Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Afera cukierkowa" pod lupą prokuratora

Jacek Wierciński
- Pracodawca nie naruszył dóbr osobistych pana Bacińskiego (na zdj.), gdyż działał zgodnie z prawem - twierdzi rzecznik konserwatora
- Pracodawca nie naruszył dóbr osobistych pana Bacińskiego (na zdj.), gdyż działał zgodnie z prawem - twierdzi rzecznik konserwatora fot. przemek świderski
„Aferę cukierkową” w urzędzie wojewódzkiego konserwatora zabytków pod lupę wzięli śledczy. Pokrzywdzony twierdzi, że został zniesławiony, jego szef - że kierował się troską o bezpieczeństwo.

Przyczyną badania alkomatem był niewinny cukierek czy dbałość o bezpieczeństwo w poważnej państwowej instytucji? Na to i podobne pytania odpowiedzi szuka gdański prokurator, który bada, czy w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków dopuszczono się przestępstwa zniesławienia. To zaskakujący efekt niewiarygodnej sprawy, którą opisaliśmy jako pierwsi.

- Wszczęliśmy już dochodzenie w sprawie zniesławienia. Obecnie prowadzący je prokurator zapoznaje się ze zgromadzonym dotąd materiałem i na tej podstawie podejmie decyzję co do dalszego toku postępowania - mówi prok. Jolanta Janikowska-Matusiak, szefowa Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz. Zastrzega, że dochodzenie prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko komukolwiek, bowiem nikomu nie przedstawiono zarzutów.

Czytaj też: "Cukierkowa afera" u wojewódzkiego konserwatora

Wszczęcie dochodzenia musiało być uzasadnione, gdyż wcześniej śledczy zakończyli czynności sprawdzające, a zniesławienie zagrożone jest karą grzywny lub nawet ograniczenia wolności . - Dariusz Chmielewski, Pomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków, będący moim szefem, wezwał policję po to, by przebadała mnie alkomatem, bo chciał mnie w ten sposób zdyskredytować i oczernić jako związkowca - twierdzi Jarosław Baciński, inspektor Pomorskiego Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków i szef Solidarności w tej instytucji.

Jego wersję zdarzeń opisaliśmy trzy miesiące temu. Jak twierdzi mężczyzna, w trakcie zwykłego dnia pracy - około godziny 11 przed południem - wspólnie z kolegą pomógł w przestawieniu mebli koleżance, która wróciła do sekretariatu PWUOZ po dłuższym zwolnieniu lekarskim. W podzięce kobieta poczęstowała obu panów cukierkami, głośno zachwalając, że są smaczne, a „niektóre z alkoholem”. Pół godziny później w drzwiach jego pokoju stanąć miały dwie funkcjonariuszki policji z drogówki, informując o zgłoszeniu dotyczącym spożywania alkoholu w godzinach pracy.

Baciński twierdzi, że efektem dmuchania w alkotest był wynik 0,00, bowiem ze słodkiego poczęstunku wybrał cukierek kawowy.

PWOUZ otwarcie przyznał, że to „pracodawca” zadzwonił po policję. Przekonuje jednak, że zrobił to w związku z podejrzeniem, że jego pracownik pojawił się w urzędzie „pod wpływem”, już rankiem, kiedy zaczynał pracę, a nie ze względu na posądzanie go o spożywanie alkoholu w godzinach urzędowania. Dementuje też przypominającą scenariusz komedii Stanisława Barei opowieść inspektora. Dotąd instytucja tłumaczyła, że to nie Chmielewski osobiście złożył doniesienie, jednak Baciński twierdzi co innego: - Słuchałem w prokuraturze nagrania zgłoszenia z policji. Na taśmie jest głos konserwatora wojewódzkiego Dariusza Chmielewskiego. Również jego nazwisko figuruje w dokumentacji jako nazwisko zgłaszającego - mówi.

O komentarz znów poprosiliśmy konserwatora.

- Pracodawca jest odpowiedzialny za właściwy stan BHP na terenie zakładu pracy, a kontrole trzeźwości pracowników stanowią przejaw troski pracodawcy o stan bezpieczeństwa na terenie zakładu pracy i prawo kontroli trzeźwości pracownika wynika wprost z przepisów prawnych. Taką kontrolę trzeźwości uprawniony organ powołany do ochrony porządku publicznego, czyli policja zawsze może wykonać - wyjaśnia Marcin Tymiński, rzecznik prasowy Pomorskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.

Jak zastrzega Tymiński, urząd „skorzystał z uprawnienia, mając uzasadnione podejrzenie co do stanu trzeźwości zatrudnionego”. - Na szczęście to podejrzenie nie potwierdziło się. Pragnę jednak dodać, że pracodawca nie naruszył dóbr osobistych pana Bacińskiego, gdyż działał zgodnie z prawem. Konserwator umotywowany uzasadnionymi podejrzeniami zastosował prewencyjną procedurę sprawdzającą trzeźwość zatrudnionego i nie był inicjatorem uczynienia tego kwestią publiczną i medialną. Media zostały tym tematem zainteresowane przez pana Bacińskiego, który naszym zdaniem podał skonfabulowane okoliczności zdarzenia i w ten sposób naraził na negatywny wizerunek urząd, który reprezentuje, jak i - naszym zdaniem - swoją własną osobę - mówi.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki