Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adwokat z Sopotu w imieniu poszkodowanych w katowickiej hali pozywa Skarb Państwa

Tomasz Słomczyński
Mecenas Adam Car: Uważam, że Skarb Państwa jest odpowiedzialny za katastrofę w Katowicach
Mecenas Adam Car: Uważam, że Skarb Państwa jest odpowiedzialny za katastrofę w Katowicach Karina Trojka/Archiwum
Po pięciu latach od katastrofy budowlanej na granicy Chorzowa i Katowic poszkodowane osoby nie otrzymały od Skarbu Państwa odszkodowań. Dlatego z pomocą sopockiej kancelarii przygotowują pozew zbiorowy, który w przyszłym tygodniu zostanie złożony do sądu w Katowicach.

Był 28 stycznia 2006 roku, kiedy na entuzjastów hodowli gołębi pocztowych runął dach hali. Był kilkunastostopniowy mróz, spod zwałów stali, betonu i śniegu dobiegały głosy uwięzionych ludzi. Wszyscy pamiętamy te sceny, do dziś trudno wobec tej tragedii być obojętnym. Zginęło wówczas 65 osób, ponad 170 uczestników targów zostało rannych.

- Pamiętam, jak do szpitala w Siemianowicach Śląskich przyszedł ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz i minister zdrowia Zbigniew Religa. Obiecywali pomoc, mówili, że państwo nie zostawi nas samych. Kłamali - mówi Brunon Elendt, 70-latek z Pucka, który po katastrofie spędził w szpitalu trzy miesiące, do dziś zażywa leki, co kosztuje go 150 zł miesięcznie. - Cały czas czekam na pomoc, którą nam wtedy obiecywali.

Odszkodowania wypłaciła firma, która ubezpieczała halę. Ci, którzy stracili w tragedii osoby bliskie, otrzymali po ok. 30 tys. zł, natomiast osoby, które doznały uszczerbku na zdrowiu - po ok. 10 tys. zł. Poza tym bezpośrednio po katastrofie w działania pomocowe włączyły się różne organizacje i ludzie dobrej woli. To były ważne, choć krótkotrwałe akcje, które miały na celu pomóc w przetrwaniu najgorszego okresu, tuż po tragedii.

Wśród osób poszkodowanych są takie, które straciły nerki, płuca, kończyny. Nikt nie zwrócił im kosztów leczenia, rehabilitacji, nie zadośćuczynił im za cierpienia. Renty z ZUS pobiera tylko część z tych, którzy wtedy ucierpieli.

Mecenas Adam Car z kancelarii w Sopocie podjął się reprezentowania poszkodowanych w sporze o odszkodowanie ze Skarbem Państwa. W październiku 2009 z grupą 170 poszkodowanych wystąpił do sądu w Katowicach z wnioskiem o zawarcie ugody ze Skarbem Państwa. Bez skutku. Jak się okazuje, Skarb Państwa nie poczuwa się do odpowiedzialności za tragedię i odmawia wypłaty jakichkolwiek odszkodowań.
Zdaniem mecenasa Cara, odpowiedzialność Skarbu Państwa za tragedię jest oczywista i wynika z dwóch faktów. - Po pierwsze, właścicielem terenu, na którym stał budynek hali, był właśnie Skarb Państwa. Sam budynek hali był częścią składową nieruchomości. Przepisy mówią, że w takiej sytuacji posiadacz budowli odpowiada za szkody wyrządzone w związku z np. zawaleniem się budynku. Po drugie, błędy nadzoru budowlanego były ewidentne, rażące. A nadzór budowlany jest jednostką organizacyjną Skarbu Państwa.

Jak zaznacza mecenas, przed sądem pracownica nadzoru budowlanego zeznała, że po uszkodzeniu konstrukcji dachu w 2002 roku nawet nie pojechała na miejsce. Powinna wtedy zamknąć obiekt. Tragedia mogła wydarzyć się w każdej chwili, pech chciał, że stało się to akurat, kiedy hala była wypełniona ludźmi.

Ugody nie będzie, to nie oznacza jednak, że to koniec walki poszkodowanych o ich prawa. Pozew, który wpłynie do katowickiego sądu w przyszłym tygodniu, zostanie podpisany przez ok. 20 z nich. Będzie dotyczył tylko ustalenia odpowiedzialności Skarbu Państwa, na razie bez wskazywania kwot, o jakie będą ubiegać się poszkodowani. Jak mówi mecenas Car, na to przyjdzie czas później, po ustaleniu odpowiedzialności. Sąd będzie musiał przesłuchać wiele osób, wezwać biegłych. Proces potrwa wiele miesięcy.

Pani Zofia Pałac z Łeby straciła w katastrofie męża.
- Jesteśmy zostawieni sami sobie. Obietnice były tylko na początku, szybko państwo o nas zapomniało. Tak po ludzku, zwyczajnie, jest mi przykro - mówi, nie kryjąc emocji. - Bardzo poruszyła mnie informacja, że rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej proponuje się po 250 tys. zł. My nie dostaliśmy ani grosza. I nie chodzi tu o pieniądze, tylko o to, jak jesteśmy traktowani. Nikt nawet nie chce z nami rozmawiać. Czuję się jak obywatel gorszej kategorii... Jak śmieć.
- Swoim klientom będę doradzał, żeby za stratę bliskiej osoby ubiegali się o 250 tys. zł - mówi mec. Adam Car.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki