W ubiegłym tygodniu opisywaliśmy tragedię, do jakiej doszło w pierwszy weekend lutego. 7-letni Aleksy Kisielewski, uczeń Szkoły Podstawowej Nr 10 w Tczewie, z objawami wstrząsu septycznego trafił na Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Szpitalu Dziecięcym „Polanki” im. Macieja Płażyńskiego w Gdańsku. Pomimo półtoragodzinnej akcji reanimacyjnej dziecka nie udało się uratować. Sprawa już wtedy wzbudziła w Tczewie duże poruszenie, nie tylko wśród rodziców pozostałych uczniów szkoły, przerażonych widmem posocznicy, ale także wśród innych mieszkańców.
7-latek z Tczewa zmarł w szpitalu w Gdańsku. Lekarze podejrzewają sepsę
Kilka dni po publikacji artykułu do naszej redakcji zgłosiła się rodzina zmarłego 7-latka. Jego matka, Aleksandra Kisielewska, potwierdziła informację otrzymaną wcześniej przez naszego redaktora od dyrekcji SP nr 10, że mały Aleksy od środy nie był obecny na lekcjach ze względu na gorączkę i osłabienie. Do tych objawów dołączyły szybko kolejne, m. in. wymioty, na tyle silne, że w piątek wieczorem, na kilkanaście godzin przed śmiercią, dziecko zabrane zostało do świadczącej opiekę nocną szpitalnej przychodni przy ul. 30 Stycznia.
- Oprócz wymiotów czy gorączki zwróciłam też lekarce uwagę na sine plamy, jakie syn miał na brzuchu - opowiada Kisielewska. - Uznała, że powstały ze względu na wysoką temperaturę Aleksego albo przez wirusy, a dla mojego spokoju przepisała stosunkowo łagodny antybiotyk.
Zaledwie kilkanaście godzin później, w sobotę rano, stan dziecka się pogorszył. Według słów matki chłopiec był tak słaby, że nie mógł ustać na nogach, utrzymywały się też pozostałe objawy. W związku z tym Aleksandra Kisielewska natychmiast wezwała karetkę pogotowia. Sine plamy miały wówczas rozlać się już po całym brzuchu dziecka, a lekarz z ambulansu po ich zauważeniu rozpoznał niedotlenienie tkanek i natychmiast zawiadomił Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii szpitala w Gdańsku. Mimo szybkiego przejazdu i trwającej półtorej godziny akcji reanimacyjnej, chłopiec zmarł.
Jak Aleksandra Kisielewska opowiedziała naszemu reporterowi, zarówno lekarz z karetki, jak i medycy w szpitalu „Polanki” byli zdumieni tym, że zasinienie na brzuchu Aleksego nie zostało wcześniej prawidłowo rozpoznane. Matka ma o to do lekarki z tczewskiej opieki nocnej największy żal.
- Nie twierdzę, że na pewno uratowałoby to życie mojego syna - mówi. - Ale być może dałoby mu szansę, a przede wszystkim nie powinno zostać zignorowane.
Niestety, lekarka z gdańskiego szpitala, która zajmowała się 7-latkiem, nie zgodziła się na rozmowę z prasą, odsyłając naszego reportera do rzecznika prasowego placówki, Magdaleny Zwierzewskiej.
Cały artykuł na ten temat przeczytasz w piątkowym, papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego"z 19.02.2016 r. albo kupując e-wydanie gazety
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?