Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

6-latki w szkole. Program jest nudny i dramatycznie infantylny - mówi pedagog [ROZMOWA]

Dorota Abramowicz
P.Krzyżanowski/archiwum Polskapresse
Czy dla części sześciolatków spotkanie ze szkołą okaże się traumatyczne? Z prof. dr hab. Dorotą Klus-Stańską z Instytutu Pedagogiki UG, specjalistką od pedagogiki wczesnoszkolnej, rozmawia Dorota Abramowicz.

Czy polskie sześciolatki są przygotowane, by iść do szkoły?
Pytanie jest źle postawione. Nie należy pytać, czy dzieci w tym wieku mogą podjąć naukę, ale do jakiej szkoły idą nasze dzieci.

To jaka jest nasza szkoła?
Taka sama, do jakiej chodzili rodzice i dziadkowie dzisiejszych sześciolatków. W przeciwieństwie do innych krajów, gdzie stosowane są różnorodne modele edukacji, w Polsce nadal obowiązuje model XIX-wieczny, polegający na "transmisji" wiedzy od nauczyciela do uczniów. Nie uwzględnia on indywidualnych cech dziecka, nie uczy współpracy w niewielkich grupach, nie kładzie nacisku na pracę odkrywczą, czyli wytwarzanie pomysłów przez dzieci. Drugą ułomnością jest silna formalizacja wymagań, a więc oczekiwanie, by dziecko poprawnie (a nie interesująco, ekspresyjnie, oryginalnie) mówiło, poprawnie (a nie koncepcyjnie) rozwiązywało zadania matematyczne. Obowiązuje dyktat technicznej poprawności.

Może chcemy za dużo wtłoczyć dzieciom do głów?
Nasz program dla najmłodszych uczniów nie jest przeładowany, on jest po prostu nudny i dramatycznie infantylny. Skąd np. założenie, że dziecko idące do szkoły nie wie, co to jest liczba "1". Już dwulatek wie, że dostał jeden lizak, a brat ma ich więcej. Badania jasno pokazują, że większość dzieci idących do szkoły umie liczyć i czytać, a my je od nowa tego samego "uczymy". Na Zachodzie rówieśnik naszego pierwszoklasisty bada ekosystem życia ślimaka, a mały Polak czyta "Jestem ślimak Jaś..." Polskie dzieci nie eksperymentują ze zjawiskami fizyki, takimi jak dźwięk czy światło, za to uczą się na pamięć nazw gatunków zbóż.

Równocześnie jednak nasze piętnastolatki osiągają coraz lepsze wyniki w testach PISA.
Chwaląc się wynikami, nie dodajemy równocześnie, że polscy uczniowie są w czołówkach światowych pod wzgledem korzystania z dodatkowych zajęć. Efekty są osiągane kosztem czasu dziecka i zajęć finansowanych z kieszeni rodziców. Coraz więcej uczniów korzysta z korepetycji. To kompromitacja polskiej szkoły.

A może nauczycieli?
Nie winię nauczycieli, takie są podstawy programowe, które muszą realizować, takie oczekiwania metodyczne. Można oczywiście znaleźć (również w Trójmieście) przykłady szkół-enklaw, uczących nowocześnie, ale to zasługa dyrektorów i nauczycieli. Dobra edukacja działa "w poprzek" systemu, zamiast być wymuszona przez ten system. Dzisiejsza szkoła nie daje uczniom tego, co powinna dawać, a dla części sześciolatków spotkanie z nią okaże się przeżyciem traumatycznym. Boli mnie myśl, że małe dzieci trafiają do tak opresyjnej instytucji. W przedszkolach jeszcze nie jest tak źle, warunki rozwojowe są tam o wiele lepsze, a nauczyciele mają większą wolność w realizacji programu. Chociaż i tu pojawia się w Polsce niepokojąca tendencja do skolaryzacji i narzucania dzieciom planu zajęć.

W ostatnich dziesięcioleciach przeprowadzano wiele reform szkolnictwa.
Były to reformy raczej widowiskowe, strukturalne. Nikt natomiast nie podjął się próby zmiany logiki szkolnego nauczania. A chociaż jest to zadanie tak trudne, jak zmiana kultury, jednak niezbędne, jeśli chcemy, by szkoła była miejscem dobrej edukacji i rozwojowego wsparcia.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki