Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

60 lat temu w Le Mans

Marek Ponikowski
Na torze rozpętało się piekło. Samochód Levegha uderzył w tył auta Macklina, wzniósł się w powietrze, a potem dwukrotnie odbił się od nasypu oddzielającego tor od placu pełnego widzów. Koziołkując, rozpadał się na kawałki

Wyścig trwał już dwie godziny. Minęły emocje pierwszych okrążeń. W sobotnie popołudnie widzowie oglądający rywalizację na odległych od linii startu-mety odcinkach Circuit de la Sarthe zdążyli już się znużyć rykiem silników i widokiem przemykających przed ich oczami samochodów. Jedni szukali miejsc w knajpkach i kafejkach pod gołym niebem, inni poszli się bawić w lunaparkach, jeszcze inni po prostu drzemali, zmęczeni słońcem i upałem. Tylko nieliczni zwrócili uwagę na słup ciemnego dymu, który wyrósł nagle ponad drzewami.

* * *

W roku 1955 Circuit de la Sarthe wyglądał niemal tak samo jak w roku 1923, gdy rozegrano tam pierwszy wyścig 24 Heures du Mans. Nadal była to pętla drogowa o długości 13,5 km, wyłączana z normalnego ruchu tylko na czas treningów i wyścigu. Tor nie różnił się szerokością od większości francuskich dróg lokalnych, przyczepność asfaltu pozostawiała wiele do życzenia, a ochronę widzów stanowiły bele słomy rozłożone w pobliżu zakrętów oraz drewniane płotki i ziemne nasypy. Wąsko było nawet przed główną trybuną, gdzie zgodnie z tradycją, w sobotę o szesnastej zawodnicy na sygnał startera popędzili do swoich aut ustawionych ukosem po drugiej stronie jezdni, na wyprzódki uruchamiali silniki (pasów bezpieczeństwa nie zapinali, bo ich w ówczesnych pojazdach nie było) i ruszali na trasę. W tym samym miejscu, tuż obok pędzących samochodów, odbywały się potem zmiany kierowców, tankowanie i serwis. W roku 1955 sportowe samochody były już zupełnie inne niż w latach 20. Te zaliczane do grup S 5.0 i S 3.0 osiągały na najdłuższej prostej, zwanej Mulsanne, prędkości przekraczające 300 km na godzinę.

* * *

Gdy wznowiono wyścigi po II wojnie światowej, czołówkę Europy stanowiły samochody z Włoch, głównie Ferrari i Maserati, oraz brytyjskie Jaguary i Aston-Martiny. Sytuację radykalnie zmienił w 1954 roku powrót na tory zespołu fabrycznego Mercedesa z wyścigowym bolidem W 196 i sportowym 300 SLR. Wiosną roku 1955 nikt w świecie sportu samochodowego nie wątpił, że na torze pod Le Mans walka o zwycięstwo będzie się toczyć pod dyktando Jaguara i Mercedesa. W ekipie brytyjskiej marki numerem jeden był sławny Mike Hawthorn, którego zmiennikiem za kierownicą Jaguara D-Type był debiutant Ivor Bueb, Niemcy liczyli na duet Juan Manuel Fangio - Stirling Moss. Ukłon w stronę gospodarzy stanowiło zaproszenie do zespołu Mercedesa dwóch kierowców francuskich. Jednym z nich był 49-letni Pierre Levegh, któremu w roku 1952 niemal pewne zwycięstwo w Le Mans odebrał tuż przed metą defekt silnika jego Talbota-Lago. Levegh jechał wówczas sam, nie korzystając ze zmian za kierownicą.

* * *

Około szóstej po południu, dwie godziny po starcie, czołówka wyścigu miała za sobą 36 okrążeń. Prowadził Hawthorn w ciemnozielonym Jaguarze. Około stu metrów za nim trzymał się srebrny Mercedes z Fangio za kierownicą. Mijając strefę tankowania, widział sygnały swoich mechaników wzywające go do uzupełnienia paliwa, ale nie chciał oddać Argentyńczykowi pozycji lidera. Gdy po raz kolejny zbliżał się do linii startu-mety, miał za sobą dwa Mercedesy - ścigającego go Fangia, a bliżej Levegha, który jechał ze stratą jednego okrążenia. Świadom zapewne, że ma już prawie pusty zbiornik, Hawthorn, ostro hamując, skręcił w prawo. W ten sposób znalazł się tuż przed maską jadącego znacznie wolniej Austina Healeya 100 z Lance Macklinem za kierownicą. Zaskoczony Macklin także wcisnął pedał, ale bębnowe hamulce jego samochodu nie mogły się równać z tarczowymi, w które wyposażony był Jaguar D-Type. Unikając kolizji, kierowca Austina odruchowo odbił w lewo i znalazł się tuż przed pędzącym około 240 km/godz. Mercedesem Levegha.

* * *

W następnych sekundach na torze rozpętało się piekło. Samochód Pierre'a Levegha uderzył w Austina, wzniósł się w powietrze, a potem dwukrotnie odbił się od nasypu oddzielającego tor od pełnego widzów placu. Koziołkując, rozpadał się na kawałki. Kierowca, wyrzucony ze swego fotela, zginął na miejscu. Wirująca pokrywa silnika zgilotynowała kilku widzów stojących na podwyższeniu. Oderwany od ramy silnik wraz z przednim zawieszeniem wbił się w tłum jak pocisk, siejąc śmierć. Pękł zbiornik paliwa w tylnej części spoczywającej na nasypie. Wyciekająca z niego benzyna zapaliła się od rozgrzanych części metalowych, a wysoka temperatura spowodowała z kolei zapłon elementów ramy i nadwozia wykonanych z łatwopalnego stopu magnezowego. Tego ognia nie należało gasić wodą, ale strażacy o tym nie wiedzieli. Skutkiem był dalszy wzrost temperatury białych płomieni…

Na torze tymczasem wyścig trwał nadal, bo organizatorzy uznali, że przerwanie go spowoduje całkowitą blokadę dróg wokół toru, którymi na miejsce katastrofy pędziły karetki pogotowia i wozy strażackie. Mike Hawthorn uzupełnił paliwo i wyjechał na trasę. Samochód Macklina, który po zderzeniu z Mercedesem Levegha odbił się od bandy po prawej stronie toru i znieruchomiał po jego lewej stronie, został zepchnięty poza jezdnię. Sam Macklin odniósł tylko lekkie obrażenia.

* * *

W nocy z centrali koncernu Mercedes-Benz w Stuttgarcie nadeszła decyzja o wycofaniu z wyścigu dwóch pozostałych samochodów zespołu fabrycznego. Fangio i Moss byli w tym momencie na prowadzeniu, a Kling z Simonem na miejscu drugim. Hawthorn i Bueb mieli dwa okrążenia straty. Kierownictwo ekipy Jaguara nie przyjęło propozycji szefa zespołu niemieckiego, aby przez szacunek dla ofiar także zrezygnować z dalszej jazdy. Szansa na zwycięstwo była ważniejsza.

* * *

Jedenastego czerwca 1955 roku w najtragiczniejszym wypadku w historii wyścigów samochodowych zginęły 84 osoby, a ponad sto było rannych. Pod wrażeniem dramatu kilka krajów wprowadziło zakaz organizowania tego typu imprez. W Szwajcarii obowiązuje on do dziś. Sport samochodowy także obecnie nie jest wolny od ryzyka, ale wypadki śmiertelne zdarzają się - na szczęście - bardzo rzadko. Także na Circuit de la Sarthe, nadal uznawanym za jeden z najszybszych torów świata.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki