Wtedy już było wiadomo, że imperium stworzone przez państwa P. jest wydmuszką. Ale do siedziby firmy w Gdańsku wciąż przychodzili pracownicy, w tym - doświadczeni menedżerowie, zatrudnieni w firmie, która miała się okazać złotą piramidą.
- Wiedzieliśmy, że Marcinowi i Katarzynie grunt zaczyna się palić pod nogami - wspomina jeden z nich. - Wtedy właśnie Katarzyna przychodziła do nas i mówiła, że to wszystko to nagonka, że minie, że za chwilę się wszystko wyjaśni... Mówiła to z takim ładunkiem emocjonalnym, że albo sama w to wierzyła, albo jest doskonałą aktorką. Dziś nie wiem, co o tym myśleć. Ale wtedy, przyznaję, uwierzyłem w jej słowa.
Incydent ten wspomina dziś wielu byłych pracowników Amber Gold. Katarzyna P. miała do odegrania rolę w ostatnich dniach funkcjonowania piramidy. Rolę wyreżyserowaną czy też... Nieświadomą? Choć trudno uwierzyć, że nie znała rzeczywistych zamiarów męża, to równie zastanawiające jest, że niejeden doświadczony menedżer jej wtedy uwierzył.
A jaką szefową była, kiedy jeszcze cała Polska powierzała państwu P. swoje oszczędności?
- Pierwsze, co było uderzające, to wiek Marcina i Katarzyny. Trudno było uwierzyć, że w tak młodym wieku dorobili się takiej fortuny. Ale z czasem człowiek przyzwyczajał się do tej myśli, oswajał się z nią i wszelkie podejrzenia gdzieś znikały. Katarzyna była pewna siebie, dość swobodna w obyciu. Jeśli Marcin był głową, to ona szyją, jeśli on był "sztywny", to ona "luźniejsza", jeśli on był spięty i rzeczowy, to Katarzyna miała być kimś, kto ma więcej fantazji, polotu...
To nie znaczy jednak, że była dla swoich pracowników nadmiernie pobłażliwa.
- Zdarzało się, że wtrącała się do naszej pracy, wypowiadała w kwestiach, o których, powiedzmy szczerze, nie miała pojęcia. Uważała, że tak ma być - i koniec. Bez dyskusji. I miała w firmie "swoje dzieci" - przedsięwzięcia, które były jej szczególnie bliskie. To były kwestie związane w mniejszym stopniu z inżynierią finansową, w większym zaś z "miękkimi" zadaniami w zarządzaniu - z promocją na przykład czy PR-em.
O samych relacjach między małżonkami P. byli pracownicy niewiele mogą powiedzieć. - W firmie nie widzieliśmy, żeby było między nimi coś ponad relacje służbowe. Żadnych kłótni czy czułości. Ot, zwyczajne małżeństwo, które razem pracuje.
Poznali się w liceum. Ona jest wspominana jako raczej zamknięta w sobie, on jako prymus, ulubieniec nauczycieli. Tabloidy, zapewne upraszczając, wpisywały ich znajomość w schemat znany z Kopciuszka - szara myszka spotyka księcia.
Fakty są takie, że pochodziła z rozbitej rodziny, że bieda nieraz zaglądała jej w oczy. Licealna znajomość państwa P. nie od razu miała skończyć się ślubem. Spotkali się po latach, wtedy Marcin był już po pierwszych wyrokach za oszustwo. W jednym z wywiadów Katarzyna P. stwierdziła, że warunek, jaki wówczas postawiła mężowi, brzmiał: odetniesz się od przestępczej przeszłości. W momencie, kiedy publikowana była ta wypowiedź, opinia publiczna nie wiedziała jeszcze o kolejnych wyrokach męża pani Katarzyny. Teraz już jest jasne, że jeśli nawet taki warunek został postawiony, to z pewnością Marcin P. go nie spełnił.
Kluczowy moment w ich wspólnym życiorysie - powstaje Amber Gold. Katarzyna P. wspominała, że stało się to za pożyczone pieniądze, że była to kwota niewielka... A zaraz potem zwrot o 180 stopni - luksusowe apartamenty, stanowiska kierownicze w spółkach. W samym Amber Gold zajmowała fotel prezesa i wiceprezesa, była prezesem w Amber Gold Invest, członkiem rady nadzorczej w kolejnych dwóch spółkach związanych ze "złotym interesem". Kobieta sukcesu.
I taką Katarzynę wspominają dziś niechętnie wypowiadający się na ten temat byli pracownicy Amber Gold.
10 października 2012 roku Katarzynie P. przedstawione zostały zarzuty popełnienia ośmiu przestępstw, w tym polegających na naruszeniu ustawy o rachunkowości, Kodeksu Spółek Handlowych oraz wyłudzeniu poświadczenia nieprawdy. Nie przyznała się do winy. Złożyła "częściowe wyjaśnienia". Nie trafiła do aresztu. Zastosowano wobec niej dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju.
Co o interesach swojego męża wiedziała Katarzyna P.? O czym opowiedziała śledczym podczas przesłuchania? Te pytania jeszcze długo pozostaną bez odpowiedzi.
Prokuratura Okręgowa w Poznaniu wszczęła wczoraj śledztwo w sprawie ewentualnego przekroczenia uprawnień przez Ryszarda Milewskiego, byłego prezesa gdańskiego Sądu Okręgowego.
Zawiadomienie złożyli politycy Solidarnej Polski. Śledczy zapowiadają przesłuchania świadków. Milewski został we wrześniu odwołany przez ministra sprawiedliwości z funkcji prezesa Sądu Okręgowego w związku z opisaną przez "Gazetę Polską Codziennie" jego rozmową z osobą podającą się za pracownika kancelarii premiera. Milewski miał informować o możliwych terminach posiedzenia dotyczącego zażalenia na areszt szefa Amber Gold i umawiać się na spotkanie z szefem rządu.
Na początku października śledztwo w sprawie Amber Gold przeniesiono z Gdańska do Łodzi.
Jak poinformował prok. Krzysztof Kopania, obecnie sprawa Amber Gold ma pięciu prokuratorów referentów. Trzech z nich to łódzcy śledczy, dwóch - prokuratorzy z Gdańska, oddelegowani do Łodzi na dwa miesiące. - Mają u nas pokoje, biurka i pracują teraz z nami - poinformował prok. Kopania. Co aktualnie robią? Jak się okazuje, akurat "wykonują czynności w Gdańsku". Oprócz prokuratorów, do Łodzi został również oddelegowany analityk kryminalny. Jak poinformował Kopania, ciągle przekazywane są akta z Gdańska, choć ich zasadnicza część już trafiła do Łodzi.
(PAP), (TS)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?