Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

1050 rocznica Chrztu Polski, czyli jak zostaliśmy przedmurzem chrześcijaństwa

Paweł Dzianisz
Lednica: Kraj Polan, jego serce, 32 kilometry od Poznania, 18 od Gniezna, rynnowe jezioro, pięć wysp na jeziorze i ta jedna najważniejsza - Ostrów
Lednica: Kraj Polan, jego serce, 32 kilometry od Poznania, 18 od Gniezna, rynnowe jezioro, pięć wysp na jeziorze i ta jedna najważniejsza - Ostrów Marek Zaklrzewski
Agresywne współcześnie media jakby zmiękły we wspólnej pobudce: koniec przyszłego tygodnia przebiegnie w jubileuszowych obchodach 1050 rocznicy Chrztu Polski. Cała Polska, ze szczególnym akcentem w Gnieźnie i Poznaniu, skłoni głowy na to wezwanie

Sięgnąłem do archiwum gromadzącego noty i urywki pamięci z czasu, kiedy powstawała nasza świętowojcie-chowa trylogia, bo niewątpliwie i chrzest Gdańska zechce się przypomnieć wśród celebracji lednickich, uroczystości gnieźnieńskich i poznańskich, manifestacji nabożnych. Historia mówi ponad wiekami: ego vos baptizo - i jesteśmy ochrzczeni.

***

Może przemknie nam w pamięci myśl - szczególnie ważna z racji 1050 rocznicy - o krzepiącej naszą samoświadomość pielgrzymiej przez wieki drodze naszych przodków w takim samym pochyleniu przyjmujących krople chrzcielnej wody: przypomnienie chrztu ich przodków i jeszcze ich przodków, którzy pierwsi usłyszeli chrześcijańskie błogosławieństwo te baptizo - (ja ciebie chrzczę...). Tysiąc lat temu i do tego pięćdziesiąt dokonało się wydarzenie, które Rocznik kapitulny krakowski w podobnej odnotował formule: „966 Mysko dux baptizatur” - książę Mieszko został ochrzczony.

***

Był to rok 966, ale rok wcześniej - co odnotował kronikarz w tych pierwszych u nas historycznie zapisach - „965 Dobrouka venit ad Meskonem” - do Mieszka przybyła Dąbrówka (o której w bardzo przyjaznej formie wyrażał się merseburski biskup i pilny kronikarz Thietmar.

Władca Polan, pojąwszy za żonę księżniczkę czeską, siostrę księcia Bolesława Srogiego, stworzył fakt o fundamentalnym dla Polski znaczeniu. Uwikłany w ślimaczącą się wojnę z pogańskimi Wieletami, pod misyjnym pozorem napierany równocześnie przez niemieckich sąsiadów, zwrócił się do sąsiada czeskiego, będącego z Wieletami w dobrych układach. Biorąc więc za żonę Dobrawę, pozyskał Mieszko nad Wełtawą sojusznika w wieleckich sporach i pobożną, gorliwą apostołkę nieodzownego dla państwa Mieszka chrystianizmu, otwierającego wrota do chrześcijańskiej Europy. Nakazem chwili było wyjście z zaściankowej izolacji i włączenie się do świata rozwiniętej cywilizacji i kultury.

Rok wydarzenia, a nawet wielkanocna data dzienna (14 kwietnia) i miejsce (Poznań, na Ostrowie Tumskim) - jeśli są pewne, nie dotyczą jednakże chrztu samego księcia, a możemy je rozumieć tak, jak z pokolenia na pokolenie uczyliśmy się w szkołach: chrzest Polski. Mieszko zapewne w Poznaniu asystował w chrzcie najbliższych mu wielmożów. Sam był już ochrzczony, zapewne w Ratyzbonie (która swymi wpływami sięgała niemającej swego biskupa Pragi), by już jako chrześcijanin poślubić w 965 roku czeską księżniczkę. W Ratyzbonie też - jak się mniema - mógł otrzymać później użyte w arcyważnym dokumencie imię chrzestne - Dago.

Na Ostrowie Lednickim, a także w Poznaniu, współczesna nam archeologia odkryła niewątpliwe misy chrzcielne z X wieku. Do nich zapewne wstępowali w masowym obrzędzie wielmoże obok drużynników, kmiecie obok robów, kobiety obok mężczyzn, aby przyjąć znak „nowej wiary”.

Ochrzczono więc gromady Polan posłusznych woli i racjom księcia. Przedstawiciele plemienia przyjęli chrześcijaństwo, o którym już zapewne słyszeli czy to od sąsiedzkich Czechów lub Niemców, czy to od wędrowców, którzy ku Bałtykowi po jantar sięgali w długich wyprawach z najdalszych krain europejskich.

Oswajali się Polanie z „nową wiarą” z wolna i z trudem, sami już ją nieśli w dalsze rodziny, w zaprzyjaźnione środowiska, w sfery gospodarczych interesów. Trwało to może już od poprzedzającego ludowy chrzest wieku, a pewnie jeszcze i ze dwa stulecia po nim. Coraz lepiej rozumiano nie tylko powody, dla których książę przyjął dla swego państwa chrześcijaństwo, ale także sens i duchowe dobro, jakie z sobą niosło.

Chrześcijaństwo, do tego przyjmowane od pokrewnego ludu, przyniosło księciu, jego państwu i ludowi poczucie jedności plemion znad Wisły, Warty i Odry, wytrącało też ze złowieszczej akcji zbrojną misyjność niemiecką, wprowadzało w szybko na przełomie tysiącleci zmieniający się świat z jego rozwiniętą gospodarką i kulturą. Przekreślało więc anachroniczną sytuację państwa Polan odsuniętego od moralnej siły chrześcijańskiej Europy.

Stawszy się otwartą przez chrzest nową drogą w historię, jakby złożyło chrześcijaństwo Polsce na zmienne koleje losu obowiązek służby kresowej.

Chrzest, wyraz starosłowiański, zapewne przejęty z wiarą w krzyż od Czechów, którzy uczestniczyli w pamiętnej misji chrystianizacyjnej (krist, kriest, krzyż) daje oczyszczenie z grzechu pierworodnego i z grzechów osobistych, udziela nowego życia przez uczestnictwo w tworzącej przymierze z Bogiem wspólnocie Kościoła.

W polskich dziejach stał się znamieniem wierności, symbolem trwania przy katechizmowych nakazach wiary (lex credendi), uczynków (lex vivendi), celebracji chrześcijańskiego misterium (lex celebrandi) i chrześcijańskiej pokory wyznawania (lex orandi). Naznaczenie chrztem stało się dla polskiego narodu nie tylko historycznym i duchowym dziedzictwem kultury europejskiej, ale także znakiem pieczy nad wyźródlanymi z niej wartościami.

Dziś, mimo rozpleniającej się amoralności współczesnego świata, pozostaje znakiem wierności i znakiem wiary, że Europa nie stanie się zlaicyzowaną pustynią, lecz przeciwnie - przetrwa jako miejsce wciąż żywej inspiracji duchowej.

W tym sensie pozostajemy wciąż nadzieją Europy. Czerpiąc siłę z tej świadomości historycznej, która wyróżniła Polskę jako „przedmurze chrześcijaństwa”, jako „państwo bez stosów”. Siła ta pozwoliła naszym przodkom stanąć w obronie wiary pod Legnicą (1241) i pod Chocimiem (1674), pod Wiedniem (1683) i pod Warszawą (1920). Siła ta dała odwagę zawiązać tolerancyjną konfederację warszawską (1573) i toruńskie Colloquium Charitativum (1645).

Od chrztu Mieszka (966), ślubów kazimierzowskich (1656), od aktu „Dagome iudex” (991), oddającego Polskę pod opiekę Stolicy Apostolskiej, po współczesny Apel Jasnogórski - Polonia semper fidelis, Polska zawsze wierna.

Obowiązek nasz, wynikający z Mieszkowego przesłania chrzcielnego, chcemy dziś podkreślić wielkanocną datą rocznicową.

Żyjemy w czasie zwątpień i przygnębień, jakbyśmy niepomni byli i niegodni ojcowskich nauk Polskiego Papieża Jana Pawła II, pamiętnie wypowiedzianych na pożegnanie Ojczyzny w podkrakowskich Balicach (1997):

„Sercem ogarniam raz jeszcze wszystkich, którzy trudzili się - każdy na swój sposób - dla dobra ojczystej ziemi, aby stawała się coraz bardziej dostatnim i bezpiecznym domem wszystkich Polaków, aby umiała dawać także swój twórczy wkład do wspólnego skarbca wielkiej rodziny krajów europejskich, do której należymy od przeszło tysiąca lat”.

***

Od przeszło tysiąca lat. A więc od czasu, kiedy - jak wspomina Kronika wielkopolska - „za namową żony i pod tchnieniem łaski boskiej [Mieszko] przyjął chrzest z całym ludem lechickim, czyli polskim”.

Dwa lata po tym akcie, w 968 roku, pierwszym biskupem w Poznaniu zostaje sprowadzony przez Mieszka (prawdopodobnie z Lotaryngii) Jordan, podległy nie niemieckiemu biskupowi w Magdeburgu, ale wprost Rzymowi.

W 1000 roku w poruszającej Europę pielgrzymce do grobu św. Wojciecha w Gnieźnie przybył cesarz Otton III. Zjazd gnieźnieński ustanowił polską hierarchię kościelną i nowe biskupstwa w Gnieźnie, Wrocławiu i Kołobrzegu.

Od ponad więc tysiąca lat, przechodząc przez dni chwały i klęski, chronimy się w obszarze określonym przez chrzest w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Kraj Polan, jego serce, 32 kilometry od Poznania, 18 od Gniezna, pejzaż lekko zafalowany, otwarty i przejrzysty, rynnowe jezioro, pięć wysp na jeziorze i ta jedna najważniejsza - Ostrów, osnuty legendą i przemawiający odsłoniętą spod ziemi i wody historią. To tu Kraszewski w swej „Starej baśni” kazał ukryć się Dziwie przed natarczywością Domana. „Na jeziorze Lednicy leżała wyspa, ostrów święty, do którego z dala, od Wisły nawet, od Łaby, od Odry przychodzili z ofiarami po wróżby i rady pielgrzymi (...) pokazało się jezioro szeroko rozlane, świecące, jasne, a podróżni powitali je pokłonem, bo i ono, jak ostrów, świętym było. Ostrów też z dala się dostrzec dawał, naówczas gęstym gajem i zaroślami okryty. U brzegu, na palach wbitych niegdyś w jezioro, stały chatki rybaków nędzne. Przy nich do palów poprzywiązywane czółna kołysały się jak senne, poruszając z falami. Rybacy, zamieszkali w tych budkach, przewozili na ostrów pielgrzymów”. Archeologia odkryła most drewniany 9 metrów szeroki, a więc na dwa wozy, piękną budowlę hydrotechniczną z X-XI stulecia.

Znakomita krakowska następczyni Mariana Sokołowskiego prof. Klementyna Żurowska wskazuje, że zespół na Lednicy w swej pierwotnej fazie wyprzedzał budowę najstarszych katedr wielkopolskich (domyślamy się, że w Poznaniu i Gnieźnie) i łączy się z akcją misyjną księcia Mieszka i misyjnego biskupa Jordana, cudzoziemca przybyłego do kraju Polan w orszaku chrzestnej matki polańskiego ludu, czeskiej księżniczki Dobrawy, którą przyswoiliśmy sobie jako Dąbrówkę.

Patrzymy na te baseny, które dla jakiejś przyczyny są właśnie odgrodzone linkami, ale niebaczni na „nie wolno” przechodzącego stróża, na chwilę - i odpuść nam nasze winy - przeskakujemy zagrodzenie i dotykamy szorstkich ścianek. Przeszedł po nas dreszcz nadzwyczajnej emocji: oto chrzcielnica Polski.

***

Różnymi drogami wiodła przez czas rzeka misyjnego plonu. Wybitny historyk Andrzej Nowak pisał: „Ta praca nad przyoblekaniem nowego człowieka, jakiej szansę daje chrzest, zaczynała się dopiero w 966 roku. Wciągać będzie kolejne kręgi, od najbliższego otoczenia księcia, poprzez nawracanych na jego ziemi poddanych, kolejne pokolenia, aż do naszego. Już w pierwszym pokoleniu po Mieszku i Dobrawie, pokoleniu ich syna Bolesława Chrobrego, ta wspólnota, którą stworzył chrzest, a którą umocniło świadectwo męczeństwa św. Wojciecha i zbrojne ramię Piastów, zostanie nazwane Polską”.

***

A więc na przykład silny akcent Gdańska.

Miejsce musiało być Wojciechowi dobrze znajome. Nawet jeśli wyprawiał się dla przygotowania katechumenów do osady U Dębu, to przecież wracał chyba do grodu przez silniej zaludnione kwartały gdańskie. Może nawet tam, u Motławy, przy łatwo dostępnym nabrzeżu odbywały się masowe chrzty?

Tam też pragniemy widzieć przygotowaną do podróży Łódź Wojciechową, stamtąd pragniemy przypatrywać się razem z tłumem gdańszczan pamiętnemu odpłynięciu misyjnego biskupa.

Kanapariusz w swoim żywocie św. Wojciecha tę pamiętną scenę maluje - przypomnijmy - kilku zaledwie zdaniami:

„On zaś przybył najpierw do miasta Gdańska, położonego na skraju rozległego państwa księcia i dotykającego brzegu morza. Tu, gdy miłosierny Bóg błogosławił jego przybyciu, gromady ludu przyjmowały chrzest. Tu, odprawiając obrzędy mszalne, Ojcu ofiarował Chrystusa, któremu za kilka dni siebie samego miał złożyć w ofierze. Cokolwiek zaś pozostało z tego, co w komunii przyjął sam i nowo ochrzczeni, kazał zabrać i zawinąwszy w czyściutkie płótno zachował dla siebie jako wiatyk.

Nazajutrz zaś pożegnawszy się ze wszystkimi, wstępuje do łodzi i uniesiony na morze znika oczom wszystkich, którzy już nigdy potem nie mieli go ujrzeć”.

***

W pamięci mojej pojawia się moment, kiedy wzruszony mogłem zejść do Jordanu w Deir Mar Juhannan i zanurzyć rękę, aby w duchu ponowić chrzest z Wojciechowej przez Pomorze drogi, na której w 997 roku ochrzcił wielkie gromady ludzi. Krzyżem rysowanym od czoła, by umysł był czujny i wrażliwy, ku sercu - by było gorące i niestrudzone; potem w poprzek od lewego ku prawemu ramieniu - aby były silne i wytrwałe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki