Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Abp Tadeusz Gocłowski o synodzie biskupów 2014: Nie będzie rewolucji w Kościele [ROZMOWA]

rozm. Barbara Szczepuła
Arcybiskup Tadeusz Gocłowski: - Trwałość małżeństwa wynika z Ewangelii. Jezus mówi: "Co Bóg związał, człowiek niech nie rozdziela"
Arcybiskup Tadeusz Gocłowski: - Trwałość małżeństwa wynika z Ewangelii. Jezus mówi: "Co Bóg związał, człowiek niech nie rozdziela" Grzegorz Mehring/Archiwum
- Jestem za uproszczeniem procedury sądów kościelnych, by stwierdzenie nieważności małżeństwa nie trwało zbyt długo - mówi ksiądz arcybiskup Tadeusz Gocłowski w rozmowie z Barbarą Szczepułą.

Skończyła się tzw. sesja nadzwyczajna synodu i już wiemy, że rewolucji w Kościele nie będzie. Ksiądz arcybiskup się jej nie spodziewał?
Rewolucji nie było, bo Kościół jest zawsze ten sam. Prowadzi go papież - dziś jest nim Franciszek - a towarzyszy mu Duch Święty. Warto przeanalizować kolejne pontyfikaty poczynając od Leona XIII, który w swojej encyklice Rerum novarum z roku 1891 wytyczył kierunki myślenia Kościoła na najbliższe czasy. Do niej odnosili się kolejni papieże, w tym Jan Paweł II, który napisał encyklikę Centesimus annus...

Ale jednak Sobór Watykański II był rodzajem rewolucji. Tymczasem w Polsce jego postanowienia wprowadzano wolno i z oporami.
Kardynał Wyszyński postanowienia soboru wprowadzał w życie w sposób roztropny. Mówi się: Ecclesia semper reformanda, ale ja nie lubię tej frazy. Wolę inną: Ecclesia semper purificanda - Kościół stale oczyszczający się. Oczyszczający się w zależności od tego, co dzieje się na świecie, bo działa przecież nie na księżycu, a wśród ludzi. Tu i teraz. Problem jednak w tym, czy świat ma wpływać na Kościół, czy też Kościół analizując sytuację zewnętrzną powinien dostosować do niej metody pracy?
Podczas synodu jeden z jego uczestników dał odpowiedź: "najważniejsze, by nauka Kościoła nie doznała uszczerbku". Czyli - nie człowiek się liczy a doktryna.

Są zasady, których absolutnie nie wolno ruszać. Mam na myśli prawo naturalne. Przyjrzyjmy się instytucji małżeństwa, która była głównym tematem dyskusji synodalnej. Małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny. Związkiem trwałym. Czy chcemy zmienić tę definicję? Gdybyśmy ją zmienili odeszlibyśmy od prawa naturalnego.

W praktyce związek małżeński nie zawsze jest trwały.
Ze szpitala można wyjść do domu albo do kostnicy. Jeśli będziemy chcieli leczyć małżeństwo, czyli je ratować, to zyska ono szansę na powrót do zdrowia, jeśli nie - rozpadnie się.

Są jednak małżeństwa, których uratować się nie da. Gdy mąż i ojciec pije i bije żonę i dzieci, to jak można takie małżeństwo utrzymać? I po co? W patologicznej rodzinie nie da się dobrze wychować dzieci.
Nie ma mowy o rozwiązaniu małżeństwa ważnie zawartego. Kościół nigdy tą drogą nie pójdzie.

Lepiej męczyć się całe życie?
Często są to tragedie i ubolewamy nad tym, ale jeśli pani chce, bym powiedział, że można takie małżeństwo rozwiązać, to kończymy rozmowę!

Tylko pytam.
Trwałość małżeństwa wynika z Ewangelii. Jezus mówi: "Co Bóg związał, człowiek niech nie rozdziela". Koniec, kropka. Znamy oczywiście małżeństwa, które się rozpadły, to są bolesne sprawy, podczas obrad synodu mówił o swojej traumie z powodu rozwodu rodziców kardynał Christoph Schönborn. W swoim kapłańskim życiu błogosławiłem wiele małżeństw, niektóre z nich się rozpadły, nawet w rodzinie mam taki przypadek, ale czy z tego wynika, że Kościół powinien zmienić zdanie na temat nierozerwalności małżeństwa? Od tej fundamentalnej zasady odstąpić nie można. Na synodzie mówiono o tym, że należy do małżeństwa dobrze się przygotować, że trzeba ożywić duszpasterstwa młodych małżeństw. Na przykład u jezuitów w Gdyni organizowane są regularne spotkania małżeństw, które dzielą się swoimi doświadczeniami, mówią o tym, jak przeżywać kryzys, jak go przezwyciężyć - to jest właściwy kierunek.

Podczas synodu dyskutowano na temat możliwości przystępowania rozwodników do komunii świętej. Zdania były podzielone. Ale rezultat żaden.
Papież Franciszek zachęcał uczestników synodu do absolutnej szczerości. Chodziło o dokładne rozpoznanie sytuacji małżeństwa i rodziny we współczesnym świecie. Trzeba przyznać, że opinie były różne.

Konserwatyści kontra liberałowie.
Nie lubię tych określeń. Tak mówią dziennikarze i przeciwstawiają sobie dwóch kardynałów: Müllera i Kaspera.
Liberał, kardynał Walter Kasper, wywołał na synodzie burzę, bo powiedział, że dostrzega możliwość złagodzenia dyscypliny Kościoła i dopuszczenia do komunii świętej osób rozwiedzionych, które zawarły nowe związki.

Nie wiem, czym się kieruje kardynał Kasper, bo przecież zna Ewangelię.
W Kościele prawosławnym możliwe jest "zdjęcie błogosławieństwa", czyli coś w rodzaju rozwodu.
Ale rozmawiamy o Kościele katolickim! Zajrzyjmy do Ewangelii świętego Mateusza. Faryzeusze pytają Jezusa: Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu? Jezus odpowiada: Kto oddala swoją żonę - chyba że w wypadku nierządu - a bierze inną popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę popełnia cudzołóstwo (Mt. 19,9). Prawosławie interpretuje się ten fragment tak, że zdrada może być przyczyną rozstania się małżonków. Wówczas kapłan prawosławny błogosławieństwo cofa i strony mogą się rozejść i zawrzeć drugi związek małżeński.

U protestantów zaś...
…małżeństwo nie jest sakramentem, więc rozwody są na porządku dziennym. Ale wróćmy do Kościoła katolickiego. Opowiadam się za uproszczeniem procedury sądów kościelnych, aby stwierdzenie nieważności małżeństwa nie trwało kilka lat. Tym bardziej że najnowszy kodeks prawa kanonicznego sprecyzował przepisy dotyczące tzw. incapacitas psichica, czyli niedojrzałości jednego z małżonków, niezdolności do wyrażenia zgody na nierozerwalne małżeństwo. Jeśli się udowodni, że jedna z osób nie była na tę nierozerwalność gotowa ("rozejdziemy się, gdy skończy się nasza miłość"), uznaje się małżeństwo od początku za nieważne. To nie jest rozwód, lecz uznanie nieważności małżeństwa, ale pozwala na następny związek.

Nie zawsze oboje małżonkowie są jednakowo winni rozpadowi związku. Gdy na przykład mąż porzuca żonę z dziećmi...
Znamy wiele takich małżeństw: tata odchodzi, kupuje dzieciom komórki i prawie cały kontakt z nimi sprowadza się do rozmów telefonicznych. To oczywiście nie jest rozwiązaniem problemu, bo dziecko powinno być na co dzień z matką i ojcem.

Ale gdy ta matka wyjdzie za mąż i dzieci mają nowego ojca, to Kościół karze ją, odmawiając komunii świętej.
To trudny problem i nie wiem, czy można go rozwiązać. Kto mógłby ustalać winnego rozpadu małżeństwa?

Czy Eucharystia jest nagrodą za bezgrzeszne życie, czy duchowym lekarstwem?
I tym, i tym. W pewnym sensie jest nagrodą, darem Bożym, który pozwala człowiekowi łączyć się z Nim w sposób sakramentalny, a jednocześnie jest lekarstwem pomagającym w rozwoju duchowym. Cieszę się, że ostatnio tyle się o tym mówi, bo to oznacza, że ludzie doceniają wartość komunii świętej. I pragną jej. Ale z drugiej strony - by ją przyjąć - muszą spełnić pewne warunki. Więc osoby rozwiedzione nie będą dopuszczone do komunii świętej.

Arcybiskup Gądecki powiedział, że w dokumencie podsumowującym pierwszy tydzień obrad synodu odchodzi się od nauczania Jana Pawła II, widać w nim natomiast ślady "antymałżeńskiej ideologii". Wygląda to na przeciwstawienie: dobry Jan Paweł II - błądzący Franciszek.
Chcę powiedzieć o dwóch ważnych wydarzeniach, które świadczą o ciągłości myślenia w Kościele. Pierwsze to encyklika Humanae vitae Pawła VI, który właśnie w niedzielę był beatyfikowany. Wydał ją w 1968 roku, w okresie rewolucji kulturalnej, buntu młodzieży przeciw wartościom, także przeciw Kościołowi. Pojawił się wówczas problem zgody Kościoła na stosowanie środków antykoncepcyjnych. Papież powołał specjalną komisję, która powiedziała "tak" środkom antykoncepcyjnym, a mimo to papież w tej encyklice powiedział zdecydowane "nie!". Drugie wydarzenie to adhortacja apostolska Familiaris Consortio Jana Pawła II o rodzinie chrześcijańskiej w świecie współczesnym, będąca owocem synodu z roku 1980. Papież analizuje w niej sytuację moralną, która nie odbiega specjalnie od dzisiejszej, mimo że minęły trzydzieści cztery lata. Kiedy czytam dziś Relację posynodalną, a jestem właśnie po tej lekturze, konstatuję, że tekst nie jest już tak kontrowersyjny jak tydzień wcześniej i polscy biskupi przyjmują go - jak słyszę - z aprobatą.

Papież podobno "ciął po skrzydłach".
Synod pełni rolę doradczą. Nie jest demokratycznym zgromadzeniem. Ostatnie słowo należy do Ojca Świętego.

Ale przecież nie może chodzić tylko o to, by biskupi sobie podyskutowali.
To też jest jakąś wartością. Biskupi dyskutowali z zapałem, nawet - jak mówiliśmy - podzielili się, ale w końcu zredagowali dokument, który jest inny niż pierwotna, budząca kontrowersje wersja.

Jeden z watykanistów napisał, że to "odwet ratzingerowców. Bergoglio przegrał".
Synod jeszcze się nie zakończył. Był tylko wstępem do kolejnego, który odbędzie się w przyszłym roku. Wtedy zapadną decyzje. Uważam, że Relacja posynodalna jest znakomitą diagnozą dramatycznej sytuacji współczesnej rodziny i małżeństwa. Bo nie ulega wątpliwości, że rodzina przeżywa kryzys i trzeba temu problemowi poświęcić więcej uwagi.

Niewiele też zostało w Relacji posynodalnej z pierwotnego otwarcia biskupów na problemy homoseksualistów.
Szacunek do człowieka? Oczywiście tak! Ale małżeństwo nie jest związkiem mężczyzny i mężczyzny, ani kobiety i kobiety. Takie związki kwestionują istotę małżeństwa. Papież Franciszek powiedział: Kto mnie upoważnił, bym sądził homoseksualistę? Kościół nie osądza homoseksualistów, ale nigdy nie dopuści do zrównania związku partnerskiego z małżeństwem.

Kardynał Marx powiedział: - Weźmy na przykład dwóch homoseksualistów, którzy żyją razem od trzydziestu pięciu lat, zajmują się sobą nawzajem, pomagają sobie. Nie mogę uznać, że to nic nie znaczy.
Pewnie znaleźlibyśmy takie pary i w Polsce. Ale myślę, że chodzi raczej o przyjaźń, nie o seks.

Może trochę w tym wszystkim brakuje miłosierdzia?
Miłosierdzie działa wówczas, gdy człowiek zerwie ze złem. Jeśli nie, to nawet Pan Bóg nic nie zrobi, bo jest bezradny wobec wolności człowieka.

Powtórzę jeszcze raz pytanie o stosunek polskich biskupów do papieża Franciszka. Chyba porównują go stale do Jana Pawła II?
Naprawdę nie. Ale z drugiej strony trzeba polskich biskupów zrozumieć. Znali Jana Pawła II, zżyli się z nim, bo przyjeżdżał do Polski co dwa lata, a oni jeździli do Rzymu. Był dla nich wielkim autorytetem i zwierzchnikiem, ale także mieli do niego osobisty stosunek emocjonalny. Dziś Kościół polski jest zafascynowany także papieżem Franciszkiem. Jestem o tym przekonany.
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki