Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Zięba: Mam różaniec i matkę

Tomasz Słomczyński
Pracę doktorską napisał, chociaż konieczne są jeszcze poprawki. Jednak za murami nie ma dostępu do danych bibliograficznych... Adam Zięba wciąż wierzy, że matka wkrótce wydostanie go z kryminału. O bezduszności sądu i matczynej determinacji - pisze Tomasz Słomczyński

Zła wiadomość nadeszła, gdy Adaś Zięba miał dwanaście lat. Wada rozwojowa. Zaniki kory mózgowej. Bardzo silne bóle głowy, wymioty. Lekarze mówili, że jak skończy zawodówkę, to będzie cud.

- Ale ja się uparłam. Leczyliśmy się w Warszawie i w Łodzi. Miał duże problemy w nauce, nie umiał się skoncentrować, ciężej mu było myśleć. Z zawodówki poszedł do technikum. Lekarze mówili: "niech pani mu znajdzie łatwy zawód, żeby w ogóle mógł pracować". Po zawodówce poszedł do technikum na elektryka.

Irena Walczak ma pierwszą grupę inwalidztwa. Choroba niedokrwienna serca, napadowe migotanie przedsionków, nadciśnienie tętnicze.

- Anemia, sztywna jedna noga, miałam chyba z dziesięć kardiowersji i dwa zawały.
Porusza się z trudem, o kuli, zgięta wpół do przodu. Pokazuje dokumenty:

Stopień niepełnosprawności - znaczny. Niezdolna do pracy. "Konieczność stałej lub długotrwałej opieki innej osoby w związku ze znacznie ograniczoną możliwością samodzielnej egzystencji".
W teczce Ireny drugie, podobne zaświadczenie, dotyczy Adama: umiarkowany stopień niepełnosprawności. "Wskazania dotyczące zatrudnienia: praca prosta, spokojna".

Od kiedy zabrali Adama, radzi sobie jakoś sama. Adam wróci najwcześniej za rok. Irena twierdzi, że tego nie doczeka. I jeszcze, że żyjemy w faszystowskim państwie.

Ale teraz Irena się śmieje. Adaś miał być elektrykiem... Chwilę potem płacze:
- Tyle pracy włożyłam w to, żeby do czegoś w życiu doszedł, a teraz ci bandyci wszystko to niszczą.

***

Irena Walczak sprowadziła się z Jastrzębia Zdroju do Gdyni w 2002 roku, kiedy Adam miał 20 lat.
- Bank w Jastrzębiu sprawdził dla nas możliwości wzięcia kredytu, stwierdzili, że nie będzie problemu. Tam sprzedałam mieszkanie, wzięłam za nie czterdzieści tysięcy i potrzebowałam drugie tyle, bo to w Gdyni kosztowało 80 tysięcy. Przyjechaliśmy. I okazało się, że co prawda bank w Jastrzębiu dałby nam kredyt, ale tu, w Gdyni, wszystko jest inaczej liczone. Kazano nam znaleźć dwóch żyrantów, którzy są na stałe zameldowani na Wybrzeżu i którzy mają tu stałą pracę. To było niemożliwe. Byliśmy tu kompletnie sami.

Irena wynajęła mieszkanie. Wspomina, że w "Anonsach" znalazła ogłoszenie:
- Ta hochsztaplerka nazywała się Henryka W. Powiedziała: "Nie ma problemu, ja wszystko zrobię, znajdę dla was mieszkanie, załatwię kredyt". Mówiła potem, że udało jej się załatwić kredyt, ale "niestety musi on być troszkę wyższy".
Było tak: mieszkanie miało kosztować 80 tys. zł, kredyt miał wynieść 40 tys. zł. Ale na akcie notarialnym jest cena za mieszkanie w wysokości 155 tys. zł, a kredyt wynosi 109 tys. zł.

- Zaraz po podpisaniu aktu notarialnego miało być tak, że sprzedający, państwo K., mieli nam zwrócić w gotówce 69 tys. zł, a my od razu wpłacić tę kwotę do banku, tak żeby zostało 40 tys. kredytu, czyli tyle, ile chcieliśmy. Pojechaliśmy więc do banku, a tam usłyszeliśmy, że są jakieś problemy, że teraz nam nie zwrócą. Potem jeszcze dzwoniła Henryka W., że bank jeszcze nie przelał, w końcu nam powiedziała, że nic nie dostaniemy.

Co było robić? Sprzedać mieszkanie i spłacić dług. Rozmawiali z bankiem. Ale żeby można było sprzedać mieszkanie, musiałaby zostać zwolniona hipoteka - bo przecież bank, dając kredyt, obciążył hipotekę. Bank się nie zgodził na zwolnienie hipoteki. I koło się zamknęło. Zostali z kredytem w wysokości 109 tys. zł. Nie płacili rat. Do akcji wszedł komornik. Zajął część ich rent, i zajmuje je do dziś. Na przykład w marcu zabrał im łącznie 530 zł.

Miesięcznie na życie mają 1580 zł. Rata wynosi 1500 zł.
Jak doszło do tego, że z tak niskimi dochodami Irena z Adamem dostali tak wysoki kredyt?
Irena Walczak:

- W dokumentach w banku znalazło się zaświadczenie o zarobkach Adama, zatrudnionego u Henryki W. Było fałszywe. Na tej podstawie bank podjął decyzję kredytową. Nie mieliśmy pojęcia, że Henryka W. je wydała i że posłużyła się nim do wyłudzenia kredytu. O tym mieliśmy dowiedzieć się dopiero w sądzie.

***

Prokurator wszczął dochodzenie. Irena tłumaczyła, że nikogo w życiu nie oszukała, myślała więc, że i jej nikt nie oszuka. Sąd, który badał sprawę dwukrotnie, nie dał jednak wiary jej słowom.

Artykuł 286 Kodeksu karnego: "Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd (…), podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8".

W 2005 roku Irena Walczak i jej syn Adam Zięba zostali prawomocnie skazani na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć. Warunki zawieszenia: dozór kuratora i naprawienie szkody, czyli zwrócenie bankowi wyłudzonej kwoty kredytu.
Sprawa Adama Zięby przedawniłaby się 22 lutego 2013 roku. Stałoby się tak, gdyby nie fakt, że kilkanaście dni wcześniej karę mu odwieszono.

***

Irena Walczak ma pretensje do sądu ("bezprawnie odwiesił karę"), policji ("bili i opluwali mi syna"), wspólnoty mieszkaniowej ("chce przejąć mieszkanie"), administracji osiedla ("jak naprawiali rury, to kazali podpisać, że ewentualne poprawki zrobię na własny koszt") i służby więziennej ("jak oni go tam żywią, nie dadzą mu owoców żadnych nawet").
Ponadto twierdzi, że jej syn musi siedzieć w więzieniu, bo ona nie ma na łapówki.

Zdarzało się, że Irena nie wpuszczała kuratora do domu.
- Bo nie miał prawa do mnie przychodzić. A ja nie musiałam go wpuszczać do domu. Zresztą w ten sposób, podstępem chcieli zabrać mi syna - tłumaczy wzburzona.

***

Kurator napisał do sądu, że Irena odnosiła się do niego wulgarnie i agresywnie.
Sąd karę więzienia dla Adama Zięby odwiesił. Postanowienie stało się prawomocne 4 lutego 2013 roku, na dwa i pół tygodnia przed końcem pięcioletniego okresu próby. 25 kwietnia 2013 roku sąd w Gdyni odmówił odroczenia kary dwóch lat więzienia. Adwokat złożył więc zażalenie na to postanowienie sądu. Zażalenie miał rozpatrzyć sąd w Gdańsku, tam też trafić miały akta. Tam miało zapaść prawomocne postanowienie w tej sprawie. Zazwyczaj jest tak, że do prawomocnego rozstrzygnięcia sąd wstrzymuje się ze ściganiem skazanego.

Tu stało się inaczej. Po pierwszym orzeczeniu, przed rozpatrzeniem zażalenia, za Adamem Ziębą wystawiono list gończy.

***

W mieszkaniu Ireny w meblościance trzy wizerunki Matki Boskiej. Obok kanapy złożony "Tygodnik Powszechny".
Irena Walczak: - Adaś nie ma dziewczyny ani bliskich przyjaciół. On taki raczej wycofany jest. Wie pan, książki, komputer. Literatura, to jest jego żywioł. Bardzo wierzący jest, ma to dzięki mnie, oboje jesteśmy tacy. Z początku do seminarium chciał iść. Ale poszedł w końcu na filologię.

Irena mówi, że jej syn do żadnej fizycznej pracy się nie nadaje - bo ta jego choroba mu nie pozwala. To też ma być powód, dla którego nie ma dziewczyny, bliskich przyjaciół.

Pracę magisterską Adam napisał o "Godzinkach o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny".
28 lipca 2008 roku został przyjęty na studia doktoranckie.

Prof. dr hab. Jadwiga Kotarska jest promotorką jego doktoratu.
- Niezwykle zdyscyplinowany, pracowity, zawsze przygotowany do zajęć, punktualny, bardzo dobrze wychowany, grzeczny, spokojny, wyciszony, koleżeński.

Pani profesor wspomina, że Adam w swojej pracy doktorskiej ("Inspiracje ewangeliczne w poezji pasyjnej XVII w.") uwzględnia konteksty filozoficzne (hermeneutyka, Gadamer, Ricoeur), teologiczne, i w zakresie dzieł malarskich.
- Interesuje go relacja: człowiek - Bóg. Omawialiśmy ostatnio scenę biblijną, w której Jezus oblał się krwawym potem przed Męką. Mówiliśmy o dramatyzmie Jezusa, syna Boga i człowieka zarazem.

Adam jest wycofany - to dominująca cecha, o której wspominają wszyscy, którzy go znają.
- Mawiałam do niego, że wiem, jaką ma wiedzę, niech więc ją "sprzeda". I zabierał głos w dyskusji podczas seminariów - opowiada Jadwiga Kotarska.

Pani profesor nie komentuje faktu, że Adam jest niepełnosprawny w stopniu umiarkowanym, że lekarze wątpili, czy skończy zawodówkę. Trudno powiedzieć, czy o tym wiedziała.

- Bardzo trudny egzamin doktorski z filozofii zdał na ocenę bardzo dobrą. Do końca sierpnia miał oddać mi skończoną pracę, zawsze był bardzo obowiązkowy, a tym razem nie oddawał... Zadzwoniłam więc do niego. Odebrała jego mama i powiedziała mi, że Adama nie ma, że wydarzył się dramat w rodzinie i że jak wróci, to da znać. O nic więcej nie pytałam.
Irena Walczak: - Nie miałam wtedy odwagi powiedzieć, co się stało.

***

Dramat wydarzył się 9 sierpnia 2013 roku ok. godz. 11.00. Wcześniej, przez trzy miesiące Adam nie wychodził z domu. Na zewnątrz kręcili się policjanci w cywilu - tak przynajmniej relacjonuje wydarzenia Irena.

Kiedy policja zapukała do drzwi, mama Adama z początku ich nie otworzyła. Przyjechała straż pożarna, żeby wyważyć drzwi. Policja:

- Zanim strażacy przystąpili do działania, drzwi do mieszkania otworzyła kobieta, jak się okazało, matka osoby poszukiwanej.
Irena Walczak opowiada o wyważaniu drzwi (pokazuje niewielkie ślady otarć na framudze) i o tym, co działo się później:
- Adam łatwo się denerwuje, nie jest odporny psychicznie. Ale nigdy nie odpyskuje. Wszystko w sobie tłamsi. Jeśli ktoś będzie na niego krzyczał, jeśli coś będzie nie tak, to on się nie będzie odzywał. On będzie drżał, będzie bladziutki jak ściana, ale się nie odezwie ani słowem.

Jej głos zaczyna się łamać. W końcu łzy. Spomiędzy nich słowa: - Jak oni wpadli, stał tutaj w kącie i cały drżał, powalili go na ziemię, skuli kajdankami i zabrali. Pewnie, że krzyczałam, jak miałam nie krzyczeć? A pan by nie krzyczał, jakby panu dziecko zabierali?

***

26 sierpnia 2013 roku sąd w Gdańsku prawomocnie zadecydował, że Adam Zięba musi odbyć karę więzienia.
Sąd decyzję tę uzasadniał: "wskazać należy, iż skazany swój wniosek argumentował studiami doktoranckimi, lecz nie przedstawił jakichkolwiek dokumentów potwierdzających naukę...".

Adwokat Adama, mec. Wiesław Krzyżanowski: - W aktach sprawy było zaświadczenie, że pan Adam jest uczestnikiem stacjonarnych studiów doktoranckich. Zostało złożone 19 marca.

Dalej napisano w uzasadnieniu: "... ponadto wskazać należy, iż, jak wynika z akt sprawy, o studiach doktoranckich była mowa już w 2008 roku, (...) tak więc przez 5 lat skazany miał dość czasu na ewentualne skuteczne dokończenie przewodu doktorskiego".

Prof. dr hab. Jadwiga Kotarska: - Studia doktoranckie trwają cztery lata, piąty rok to jest czas na dokończenie pracy doktorskiej, zdanie egzaminu. Są osoby, które robią doktorat w ciągu trzech lat, ale to zależy od wielu czynników. Literatura staropolska wymaga pracy ze starodrukami, których do domu wypożyczyć się nie da, trzeba jeździć po bibliotekach w całym kraju.

Napisano dalej w uzasadnieniu: "Zdaniem sądu nie potwierdziły się również okoliczności związane z koniecznością opieki nad matką, z którą wprawdzie skazany zamieszkuje, jednakże nie jest to równoznaczne ze sprawowaniem opieki".
Irena Walczak (przez łzy): - Jak to nie jest równoznaczne? Nie korzystam z żadnej innej pomocy prócz jego. Pomoże w zakupach, przy obiedzie, po prostu jest ze mną. Brak mi słów.

Dalej napisano: "Matka skazanego posiada na swoje utrzymanie stosowne świadczenie (…), zatem skoro wymaga opieki, winna ją zapewnić w ramach posiadanego świadczenia...".

Irena Walczak: - Chodzi o te 150 zł dodatku? Mam sobie za te pieniądze zapewnić stałą opiekę przez miesiąc?
"... bądź skorzystać z pomocy instytucji powołanych do jej udzielania".

Irena Walczak: - Czyli mam iść do pomocy społecznej? Pytam się: po co mam to robić, skoro mam syna, który może i chce mi pomagać?

***

Adwokat Wiesław Krzyżanowski: - Postanowienie sądu z formalnego punktu widzenia jest poprawne, nie ma żadnego przepisu, który wskazałby na błąd sądu. Ale jest jednocześnie skrajnie bezduszne. Adwokat wskazuje, że zarzut niespłacania długu jest nietrafiony: - Przecież komornik przez lata zabierał mu część renty. A że Adam nie mógł spłacić długu w całości? A niby skąd miał wziąć taką sumę? Chcieli z matką sprzedać mieszkanie, ale to stało się niemożliwe. Co jeszcze mieli zrobić?
Mecenas pyta: - Jaki interes społeczny jest w tym, żeby ktoś taki jak Adam, siedział w więzieniu?

***

Świeci słońce. Korzystają z tego - siedzą albo chodzą po spacerniaku. Spoglądają ciekawie. Łyse głowy, dresy, tatuaże, zimny wzrok. Wśród nich Adam.

Wita mnie czymś, co mogłoby być uściskiem dłoni. Adam wyciąga rękę, ale nie ma uścisku. Jest słaby i miękki dotyk.
- Jak sobie dajesz radę?

- Pozostaje różaniec i wiara w to, że mamie uda się mnie stąd wyrwać.
- Dlaczego sąd nie wziął pod uwagę tych przesłanek, które mogłyby przemawiać za tym, żeby nie wsadzać cię do więzienia?
- Zabrakło chęci dostrzeżenia człowieka w całej tej sytuacji. Jak powiedział prof. Zbigniew Hołda świętej pamięci, na łamach "Tygodnika Powszechnego", często sędziami zostają biurokraci.

- Jak ci jest w zakładzie karnym, tu na Przeróbce?
- Ogólnie jest ciężko, chociaż mam bardzo dobrą celę, jestem z normalnymi ludźmi. To są ludzie po studiach, więc jest lepiej niż w Wejherowie, gdzie znalazłem się po zatrzymaniu. Jeszcze jakoś się trzymam.

- Doktorat?
- W warunkach izolacji nie ma możliwości dokończenia pracy.
- Ile czasu potrzebujesz poza murami, żeby skończyć pracę?
- Około trzech tygodni.
- Jaki miałeś plan po doktoracie?
- Chcę być naukowcem, pracować na uczelni.
- Czy twoja wada, zanik kory mózgowej, daje jeszcze o sobie znać?
- Nie, wszystkie objawy ustąpiły kilka lat temu.
- Jak wygląda twój dzień tu, w kryminale?
- Nic nie robię. Próbuję spać.
- Najprawdopodobniej będziesz musiał ułożyć sobie życie tutaj na kilka, kilkanaście miesięcy. Wyobrażasz to sobie?
- Nie.

***

- W ramach obowiązujących przepisów administracja zakładu karnego będzie ułatwiać osadzonemu dokończenie pracy nad doktoratem - zapewnił mjr Robert Witkowski, rzecznik prasowy gdańskiej Służby Więziennej.
Tomasz Słomczyński

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki