Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Absolwenci Politechniki Gdańskiej na stażu w Europejskiej Agencji Kosmicznej [ZDJĘCIA]

Anna Mizera-Nowicka
Anna Mizera-Nowicka
Marta Pazderska, Mateusz Kraiński i Dominik Marszk - stażyści w Europejskiej Agencji Kosmicznej. Każde z nich od dzieciństwa marzyło o podbiciu kosmosu. Ledwo zdążyli obronić prace magisterskie, a już spakowali manatki, by wyruszyć do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). Choć troje absolwentów Politechniki Gdańskiej trafiło do instytucji, o której wielu boi się nawet marzyć, oni nie wyolbrzymiają swojego sukcesu - płatnego stażu w agencji, dla której Ziemia to za mało.

Kosmicznie trudne

Mają po dwadzieścia kilka lat, a dostali tam zadania, o których trudno w sposób nieskomplikowany w ogóle mówić. - To budowa platformy do fizycznej symulacji algorytmów przetwarzania obrazu przy procedurze dokowania dla europejskiego ramienia robotycznego - próbuje tłumaczyć Mateusz Kraiński, absolwent automatyki i robotyki.

Jego kolega Dominik Marszk pracuje nad czymś, co brzmi równie skomplikowanie - oprogramowaniem segmentu naziemnego satelity OPS-SAT.
- To nanosatelita typu CubeSat, będący platformą doświadczalną, dostępną dla eksperymentatorów z całego świata - tłumaczy absolwent elektroniki. - Będą oni mogli modyfikować oprogramowanie pokładowe w zależności od potrzeb - np. zmienić system operacyjny pracujący na komputerze satelity. Planowany czas startu na orbitę to 2018/2019.

Nie mniej odpowiedzialne zajęcie ma Marta Pazderska, która - choć jest stażystką - właśnie została powołana na odpowiedzialne stanowisko project managera. - Mam do zbudowania system będący zintegrowaną platformą do planowania budżetu na usługi IT świadczone dla wszystkich oddziałów ESA. Mam około 15 osób w zespole - tłumaczy absolwentka informatyki, która swój staż rozpoczęła jako pierwsza, zaledwie dwa dni po obronie pracy magisterskiej.

Absolwenci z Gdańska mówią, że dosłownie w ostatnim momencie zdecydowali się na zgłoszenie do agencji kosmicznej. Sam kosmos fascynował ich jednak od dawna.

- Ta dziedzina od dzieciństwa była dla mnie jak chleb powszedni. Brat mojej mamy jest pierwszym mieszkańcem wsi, który poszedł na studia w 1971 roku. I co wybrał? Astronomię! Bo co bardziej użytecznego można wybrać - opowiada ze śmiechem Marta Pazderska. - Jego córka poszła w jego ślady, a mi przyszło dorastać pod okiem tej kobiety. W tym samym domu, w małej wsi w powiecie nakielskim. Od dzieciństwa spędzałam więc czas w Katedrze Radioastronomii w Piwnicach pod Toruniem, często siedząc i pomagając albo przeszkadzając przy sterowaniu radioteleskopem.

Dominik Marszk też przyznaje, że jego zainteresowania wybiegały poza Ziemię już w dzieciństwie. - We mnie to dziecko marzące o kosmosie pozostaje ciągle silne - przekonuje, choć przyznaje, że wcale nie tak łatwo o odwagę, by sięgać kosmosu. - Ale bez odwagi ludzie ciągle siedzieliby na drzewach i w jaskiniach - mówi. Zdradza, że od najmłodszych lat miał też bzika na punkcie komputerów i elektroniki.

Tylko Mateusz Kraiński nie od razu wiedział, w którą stronę potoczy się jego kariera.
- Ale od pewnego czasu kosmosu było w moim otoczeniu tak dużo, że chyba nie mogłem wylądować nigdzie indziej jak w Europejskiej Agencji Kosmicznej - mówi. I wylicza, że na studiach m.in. współpracował z firmą Blue Dot Solutions i funduszem Black Pearls, które aktywnie promują sektor kosmiczny wśród młodych przedsiębiorców, naukowców i studentów. Brał również udział w Startup Weekend Space, pomagał organizować akcelerator Space3ac i rozpoczął projekt budowy łazika marsjańskiego na PG.

Kosmiczna korporacja

Opinie młodych Polaków na temat stażu w ESA są podzielone. W superlatywach wypowiada się Mateusz Kraiński, którego zaskoczyła przyjazna atmosfera tam panująca.
- Jest wielu stażystów, tworzymy swego rodzaju społeczność. Mamy swoje zwyczaje i tworzymy zgraną paczkę. Jest rodzinnie, spokojnie i przyjacielsko - chwali swój dział. - Pomimo że technicznie jesteśmy stażystami, to jesteśmy zatrudnieni na takich samych zasadach jak pracownicy. Ze wszystkimi profitami, wsparciem i możliwością udziału w kursach językowych, technicznych, naukowych - podkreśla.

Natomiast Dominik agencję chwali za to, że jest w niej około 30 wewnętrznych klubów i kół zainteresowań, więc każdy ma okazję rozwijać swoje hobby. Jemu też podoba się atmosfera, jaka panuje w pracy. - Można sobie wyobrażać, że miejsce, które odpowiada za sterowanie konstrukcjami zbudowanymi w kilkanaście lat przez kilka tysięcy osób za kilka miliardów euro, żyje pod większą presją. Jednak organizacja pod tym względem jest zarządzana bardzo dobrze - podkreśla. Ale zwraca uwagę, że ESA ma i swoje wady. - Cała agencja jest organizacją rządową, a nawet więcej - międzyrządową. Oznacza to dodatkowy szczebel administracyjny oraz upolitycznienie i wolniejsze podejmowanie wielu decyzji.

Na to, że w ESA więcej jest polityki niż biznesu, narzeka również Marta Pazderska. Zwraca też uwagę, że ponieważ jej dywizja ESA ma siedzibę we Włoszech, to wszyscy do swoich zadań podchodzą spokojnie, wręcz z ociąganiem.

- Myślę, że zabawnym żartem powtarzanym u nas w dziale jest: „O matko, mamy wrzesień, a wydaliśmy tylko 60 proc. budżetu. Dyrektor nas zabije...” - opowiada ze śmiechem.

Przyszłość może też być poza kosmosem
Choć Marta dostrzega też sporo zalet agencji, już teraz wie, że raczej po zakończeniu stażu nie zostanie tam na dłużej. Woli prywatne firmy, biznes. Tego typu oferty pracy, zarówno krajowe, jak i zagraniczne, odrzuciła zresztą, wybierając ESA.

Zatrudnieniem w agencji na razie nie pogardziłby za to Dominik. Co prawda bierze też pod uwagę powrót do Gdańska i doktorat na politechnice albo pracę w sektorze kosmicznym lub IT w innym miejscu Polski, ale nadal najbardziej marzy mu się kosmos. A najlepiej już nie w wydaniu europejskim, ale amerykańskim... Chciałby pracować dla SpaceX.

- To prawdopodobnie najtrudniejsza ścieżka kariery, głównie z powodu bardzo restrykcyjnego prawa USA, dotyczącego zatrudniania obcokrajowców w branżach o potencjalnym zastosowaniu militarnym. Wiąże się to z większymi kosztami dla firm, które się czegoś takiego podejmują - tłumaczy.

Na razie swoich planów nie zdradza Mateusz: - Czas pokaże, czym się zajmę. Po takim stażu większość drzwi jest otwarta - uważa. Inżynierowie mają jeszcze czas, by przemyśleć swoją przyszłość, bo ich staże potrwają rok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki