Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

200 zbrodni do wyjaśnienia. Śledczy badają zabójstwo jubilera, do którego doszło w 1997 roku

Szymon Zięba
W 1997 roku doszło w Gdańsku do zabójstwa jubilera i jego żony. Choć od zbrodni minęły niemal dwie dekady, wciąż nie udało się znaleźć winnych mordu.

We współpracy z Prokuraturą Apelacyjną w Gdańsku przedstawiamy cykl kryminalny, w którym wracamy do 200 zbrodni, do których doszło na terenie gdańskiej "apelacji" na przestrzeni ostatnich 30 lat i które nie zostały wyjaśnione. Przybliżamy kulisy pracy analityków zajmujących się sprawami oraz opisujemy zbrodnie sprzed lat, których sprawców nie udało się namierzyć. Śledczy zwracają się z apelem: każdy, kto może pomóc w rozwikłaniu opisywanej sprawy, proszony jest o kontakt z redakcją, poinformowanie najbliższej jednostki policji lub prokuratury okręgowej w Gdańsku na adres [email protected].

6 września 1997 roku. Ówczesna Komenda Rejonowa Policji w Gdańsku. Dyżurny komisariatu w Gdańsku Złotej Karczmie przekazuje informację: w mieszkaniu przy ul. Syriusza znaleziono dwa ciała.
Okazuje się, że chodzi o gdańskiego jubilera, Jerzego S., i jego żonę - Annę S.
Numer na policję wykręcił Witold K., syn ofiar.

Zeznania syna

Anna i Jerzy S. przy ul. Syriusza w Gdańsku Osowej mieszkali od około pięciu lat. S. pod tym adresem prowadził pracownię zajmującą się wyrobami ze srebra. W Pasażu Królewskim przy Wałach Jagiellońskich miał sklep jubilerski. K. powiedział prokuratorom, że pracował w nim razem z matką i ojczymem. Rodziców ostatni raz widział 3 września, właśnie w pracy. Przez dwa kolejne dni przebywał na zwolnieniu lekarskim. Jeszcze 4 września, w godzinach popołudniowych dzwonił do matki na numer telefonu, tego w sklepie.

K. powiedział też, że następnego dnia, jakoś między 14 a 15, próbował skontaktować się z matką telefonicznie. Dzwonił na numer sklepowego telefonu. Nikt jednak nie podnosił słuchawki. Wtedy nie uznał tego za coś niepokojącego: pomyślał, że rodzice po prostu wzięli dzień wolny.

Kiedy jednak następnego dnia, 6 września, Anna i Jerzy S. nie pojawili się w sklepie i nie odbierali telefonu w swoim domu, Witold zaniepokoił się. Postanowił, że ich odwiedzi.

Do drzwi domu dzwonił kilka razy. Nikt nie otwierał. Klamkę - mówił później prokuratorom K. - nacisnął odruchowo. Ustąpiły - nie były zamknięte. Od wewnętrznej strony, w zamku, tkwił klucz. Najpierw kroki skierował na pierwsze piętro. Tam był pokój dzienny i kuchnia z jadalnią.

Gdy wszedł do gościnnego, zauważył Jerzego S. Siedział na kanapie. Ojciec - mówił później śledczym K. - trzymał w ręku pilota od telewizora. Wyglądał jakby spał. W pewnej chwili jednak Witold zauważył krew.

K. zeznał, że był przerażony, że krzyczał, że przeszukiwał dom. Właśnie wtedy w garażu, na parterze, zauważył kałużę krwi. A w niej swoją matkę. K. zapamiętał też, że w całym domu, mimo wczesnej pory, paliło się światło. Wezwał policję i pogotowie.

Przesłuchania świadków

Pierwszy świadek mówił, że 5 września 1997 roku, między godziną 1 a 1.30, na parkingu przy skrzyżowaniu ul. Wegi i Syriusza widział, że parkował czerwony fiat 125p. Z samochodu wysiadła czwórka młodych, dobrze zbudowanych mężczyzn. Rozejrzeli się po okolicy i ruszyli w kierunku posesji S. Z pola widzenia zniknęli mu - tłumaczył śledczym - na dwie-trzy minuty. Po chwili jednak zauważył ich wybiegających z posesji, bądź z tej poniżej z nią sąsiadującej. Nie potrafił jednak podać śledczym danych, które mogłyby pomóc zidentyfikować tajemniczą czwórkę.

Drugi świadek stwierdził, że 5 września 1997 roku jego uwagę zwróciły taksówki parkujące vis-a-vis posesji S. i kobieta, która "poruszała się samochodem koloru granatowego". Ta, według świadka, dwukrotnie podchodziła w kierunku bramki domu Anny i Jerzego S.

W sprawie brutalnego morderstwa śledczy przesłuchali sąsiadów Anny i Jerzego S. i właścicieli pawilonów handlowych w Pasażu Królewskim w Gdańsku. Z akt śledczych: "Zeznania, które wymienieni złożyli, nie dostarczyły takich danych, które mogłyby przyczynić się do ustalenia sprawców zabójstwa".

Prokuratorom nie udało się odtworzyć przebiegu zdarzeń, do których doszło między 4 a 6 września 97 r. Ustalono jedynie, że Annę i Jerzego S. świadkowie widzieli ostatni raz 4 września, między 18.15 a 18.30, jak odjeżdżali sprzed Pasażu Królewskiego. Później, między 19 a 19.30, już w pobliżu ich domu.

Prokuratorskie tropy

Według biegłych, Anna S. zmarła "śmiercią gwałtowną, nagłą, w następstwie postrzału głowy, powodującego rozległe uszkodzenie mózgu". Bezpośrednią przyczyną śmierci - pisali biegli - było "uduszenie się wskutek zatkania dróg oddechowych przez krew". Jerzy S. zginął od "postrzału głowy".

Z opinii biegłych: "Charakter, rozległość i umiejscowienie uszkodzeń głowy (...) wskazują, że strzał został oddany z broni krótkiej, trzymanej w ręce obcej (...)".

W czasie autopsji nie stwierdzono jednak, by mordercy strzelali z tzw. przystawienia. Z ekspertyzy kryminalistycznej wynikało, że mogło być to ponad pół metra.

Zabezpieczone na miejscu zdarzenia pocisk i łuski - zapisali w aktach śledczy, powołując się na badania z zakresu balistyki i broni - pochodzą od nabojów pistoletowych kaliber 7,65 mm, wzoru Browning. Wystrzelone były z tego samego egzemplarza pistoletu, który "posiada zniszczony przewód lufy lub został wykonany sposobem samodziałowym". Inaczej mówiąc: wykonanym lub przerobionym samodzielnie. Z badań z zakresu mechanoskopii wynikało natomiast, że na zamku posesji występowały ślady "działania kluczem dorobionym" dopasowanym lub wytrychem.

Domysły i domniemania

Prokuratorzy w postanowieniu dotyczącym umorzenia pisali: "w toku prowadzonego postępowania opracowano szereg wersji śledczych. Każda z nich była szczegółowo weryfikowana i sprawdzona, jednak ostatecznie pozyskany materiał dowodowy nie pozwolił na przyjęcie którejś z nich jako jedynie wiarygodnej. Do chwili obecnej motyw zbrodni, jak i sprawca pozostaje nieznany. Pozyskane bowiem dane to jedynie domysły bądź domniemania, niedające się zweryfikować, co ostatecznie nie pozwala na przypisanie im jakiejkolwiek mocy dowodowej".

Postanowienie datowano na 30 maja 1998 roku. Powód: niewykrycie sprawcy przestępstwa.

Bez finału, choć z szansą na rozwiązanie

Kto zastrzelił jubilera z Osowej? - to pytanie w drugiej połowie 1997 roku obiegło pomorskie media, a przy okazji przez wiele miesięcy spędzało sen z powiek kryminalnym i prokuratorom. Mimo żmudnego śledztwa, zagadki śmierci Jerzego S. i jego żony nie udało się wyjaśnić do dziś. Tymczasem niewykluczone, że do tomów akt sprzed niemal dwudziestu lat wrócą prokuratorscy analitycy. Sprawa mordu na gdańskim jubilerze i jego żonie może zatem znaleźć swój finał: uda się ustalić, kim był morderca lub mordercy i dlaczego zabili.

"Małżeńskie" mordy i nieuchwytni mordercy

Tragiczna śmierć Jerzego i Anny S. to tylko jedno z serii niewyjaśnionych "małżeńskich morderstw", do których doszło na terenie gdańskiej Prokuratury Apelacyjnej w ciągu ostatnich 30 lat. W 1991 roku w Gdyni zginęli Dorota i Rudolf S. Cztery lata później zamordowano w Gdańsku Elżbietę i Henryka P. (ich sprawę opisaliśmy na naszych łamach), w 1998 roku uduszono Mieczysława i Katarzynę W. Do mordu doszło w Gdyni. Trzy lata wcześniej, w Chełmnie, zabito Aleksandra i Grażynę G. Mimo upływu lat morderców do dziś nie udało się namierzyć. Sprawy mogą pomóc wyjaśnić prokuratorscy analitycy.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki