Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

70 lat po wojnie. 1945: Co zawdzięczamy Związkowi Radzieckiemu?

Marek Adamkowicz
Przemek Świderski
Napoleon zapewne miał rację: Historia to uzgodniony zestaw kłamstw. Tyle tylko że Bonaparte był wodzem i politykiem. Historyków obowiązuje inny sposób rozmawiania o przeszłości.

Kwiaty, znicze, przemówienia oficjeli - to wszystko jest ważne jako znak naszej pamięci, zwłaszcza przy okazji takich rocznic jak 70-lecie zakończenia II wojny światowej. Równie istotne jest jednak to, aby o wydarzeniach z przeszłości mówić prawdziwie - apelują historycy, mając zarazem świadomość, że to ich badania kształtują wyobrażenia społeczeństw i elit krajowych. Jednocześnie podkreślają, że chcą, aby ich debaty toczyły się z dala od polityki, choć wiedzą też, że od kontekstu politycznego uciec nie sposób.

Kluczowe słowo: dialog

Konfrontacją spojrzeń na wydarzenia roku 1945 (oczywiście z uwzględnieniem tego, co się wydarzyło wcześniej i później) była dyskusja poświęcona dziedzictwu II wojny światowej, zorganizowana w Europejskim Centrum Solidarności. W kontekście skomplikowanej sytuacji międzynarodowej, a zwłaszcza konfliktu na Ukrainie, miała ona charakter szczególny. Wiadomo również było, że pojawią się spory i kontrowersje.

- Spory w ocenie historii zawsze były i zawsze będą - przyznaje prof. Adam Daniel Rotfeld, były minister spraw zagranicznych, współprzewodniczący Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych. - Ale to właśnie dlatego trzeba dyskutować i szukać płaszczyzny porozumienia, mając świadomość, że interpretacje poszczególnych wydarzeń będą podlegać nieustannym zmianom.

Zdaniem prof. Rotfelda, każde pokolenie pisze historię na nowo. Zmieniają się oceny, metodologia badań, poznajemy fakty, które rzucają nowe światło na wydarzenia z przeszłości.

- To właśnie fakty powinny być podstawą naszych ocen. Jeśli próbuje się je fałszować, nie można mówić o uczciwości badawczej, niemożliwe też staje się wypracowanie wspólnych stanowisk - dodaje prof. Rotfeld.

Polsko-Rosyjska Grupa do Spraw Trudnych może się poszczycić osiągnięciami, które być może nie są szerzej znane opinii publicznej, ale z pewnością zasługują na docenienie. Sztandarowym przykładem jest opracowanie "Białe plamy - czarne plamy: sprawy trudne w polsko-rosyjskich stosunkach 1918-2008". Praca jest próbą przedstawienia 90 lat relacji dwustronnych, włącznie z podejmowaniem najbardziej kontrowersyjnych tematów.

To właśnie we wstępie do tego opracowania Adam Daniel Rotfeld i akademik Anatolij W. Torkunow umieścili symptomatyczne stwierdzenie, że "rację mają ci, którzy uważają, że to nie zbrodnia katyńska podzieliła Polaków i Rosjan. Dzieliło nas kłamstwo o tej zbrodni".

- Trzeba nadal dyskutować i trzeba mieć odwagę przyznania się do ciemnych kart własnej historii - uważa prof. Adam Daniel Rotfeld. - Dotyczy to każdego narodu, każdego społeczeństwa. Bez zmierzenia się z tym ciężarem nie można budować zdrowych relacji, najważniejsze bowiem jest stanięcie w prawdzie.

Jak wielkie ma to znaczenie, można zobaczyć na przykładzie stosunków polsko-niemieckich. To, że dzisiaj są one tak dobre, w znacznej mierze zawdzięczamy historykom z Niemiec, którzy zdobyli się na powiedzenie o zbrodniach z czasów reżimu nazistowskiego.

Gwałt, sprawa delikatna

- Żeby zrozumieć partnera, trzeba spojrzeć na historię jego oczami - wskazuje Aleksandr Nikonow, dyrektor Centralnego Muzeum Sił Zbrojnych w Moskwie. - Potrafię zrozumieć Polaków, którzy uważają, że zajęcie wschodnich terenów Polski było aneksją czy okupacją. Z drugiej strony, chciałbym, żeby i Polacy próbowali zrozumieć Rosjan. Kontakty naszego muzeum z placówkami w innych krajach pokazują, że możliwe jest wypracowanie wspólnego stanowiska, gdy chodzi na przykład o scenariusze wystaw.

Akurat w przypadku prezentacji historycznych muzealnicy są zgodni. W sytuacji gdy odchodzi pokolenie pamiętające czasy wojny, ekspozycje stają się jednym z najważniejszych środków edukacji i przekazywania pamięci.

Nic dziwnego, że spore emocje na towarzyszącej konferencji wystawie "'45. Koniec wojny w 45 eksponatach" wzbudziła wykonana przez żołnierza radzieckiego figurka przedstawiająca, wedle opisu katalogowego, "w obsceniczny sposób scenę stosunku seksualnego". Tym samym mówi ona wiele "o potrzebach mężczyzn w mundurach. Żołnierze radzieccy w Gdańsku i innych zdobytych miastach zaspokajali je, dopuszczając się masowo gwałtów na Niemkach, a niejednokrotnie również na kobietach innych narodowości".

ZDJĘCIA eksponatów na wystawie w ECS

Rodzi się pytanie, czy na podstawie takiego eksponatu można wysuwać wnioski uogólniające. Dla mieszkańców Pomorza obraz ten będzie jednoznaczny. Powiedzą: tak było. Aleksandr Nikonow przypomni, że gwałty były w Armii Czerwonej surowo karane, choć faktem jest, że wkraczając na tereny uznawane za niemieckie, krasnoarmiejcy pałali żądzą odwetu za zbrodnie popełnione przez Niemców, ale też skala gwałtów nie była tak wielka, jak próbuje się to przedstawiać.

Z kolei Norman Davies zwraca uwagę na to, że do gwałtów dochodziło także na Zachodzie. Nawet dzisiaj są one częścią wojskowej rzeczywistości. Wystarczy wspomnieć ujawniony niedawno skandal z wykorzystywaniem seksualnym dzieci przez żołnierzy francuskich w Republice Środkowoafrykańskiej...

Wyzwolenie - zniewolenie

Patrząc przez pryzmat terroru, deportacji i gwałtów, jakich doświadczyli Polacy po wejściu Sowietów, rodzi się pytanie, czym w istocie było doświadczenie roku 1945. Jedni mówią o wyzwoleniu, inni o początku nowej okupacji.

- Mówienie o początku nowej okupacji to ocena zbyt radykalna - uważa Paweł Machcewicz. - Pewne jest natomiast, że Polska straciła suwerenność, na odzyskanie której przyszło nam czekać aż do roku 1989. Z tego właśnie względu nasze doświadczenie końca wojny jest tak różne od doświadczenia mieszkańców Europy Zachodniej, gdzie pokonanie hitlerowskich Niemiec było powrotem do normalności. My takiej szansy nie mieliśmy.

Najmocniej przeciwko określaniu powojennej rzeczywistości w Polsce jako okupacji przemawia porównanie sytuacji naszego kraju z sytuacją Litwy, Łotwy, Estonii. Suwerenne przed wojną państwa zostały wchłonięte przez ZSRR. Polska natomiast stała się swego rodzaju protektoratem, w pewien sposób podobnym do państw uzależnionych w owym czasie od Stanów Zjednoczonych, Francji czy Wielkiej Brytanii.

To prawda równie gorzka jak odpowiedź na prowokacyjne z polskiego punktu widzenia pytanie: Czy coś zawdzięczamy Związkowi Radzieckiemu? Odpowiedź brzmi: Tak. Biologiczne przetrwanie narodu. Terror radziecki był bowiem ukierunkowany inaczej. Większość Polaków mogła normalnie (oczywiście poza okresem stalinizmu) żyć, pracować, zdobywać wiedzę. Dlatego nie można postawić znaku równości pomiędzy okupacją niemiecką a sowiecką. Bo jakkolwiek represje były, to okaleczony wojną naród mógł się odrodzić i dotrwać do czasu pełnej wolności. Pod rządami Niemiec hitlerowskich nie miałby takiej szansy.

Profesor Rotfeld zwraca uwagę, że podobny problem ze zdefiniowaniem, czym był rok 1945, mieli Niemcy. W 1985 roku, w 40. rocznicę zakończenia wojny, prezydent Republiki Federalnej Niemiec Richard von Weizsäcker miał w Bundestagu poruszające wystąpienie. Przyznając, że Niemcy są odpowiedzialni m.in. za zbrodnie, stwierdził zarazem, że 8 maja był dla nich dniem... wyzwolenia od "systemu narodowosocjalistycznej przemocy". Niemcy uznani zostali zarówno za sprawców, jak i za ofiary.

Niektórym do dzisiaj trudno to zrozumieć, choć jest to prawda. Zanim się zaczął Holokaust, eksterminacja polskiej inteligencji i mordowanie tysięcy jeńców sowieckich, hitlerowcy w Niemczech, Austrii i Wolnym Mieście Gdańsku mordowali lub zmuszali do emigracji swoich przeciwników politycznych. Ośmieleni bezczynnością świata, posuwali się do coraz bardziej brutalnych metod.

W przemówieniu Weizsäcker poczynił jeszcze jedną uwagę, o której należy pamiętać: to pakt Ribbentrop-Mołotow umożliwił Hitlerowi wejście do Polski. To Związek Radziecki zgodził się narazić na wojnę inne narody, aby wziąć udział w podziale łupów, choć inicjatywa wojny wyszła od Niemiec, nie od Związku Radzieckiego.

Opowiedzmy o tym światu

Szansę na pokazanie wizji historii wykraczającej poza doświadczenie polskie zdaje się dawać powstające w Gdańsku Muzeum II Wojny Światowej. Czy placówka spełni pokładane w niej nadzieje, będzie wiadomo, kiedy otwarta zostanie jej siedziba z wystawą stałą, co ma nastąpić w roku 2016.

- Muzea zajmujące się tematyką drugiej wojny światowej koncentrują się tylko na wąskim jej wycinku, zazwyczaj militarnym, i to pokazanym przez pryzmat doświadczeń danego państwa - wskazuje Paweł Machcewicz. - My chcemy opowiedzieć o wojnie przez doświadczenia Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Pod wieloma względami jest ono odmienne, a jednocześnie mało znane w Europie Zachodniej i w krajach pozaeuropejskich.

Nacisk w narracji historycznej zostanie położony na losy jednostek, społeczności i narodów. Historia militarna stanowić będzie tło opowieści o życiu codziennym cywilów i żołnierzy, terrorze okupacyjnym, o takich zjawiskach jak ludobójstwo, opór wobec okupanta i wielka polityka.

- Mam nadzieję, że dzięki tej wystawie lepiej będzie można zrozumieć całą złożoność drugiej wojny światowej - dodaje dyrektor Machcewicz.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki