Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agata Durajczyk, libero PGE Atomu Trefla Sopot: Z gry dla Polski zawsze jestem dumna [ROZMOWA]

Rafał Rusiecki
Fot. Grzegorz Mehring / Polskapresse
O nowym rozdaniu w karierze, powrocie w rodzinne strony i grze w reprezentacji Polski rozmawiamy z Agatą Durajczyk.

Trochę to trwało, żebyś wróciła grać na Pomorze. Jak oceniasz, jaką siatkarką po tych kilku latach jesteś?
Sportowo jestem na pewno o wiele bardziej doświadczoną zawodniczką, niż kiedy grałam jeszcze w Gedanii. Nie było mnie tutaj przez sześć lat. To dosyć długo. Występowałam w innych klubach i wydaje mi się, że te nowe miejsca, a także gra w reprezentacji Polski, dużo mi teraz pomogą. Na to liczę.

A jak oceniasz to, że w Atomie jest teraz aż sześć zawodniczek wywodzących się z Pomorza?
To w jakimś sensie na pewno pomaga. Przecież z Mają Tokarską czy Justyną Łukasik grałyśmy wcześniej w młodszych kategoriach wiekowych. Siebie więc znamy bardzo dobrze. Natomiast z Izą Bełcik i Mileną Rosner współpracujemy pierwszy raz. One są po prostu nieco starsze i wcześniej wyjechały z Trójmiasta.

Co dla Ciebie oznaczają przenosiny do Sopotu, do klubu, który od wejścia do ekstraklasy cały czas bije się o medale?
Przede wszystkim to, że właśnie będziemy grały o najwyższe cele. To będzie budowało atmosferę, ale będzie istotne dla mojej osobistej pewności siebie. Gra o podium jest ambicją każdego zawodnika. Spotkania o miejsca 5-8 nie dają nikomu przyjemności. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Cieszę się też, że wracam do domu, do rodziny. Nie bez znaczenia jest także możliwość współpracy z tak dobrym trenerem, jakim jest Lorenzo Micelli.

A świadomość tego, że bliscy będą częściej na trybunach będzie dodatkowo stresować?
Nie. Moi rodzice są tacy, że i tak jeździli na moje mecze. Bywali już w Łodzi, Białymstoku czy na spotkaniach reprezentacyjnych. Wydaje mi się, że to nie będzie problem.

Trenowałyście długo w niemal pełnym składzie. Jak myślisz, na co was będzie stać w tym sezonie?
Cele są najwyższe - złoto w lidze i zdobycie Pucharu Polski. Jeszcze niedawno miałyśmy problemy z małymi urazami dwóch dziewczyn (Katarzyna Zaroślińska i Milena Rosner - przyp. aut.), ale już wracają do zdrowia. Czekamy na dwie kolejne, które przyjadą po mistrzostwach świata (Charlotte Leys i Jana Matiasovska - przyp. aut.). Mam nadzieję, że wówczas będziemy trenować w pełnym składzie i bez kontuzji.

W takim zestawieniu personalnym wasz udział w finale mistrzostw Polski to mus.
Mam nadzieję, że tak będzie. Nic nie można obiecywać, bo to wszystko zweryfikuje boisko. Myślę jednak, że na tyle ciężko pracujemy, że będą dobre efekty.

Jak Ci się pracuje z włoskim szkoleniowcem?
Lorenzo Micelli jest bardzo, bardzo wymagający. My się jednak z tego cieszymy. Ja jako libero mam pewne założenia, z których muszę się wywiązywać. Jeśli czegoś nie robię, to jest generalnie bardzo zły. Mam nadzieję, że to będzie procentowało w przyszłości. To szkoleniowiec najwyższej klasy i cieszę się, że mogę z nim pracować.

Przed sezonem dołączyły do kadry dwie zawodniczki. Wśród nich jest Milena Rosner, która ma grać na pozycji libero. Co to dla Ciebie oznacza?
One już długo z nami trenują, ale rzeczywiście niedawno podpisały umowy. Nie wiem jeszcze, czy Milena będzie grała na pozycji libero, czy będzie pomagała w przyjęciu. Dla mnie to jest na pewno pomoc w treningach. Rywalizacja jest większa, a to działa na korzyść zespołu. Będę oczywiście walczyła, aby być tą pierwszą libero.

Jesteś reprezentantką Polski, jak kilka innych dziewczyn w Sopocie. Nie jest wam smutno, że nie gracie teraz we Włoszech na mistrzostwach świata?
Zdecydowanie tak. Widzimy przecież, jakie zespoły tam grają. Nie mówię tutaj o tych topowych. Mam na myśli chociażby Kanadę, którą ogrywałyśmy wiele razy, Kamerun czy inne zespoły. Jest żal, że Polski tam nie ma.

Co złego dzieje się z naszą żeńską reprezentacją? Nie ma nas na ważnej imprezie. W rankingu światowym też zaczynamy zjeżdżać coraz niżej.
Ciężko o jednoznaczną odpowiedź. Wydaje mi się, że kadra co roku gra innym składem i to też nie działa na korzyść. Niektóre rywalizujące z nami reprezentacje grają tym samym składem, przez co są wyraźnie mocniejsze. Tam wszystkie dziewczyny są do grania. Niestety, w Polsce tak się nie dzieje. Dopóki tak nie będzie, że te najlepsze będą chciały grać, to nie wiem, czy stać nas na jakiś sukces. To jest moje zdanie. Każdy może to odbierać inaczej.

Teraz chyba ból jest jeszcze większy. Dysproporcja między naszą męską a żeńską kadrą jest ogromna. Faceci zaprezentowali coś wspaniałego na mistrzostwach.
Zdecydowanie. Faceci są mistrzami świata. My nawet się nie zakwalifikowałyśmy. Ciężka sytuacja przed selekcjonerem Piotrem Makowskim. Ale to jego rola. My dostosowujemy się do tego, co nam w kadrze przekazuje. Ja byłam bardzo szczęśliwa, że mogłam grać w naszej reprezentacji i występować jako pierwsza libero.

A to, że w Sopocie jest teraz kilka reprezentantek "skoszarowanych" w jednym klubie, będzie pomocne dla naszej reprezentacji?
Na pewno będziemy bardziej zgrane. Pięć dziewczyn grało przecież w turniejach Grand Prix i w eliminacjach do mistrzostw. Jeżeli będziemy się dobrze prezentowały w Sopocie, to będzie ułatwione zadanie dla trenera Makowskiego. Nie wiemy jednak, jakie zawodniczki powoła za rok. To pewna niewiadoma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki