, że wilki sieją ogromne spustoszenie. W połowie ubiegłego roku zagryzionych i rozszarpanych zostało prawie 10 moich danieli. Oczywiście zgłosiłem sprawę na policję, a sprawa skończyła się w sądzie. Niestety sprawa nie skończyła się tak, jakbym tego oczekiwał.

Gmina Parchowo, której ostatnia sprawa agresywnych psów dotyczy rozważa nawet wprowadzenie obowiązku elektronicznego znakowania psów. Włodarz zauważa jednak, że samorządu nie stać na zastosowanie takiego rozwiązania.    

- Gmina zgodnie z obowiązującymi przepisami nie może wprowadzić obowiązku chipowania psów, a opłatami obciążyć mieszkańców - mówi wójt Dołębski. - Gdybyśmy my mieli za to zapłacić, to koszt jednego chipu z obsługą weterynaryjną kształtuje się w granicach 100 złotych, a nawet i powyżej tej kwoty. To byłoby znaczne obciążenie dla naszego budżetu. My tylko na odławianie psów w minionym roku przeznaczyliśmy około 20 tys. zł. Te koszty byłyby jeszcze większe, gdyby nie fakt, że w wielu przypadkach udało nam się znaleźć nowego właściciela dla znacznej ilości psów. Nie zmienia to jednak faktu, że zagrożenie jest, dlatego do końca marca dajemy sobie czas, na wprowadzenie nowych regulacji.    

Z punktu widzenia hodowców danieli problem bezpańskich psów, a także wilków wydaje się być bardzo poważny. Wygłodniałe zwierzęta pustoszą hodowle co ma bezpośrednie przełożenie na straty właścicieli stad. Wydaje się, że problem będzie powracał, jeśli na terenie samorządów nie zostaną wprowadzone rozwiązania zmierzające do uregulowania kwestii ewidencjonowania psów oraz ich właścicieli.

 

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki