Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agata Kulesza: Jeśli rola z traumą, to poproszę

Ryszarda Wojciechowska
Grzegorz Mehring / Archiwum Polskapresse
Do czterdziestki polskie kino jej nie rozpieszczało. Dopiero po "Róży" Wojciecha Smarzowskiego... rozkwitła filmowo. O Agacie Kuleszy, jednej z najbardziej rozchwytywanych polskich aktorek pisze Ryszarda Wojciechowska

Kiedy inne aktorki w jej wieku już się powoli zawodowo zwijają, ona się dopiero rozwija. Agata Kulesza 27 września kończy 42 lata i może śmiało powiedzieć, że jest teraz jedną z najlepszych polskich aktorek. Jej wartość na filmowym rynku podbiła nagroda na ostatnim, gdyńskim festiwalu. Dostała ją za rolę Wandy w filmie "Ida" Pawła Pawlikowskiego, nagrodzonym Złotymi Lwami.

- Kulesza zagra wszystko, nawet Dorocińskiego - żartował Bogusław Linda w programie Kuby Wojewódzkiego. Wcześniej zaprosił aktorkę do udziału w spektaklu teatralnym "Merylin Mongoł", który sam reżyserował. Jeszcze lepszą recenzję jej aktorskiego talentu wystawił Robert Więckiewicz. Kiedy dwa lata temu na konferencji festiwalowej, po pokazie filmu "Róża", Agata Kulesza i Marcin Dorociński tłumaczyli skromnie, że starali się tylko dobrze zagrać, siedzący na sali Więckiewicz nie wytrzymał i krzyknął: Wy nie zagraliście dobrze, tylko zajebiście. Sala przyjęła to brawami.

Tańczyła dla WOŚP

Agata Kulesza pytana, czy dobrze się stało, że ta popularność przyszła do niej tak późno, odpowiada: Nie wiem, czy bym sobie poradziła, gdybym miała dwadzieścia kilka lat. Może bym się zachłysnęła, uwierzyła, że jestem kimś wyjątkowym. Podziwiam młodych ludzi, którzy potrafią sobie radzić z popularnością. Nie jest fajnie, kiedy nie można wyjść do sklepu, umówić się z kim się chce, bo paparazzi siedzą przed domem i wszystko co się robi, będzie potem komentowane.

Ale, jak przyznaje, chciała zobaczyć, jak to jest być popularnym. I gdy już stała się na swój sposób popularna, odetchnęła z ulgą. Bo to nie było to, czego w tym zawodzie szukała.

Najazd paparazzich na swoje życie przeżyła tylko raz. I to nie z okazji filmu, a "Tańca z gwiazdami". Pięć lat temu wzięła udział w popularnym, telewizyjnym show. Tańczyła w parze ze Stefano Terrazzino. A że Kulesza, jak się za coś zabiera, to chce robić to najlepiej jak potrafi, wywalczyła wspólnie z Włochem Kryształową Kulę. Dodatkowo w nagrodę otrzymała srebrne porsche, które przekazała na cele charytatywne Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. To był jedyny taki przypadek w historii polskiego show.

Wielu nie mogło się nadziwić, że oddała auto, a mogła je sprzedać i dobrze ulokować pieniądze. Aktorka słysząc wtedy takie komentarze od dziennikarzy, najpierw lekko się zżymała, a potem mówiła, że woli rozmawiać o rolach, nie o samochodach.
Innym razem przepytywana na tę okoliczność odparła, że ci, którzy ją znają, wiedzą,dlaczego to zrobiła i nie są zaskoczeni. Dodała, że nie jest Matką Teresą i nie rozdaje wszystkiego, ale miała potrzebę podzielić się z innymi.

To wtedy właśnie, kiedy tańczyła ze Stefano, dotknęła tego szalonego zainteresowania mediów i podglądactwa. Na szczęście paparazzi okupujący jej dom, szybko zrezygnowali. Taka nuda była w jej życiu. Mogli zrobić zdjęcie jak odwozi córkę do szkoły, jak wraca do domu, a potem jak jedzie do teatru. Nikt od niej nie wychodził, nikt nie przychodził. Wtedy - jak mówiła - zdała sobie sprawę z tego, jak łatwo można manipulować mediami. Nagle człowiek może coś wymyślić, zrobić dowolne przedstawienie. I już jest na okładkach kolorowych pism.

Mimo że od tamtej pory minęło kilka lat, nadal uważa ten świat salonowy za sztuczny. Ucieka z niego, kiedy tylko może. Nie może uciekać, kiedy ma premierę filmu ze swoim udziałem. Wówczasjest na każdej konferencji, wszędzie tam gdzie chcą słuchać o jej nowej roli. Nie gwiazdorzy, nie zasłania się agentem.

"Kurczaki" na początek

Początki kariery nie były jednak łatwe. Chociaż dyplom PWST w Warszawie otrzymała w 1994 roku z wyróżnieniem (studiowała wspólnie z Małgorzatą Kożuchowską), to jednak przez pierwsze lata grywała w filmach głównie epizody.

Ona sama żartuje, że gdyby nie mąż, operator Marcin Figurski, to by się nie odważyłastanąć przed kamerą. Wszystkiego się bała. Potrzebowała kogoś, kto by ją poklepał po plecach i powiedział: - jest dobrze. Tym kimś był właśnie Marcin, jej przyszły małżonek.
Pierwszą główną rolę zagrała w filmie "Moje pieczone kurczaki", w reżyserii Iwony Siekierzyńskiej. Był rok 2002. To historia młodego małżeństwa, które próbuje odnaleźć się w twardej rzeczywistości dnia codziennego. Agata Kulesza gra żonę, która studiuje w szkole filmowej i ma nakręcić jakiś film. Najlepszym bohaterem wydaje się jej własny mąż. "Moje pieczone kurczaki" dostały kilka nagród na mniejszych festiwalach, ale jakoś szczególnie nie zapisały się w polskiej kinematografii. Po kilku latach była jeszcze jedna znaczna, choć nie główna rola w filmie "Skrzydlate świnie", w reżyserii Anny Kazejak.

Przyjaciółka Heli

W tym samym czasie zawodowe życie aktorki wypełniały głównie rólki w serialach. Fani "Pensjonatu pod Różą" zapamiętali jej Dusię. Potem była przyjaciółką "Heli w opałach" i odtwórczynią jednej z ról w serialu"Prosto w serce". To i tak lepiej, bo jeszcze wcześniej bywały głównie serialowe epizody. Migała na planach: "Klanu", "Złotopolskich" czy "Na dobre i na złe". Ale nawet jej epizody czy niewielkie rólki zapadały w pamięć, jak choćby rólka prowadzącej program "Jak oni miauczą" w serialu "Daleko od noszy". Niby nic, a perełka. Bo Agata Kulesza nawet epizod stara się zagrać najlepiej jak potrafi. Włożyć w niego całe serce. Jak wspomina, nie robiła sobie wyrzutów, że grywa głównie w serialach. Czasami pieniądze za role przeliczała na rachunki. Uważa, że aktorstwo jest, po prostu, rzemiosłem. Chodziła więc na castingi, żeby nie siedzieć w domu, nie klepać biedy i nie czekać na propozycje, które nigdy same nie przyjdą.

Oczarowani i wstrząśnięci

Potrafi zagrać komediowo, choć za każdym razem jest zdziwiona, kiedy gra w komediach, bo nie uważa siebie za aktorkę komediową. Jej specjalność to role z traumą.

Najpierw była "Róża" Smarzowskiego i wielkie odkrycie Kuleszy sprzed dwóch lat. Dziennikarze i publiczność byli oczarowani i wstrząśnięci tym, co zobaczyli na ekranie. Ona sama po festiwalowym pokazie mówiła:- O Róży, na razie, nie potrafię powiedzieć wiele, bo ona jeszcze we mnie siedzi. Nie ma co udawać, tę rolę bardzo mocno przeżyłam. To nie były łatwe sceny do zagrania. I kiedy myślę o Róży... mogę zacząć płakać. Dla mnie to uosobienie kobiecej odwagi i takiej życiowej dzielności. Ale myśląc o niej, dziękuję jej. Dziękuję, że się odważyłam w tym filmie pokazać własne słabości. Wiem, że wyglądam strasznie na ekranie. Ale nie bałam się. Moje prywatne zwycięstwo polegało na tym, że podczas pracy nad rolą nie byłomomentu, żebym sobie pomyślała - o Jezu, jak ja wyglądam. Przecież jestem aktorką. A aktorstwo to także pokazywanie własnych słabości.

Dziwna specjalność

Na festiwalu przed dwoma laty poza "Różą" mogliśmy Agatę Kuleszę zobaczyć jeszcze w roli matki w filmie "Sala samobójców" Jana Komasy (też rola z traumą) i w filmie "Ki" Leszka Dawida. Tu na planie spotkała się z Romą Gąsiorowską. I to Gąsiorowska dostała wówczas nagrodę dla najlepszej aktorki festiwalu, a nie Kulesza. Na widowni podczas ogłaszania tego werdyktu słychać było szmer niezadowolenia.

Wtedy przewodniczącym jury był Paweł Pawlikowski, reżyser od 30 lat mieszkający w Wielkiej Brytanii. Nic dziwnego, że kiedy na ostatnim, gdyńskim festiwalu obejrzeliśmy jego "Idę" z Agatą Kuleszą, musiało paść choćby w formie żartobliwej pytanie - czy ten angaż to sposób na naprawienie tamtej krzywdy? Pawlikowski odparł, że Kulesza jest, po prostu, świetną aktorką, stworzoną do roli Wandy. I tyle.

Aktorka sama przyznaje, że role z traumą stały się jej specjalnością. - Jakoś tak się dziwnie dzieje, że kamera widzi we mnie smutek i dlatego tak jestem obsadzana. W "Róży", "Idzie", czy nawet w serialach "Prawo Agaty" i "Głęboka woda", grywam osoby z traumą, ofiary, chociaż prywatnie ofiarą nie jestem - tłumaczy.

Do pionu

To za Wandę w "Idzie" Kulesza otrzymała nagrodę dla najlepszej aktorki gdyńskiego festiwalu. Zgodnie z zasadą - co się odwlecze, to nie uciecze. Niestety, nie mogła jej osobiście odebrać, ponieważ musiała wyjechać w tym czasie do Ameryki.

W "Idzie" zagrała stalinowską prokurator o żydowskich korzeniach, która rozlicza się z życiem. Rola mocna i najbardziej wyrazista w filmie.

Jak wybiera role? Odpowiada, że opowieść musi ją uwieść, a ona musi uwierzyć w to, że jest w stanie uwiarygodnić postać. Gra teraz dużo, jakby się dla niej rozsypał worek z rolami. Przypomina w tym Mariana Dziędziela, którego "odkrył" dla kina, podobnie jak ją, Wojciech Smarzowski. Aktorka na ostatnim festiwalu też miała trzy filmy ze swoim udziałem. Poza "Idą" widzieliśmy ją jeszcze w "Drogówce" i w "Miłości". Wkrótce będzie ją można zobaczyć w kolejnym filmie Smarzowskiego "Pod mocnym aniołem". Gra mamę Jurusia, głównego bohatera.

Oddziela jednak całkiem wyraźnie to, co zawodowe, od tego, co domowe. O mężu i o nastoletniej córce Mariannie mówi niewiele. Często jednak powtarza:role mogą mnie nadwątlić, ale rodzina przywraca zawsze do pionu. Bez tego pewnie bym długo nie pożyła.

Ryszarda Wojciechowska
r.wojciechowska @prasa.gda.pl

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki