Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka Radwańska: Szkoda, że nie mogłam rywalizować z Igą Świątek [ROZMOWA]

Agnieszka Bialik z Londynu
Agnieszka Radwańska z mężem Dawidem Celtem (w środku)
Agnieszka Radwańska z mężem Dawidem Celtem (w środku) Fot. Andrzej Szkocki / Polska Press
We wtorek na kortach Wimbledonu Agnieszka Radwańska rozegrała pierwszy mecz w turnieju legend. Jej deblową partnerką była Jelena Janković. Z Agnieszką rozmawiamy o jej domu z marzeń, potencjale Igi Świątek i wspomnieniach z finału w Londynie sprzed 10 lat.

Spotykamy się po pani pierwszym treningu na trawie na Aorangi Park. Jak to jest wrócić na trawiaste, ulubione pani korty?
Dla mnie wejście na trawę jest czymś naturalnym. Potrenowałam jeden raz, a czuję się jakbym grała tu całe tygodnie. Nie jest to taki trening jak kiedyś, ale super tu w ogóle być, zobaczyć wszystko z innej perspektywy.

Ostatni raz grała pani w Wimbledonie w 2018 roku. Rok później przyjechała gościnnie. Jak przez te kilka lat zmienił się obiekt?
Sporo się pozmieniało, przy korcie numer 1 jest inaczej. Na treningowych kortach powstała strefa rozgrzewki. Zabawną sytuację miałam, gdy rezerwowałam kort na trening: poprosiłam o kort numer 15. Pani na to: za ulicę? Jak to? Teraz to kort numer 1. Uśmiechnęłam się i powiedziałam: „sorry”. Pozmieniali numerację. Wszystko jest odnowione, odświeżone. Cały wystrój centralnego budynku treningowego jest nowy, za moich czasów było bardziej historycznie. Teraz jest lepiej: świeżo i nowocześnie. Jest też więcej miejsca na wszystko. Mam wrażenie, że obiekt się powiększył, nie ma ścisku.

To jeszcze „pani Wimbledon” czy już ciężko się odnaleźć?
Po drabince turniejowej widać, że wkracza nowa generacja, choć trochę można odczuć przestój. Przez ostatnie lata te dziewczyny, które „robiły tenis” poodchodziły. Dużo się zmienia zwłaszcza w czołówce. Dziś te zawodniczki, które są w TOP 10, kiedyś nie byłyby nawet w „20”.

Zaskoczyło panią zaproszenie od organizatorów do „turnieju legend”?
Na pewno trochę zaskoczyło. Dostałam meila z zaproszeniem i pytaniem, czy mam ochotę zagrać. Nie wahałam się ani sekundy, to jednak duży prestiż. Poinformowano mnie, że gram z Jeleną Jankovic. Z Jeleną lubiłyśmy się i rywalizowałyśmy. Nie widziałyśmy się kilka ładnych lat.

Widziała pani na żywo mecz Igi Świątek z Alize Cornet. Iga twierdzi, że potrzebuje czasu i doświadczenia, by nauczyć się grać na trawie. Pani na tych kortach czuła się znakomicie. Czy Iga ma potencjał, by wygrać kiedyś Wimbledon?
Widziałam wszystkie pojedynki Igi na Wimbledonie. Mamy coś wspólnego ze sobą: Iga ma ciężką relację z trawą, ja z mączką. Na pewno jej bliżej do trawy, niż mnie dla mączki. U mnie warunki fizyczne nie pozwalały na dobrą grę na kortach ziemnych. Z jej techniką i poruszaniem się jest jej ciężko odnaleźć się na trawie. Nie jest to jednak niemożliwe. Iga ma takie umiejętności i predyspozycje, że wszędzie się odnajdzie. Kiedyś z trawą to też kliknie! Przede wszystkim sama musi w to uwierzyć i nie może bać się małych zmian, jakie trzeba zrobić na tej nawierzchni. Tu się gra inaczej i widać było w meczu z Cornet, że Iga kombinowała, próbowała. Nie do końca chyba wierzyła, że może inaczej zagrać. Widać było od pierwszej piłki pierwszego meczu, że się męczyła. To nie było tak, że pierwsze pojedynki były wyśmienite. Kilka Wimbledonów jeszcze przed nią, musi dać sobie trochę czasu. Iga może dobrze grać na trawie, choć może nie aż tak, jak na mączce. Na trawie piłka odbija się nisko, sunie po korcie, nie wszystko ma się na wysokości barków, trzeba czasem oddać piłkę, zagrać slajsa, kik nie robi wrażenia. Jest mnóstwo detali. Iga ma świetną broń na innych nawierzchniach, na trawie nie do końca, niestety, ale ona ma taką moc, że jak uwierzy, jak wprowadzi kilka zmian to będzie dobrze. Czy może wygrać Wimbledon? Pewno, że tak. Ona może wygrać wszystko!

Iga żałowała, że kiedy ona zaczynała karierę, pani kończyła z tenisem. Nie miałyście szansy zmierzyć się na korcie. Tu też minęłyście się…
Wielka szkoda! Gdybyśmy grały razem w tourze jedna ciągnęłaby drugą. Szkoda, że nie rywalizowałam z Igą na korcie. Teraz myślałam, że zobaczę więcej jej spotkań. Na żywo jednak co coś innego. Spotkałyśmy się na chwilę z Igą po meczu z Cornet. Niech ten Wimbledon nie przyćmi tego, co zrobiła wcześniej, przez ostatnie miesiące. Nie można o tym zapominać, że było jej ciężko, nie przegrać kolejnego meczu z rzędu. Wzrastała presja, wszyscy liczyli, czy pobije kolejny rekord.

Równo 10 lat temu była pani w finale Wimbledonu. Jak pani wspomina tamte chwile z perspektywy czasu?
Pamiętam na pewno wszystkie mecze, które rozegrałam na korcie centralnym. Samo wyjście na ten kort, ogromny prestiż. Miło wspominam nie tylko rok 2012, ale też inne, kiedy byłam w półfinałach czy ćwierćfinałach. Wiadomo, finał był najważniejszy, zwłaszcza z Sereną. Niestety, z Sereną Willams. Szlem to szlem, zwłaszcza najbardziej historyczny Wimbledon. Dlatego cieszę się, że tu jestem, że mogę bardziej pobawić się tenisem, pooglądać innych i na luzie tu pobyć.

Jak pani odebrała występ Sereny w tym roku w Wimbledonie?
To taka zawodniczka, która nie pokazuje, czy trenowała czy nie. Nie wiadomo było, co pokaże. 40 lat na karku, ale przyznaję, że bardzo dobrze oglądało się jej mecz. Kibicowałam jej bardzo, widać było, że bardzo chce wygrać. Oddała serce, choć to nie ten tenis, co był kiedyś. Myślę, że nadal będzie próbowała. To nie tak, że ona wzięła rakietę i poszła z marszu na kort. Widać, że wcześniej popracowała przed Wimbledonem. Wydaje mi się, że spróbuje też na US Open. Czy myśli dalej o szlemie czy to bardziej brak podjęcia decyzji o końcu kariery. Trudno powiedzieć. Ten rok i maksymalnie przyszły będzie dla niej próbą, ale czy szansą, nie wiadomo. Ten pierwszy mecz na Wimbledonie jest zawsze najtrudniejszy, zwłaszcza po tak długiej przerwie jaką miała.

Wydawało się, że kiedy pani skończy karierę w polskim tenisie długo nie znajdzie się godna następczyni. Tymczasem Iga Świątek dwa razy wygrała Roland Garros i jest numerem 1 na świecie. Spodziewała się pani, że tak szybko Iga osiągnie te wielkie sukcesy?
Wiadomo było, że ma potencjał na wielkie sukcesy, ale że sięgnie po nie tak szybko, tego się nie spodziewałam. Dwa wielkie szlemy w tak krótkim czasie, to coś! Z drugiej strony przebić się przez wiatr, wilgoć, ciężkie piłki w tym przełożonym październikowym Roland Garros, to nie wiem czy któraś z zawodniczek ostatnich dwóch dekad by umiała. To była niespodzianka, że wygrała, ale patrząc z tenisowej strony, dobrze, że wykorzystała swoją szansę. To nie do końca jest szok, że Iga wygrywa, potencjał ma ogromny. Z drugiej strony jej rywalki to nie ta sama półka, są o klasę słabsze, to nie jej poziom.

Śledzi pani na bieżąco turnieje? Jak często gra pani w tenisa na co dzień?
To cały mój świat, interesuję się nim, ale zwracam głównie uwagę na wyniki dziewczyn z którymi rywalizowałam w tourze: Angie Kerber czy Petry Kvitovej. Trenuję teraz raz, może dwa razy w tygodniu. Nie brakuje mi rywalizacji, nie żałuję, że zakończyłam karierę. Dla mnie to abstrakcja, że ktoś pisze czy mówi, że mogłabym wrócić na kort. Nigdy to nie padło z moich ust, że wracam, nic takiego nie sugerowałam. Owszem zagrałam debla z Ulą w Superlidze Lotto, ale to promocja tenisa i dlatego zagrałam. To super pomysł, promocja, mam nadzieję, że będzie tak popularna jak liga w Czechach czy w Niemczech.

23 lipca w Tauron Arenie zagra pani mecz charytatywny z Igą Świątek na rzecz Ukrainy. Zagracie na serio?
Mam nadzieję, że Iga nie zagra na serio! (śmiech). Zgodziłam się od razu na ten mecz, ale później sobie pomyślałam: w co ja się wpakowałam?! Śmieję się, że chyba jestem najodważniejszą dziewczyną w Polsce, która wychodzi na Igę. To super inicjatywa, fani tenisa w Polsce chyba na to czekają. Iga zadzwoniła do mnie po turnieju w Stuttgarcie. To był pierwszy taki zamysł. Zgodziłam się, pojawiały się nowe szczegóły. Cztery lata nie grałam w tenisa, na pewno byłoby inaczej gdybyśmy obie grały w tourze. Wiele osób chyba myśli, że ja cały czas trenuje. Zdrowie tymczasem pozwala na treningi raz czy dwa razy w tygodniu. Smutne to, ale cóż zrobić. Postaram się dobrze przygotować, choć kosztuje mnie to sporo zdrowia i energii. Warto dla tej akcji. Porozmawiam wcześniej Igą (śmiech)! Na pewno będziemy się chciały pokazać z jak najlepszej strony. Nigdy nie odbijałam z nią. Nie wiem, jaka piłka od niej leci, ona nie zna mnie. Dla nas też będzie to nowość. Z jednej strony nie mogę się doczekać, z drugiej jest mała niepewność.

Jakiś czas temu wrzuciła pani do mediów społecznościowych zdjęcia z budowy nowego domu. Kiedy będzie gotowy?
Mam nadzieję, że na wiosnę! Obok koniecznie kort tenisowy. W tej chwili to stan surowy, zamknięty. To będzie mój dom z marzeń, tak naprawdę od dzieciństwa. Już nie mogę się go doczekać, wszystko robię tak pod siebie. Kiedy przeszło się przez tyle mieszkań, domów, chce się mieć coś naprawdę swojego i według swojego pomysłu. Wcześniej wszystko kupowało się na szybko: przy lotnisku, przy klubie tenisowym, żeby było gotowe. Teraz mam czas i wszystkiego sama dopilnuję. Nic nie jest robione bez mojej akceptacji. Teraz czeka mnie wykończeniówka. Jest ogrom pracy, ale ja to lubię, sprawia mi to przyjemność. To kompletnie mnie nie męczy, w końcu robię coś dla siebie. Teraz mam spokojniejsze życie z tenisem.

Rozmawiała w Londynie Agnieszka Bialik

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki