Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

39 Festiwal Filmowy w Gdyni. Najciekawsze było to, co niedotowane [KOMENTARZ]

Jarosław Zalesiński
- Warto - odpowiadałem z pełnym przekonaniem na pytanie znajomych, czy "ten film o Relidze" warto obejrzeć. Po finałowej gali sam zadałem sobie pytanie, który jeszcze z konkursowych filmów rekomendowałbym z takim samym przekonaniem. Cóż, jeśli z takim samym przekonaniem, to dodałbym jeszcze jeden - "Hardkor Disko", nagrodzony za debiut (plus nagroda operatorska i debiut aktorski) film Krzysztofa Skoniecznego.

Film intrygujący. Główny bohater, człowiek znikąd (sugestywny Marcin Kowalczyk) dopuszcza się podwójnej zbrodni, a reżyser nie odczuwa potrzeby, by wytłumaczyć nam, dlaczego zabija, choć pierwszą egzekucję pokazuje nam detalicznie. Film, który przeciwstawia starsze pokolenie "disko", zblazowane, leniwie konsumujące życie, pokoleniu "hardkorowemu", które się wyżywa w alkoholowych i narkotycznych imprezkach i wydaje się bandą szczeniackich nihilistów, ale na tle "starych" to ono ma dyskretne poparcie reżysera. Dlaczego? Może po prostu dlatego że są to ludzie młodzi i to do nich, jacy by oni nie byli, "należy przyszłość"?

A może dlatego że pod warstewką szczeniactwa ukrywa się wrażliwość i tęsknota za miłością, o której "starzy" już dawno zapomnieli? Tak czy tak, jest w tym filmie coś buńczucznego i buntowniczego, bezczelnego niemal. Nóż, chowany przez głównego bohatera w tylnej kieszeni spodni, skojarzył mi się z "Nożem w wodzie" Polańskiego. Filmowych skojarzeń kryje się zresztą w "Hardkor Disko" o wiele więcej, widać w nim kinowe oczytanie reżysera. Ale przede wszystkim widać u niego wyczucie rzeczywistości i wielki dryg do robienia filmów.

Paradoks polega na tym, że "Hardkor Disko" powstał jako produkcja praktycznie prywatna, poza systemem PISF-owskich dotacji, na których oparta jest dzisiaj polska produkcja kinowa. Nie chcę powiedzieć, że poza dwoma filmami - "Bogami" i "Hardkor Disko", nic ciekawego już się na tym festiwalu nie pojawiło. "Zbliżenia" Magdaleny Piekorz i - zwłaszcza - "Obietnica" Anny Kazejak to kawałek dobrego kina psychologicznego. "Miasto 44" Jana Komasy, jakkolwiek może przeszkadzać sięganie w niektórych fragmentach po poetykę filmu grozy, zrobiło na mnie duże wrażenie pokazywaniem horroru wojny z perspektywy miażdżonych przez koło historii i niczego z tego nierozumiejących młodych ludzi.

Zaś co do reszty... Czy "Jack Strong", w reżyserii Pasikowskiego, oddał tragizm postaci pułkownika Kuklińskiego? Czy komediowy "Obywatel" Stuhra oddał meandry polskiej rzeczywistości po 1945 roku? "Fotograf" Krzystka ciekawie pokazał rosyjską duszę, ale deklaracje reżysera, że stworzył polityczny thriller, trudno traktować serio.

Czegoś w tegorocznych filmach zabrakło. Nie bardzo było się o co pokłócić, nie było czym prawdziwie zachwycić.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki